Hada Labo Tokyo Sun Lotion SPF 50 Emulsja do opalania

Pomimo, że nie jest to idealny krem z filtrem, bo wymagania na krem z filtrem do używania pod makijaż są na pewno wysokie, to polecam go. Ideał trudno znaleźć, bo nawet azjatyckie kremy, które są naprawdę lekkie albo dają efekt azjatyckiego glow albo są matowe że aż ściągają skórę jak vichy czy anthelios. Hada labo wzbudza moje zaufanie, azjatycki filtr to jednak marka. Cieszę się, że Dax Cosmetics podjęło taką współpracę, już kilka kosmetyków z tej azjatyckiej linii kupiłam i mi się podobały. Krem ma wielką tubę 200 ml i okazuje się patrząc na skład, że jest identyczny z kremem do twarzy tej firmy o pojemności 50 ml. Wielka tuba na cały sezon to jest to czego filtromaniaczka potrzebuje. Jasno żółty, kremowy kolor, krem nie bieli w najmniejszym stopniu - mam bladą twarz a opalony dekolt, krem nie podkreśla tej różnicy, nie nadaje sino-białej poświaty. Nakładany w przepisowej ilości nie wchłania się idealnie - zostawia lekką poświatę, taki azjatycki glow. Nie jest tłusty tak jak inne kremy, nie lepi się. Twarz nie jest po nim matowa, ale też nie wygląda tak źle jak europejskie kremy z spf50. Ostatecznie da się go nosić bez przypudrowania i nie straszyć. Nie zmienia drastycznie właściwości makijażu, da się nałożyć zarówno sypki podkład mineralny jak i zwykły fluid czy krem bb. Może minimalnie szybciej cera się przetłuszcza. Jednak nie ma wrażenia obklejenia grubą warstwą kosmetyków, skóra nie jest obciążona. Dla mnie to dobry krem do używania na co dzień. Nie zapycha, nie powoduje krostek. W porównaniu do innych kremów jest odrobinę cięższy niż aloesowy holika, podobny w konsystencji i efekcie jak niebieski Biore. Ja nakładam go na inny lekki krem lub serum i nie czuję obciążenia. Używany sporadycznie solo nie wysusza skóry - nie czuć w nim alkoholu. Mam skłonność do przebarwień, nie zauważyłam, żeby powiększyły się podczas 3 miesięcy używania tego kremu, czyli działa.