W celu zarówno rozświetlenia poszarzałej cery, jak i wyrównania kolorytu skóry postanowiłam zaopatrzyć się w kosmetyk z witaminą C. Marka Bandi oferuje emulsję z jej bardzo stabilną i zarazem niedrażniącą formą, więc jako osoba o cerze wrażliwej i wielbicielka emulsyjnych formuł byłam pewna, że będzie to dla mnie idealny kosmetyk. Niestety trochę się przeliczyłam.
Pierwszym niemiłym zaskoczeniem okazała się dla mnie konsystencja. Sugerując się podaną przez producenta nazwą "emulsja", spodziewałam się dokładnie takiej formuły – lekkiej i płynnej (może nawet do stosowania w roli serum), a okazała się ona gęstsza i typowo kremowa (bliżej temu kosmetykowi do kremu na noc z ceramidami Bielendy niż do emulsji). Mimo że po próbnym rozsmarowaniu na dłoni nie było to tak problematyczne, na twarzy moje odczucia była zgoła inne. Czułam tę "emulsję" przez co najmniej dwie godziny i było to dla mnie bardzo niekomfortowe. Co ciekawe, w opisie produktu producent pisze o "lekkiej emulsji", a w odpowiedzi na pytanie używa już określenia "krem z witaminą C", tak jakby były to w 100% synonimy. Naprawdę nie rozumiem, jaki sens ma nadawanie nazwy, która nie oddaje w pełni stanu faktycznego.
Druga kwestia to wykończenie. Emulsja, a właściwie krem, rozprowadza się bezproblemowo i w większości szybko wchłania, jednak pozostawia na skórze specyficzną powłokę, której nie mogę nazwać ani otulającą, ani odżywczą. Na mojej skórze warstwa ta była tłusta i nieprzyjemna w dotyku. Czułam się w tym kremie tak źle, że nie mogłam się doczekać, aż umyję twarz, a gdy już do tego doszło, musiałam stosować dokładne i dwuetapowe oczyszczanie, żeby się jej pozbyć (sama woda, pianka lub emulsja myjąca nie wystarczyły).
Trzecia i ostatnia sprawa to zapach. Byłam przygotowana na specyficzną woń witaminy C (objawiającą się czasem czy to czymś bardziej kwaskowatym, czy wręcz kojarzącym się ze spalenizną), jednak obecna tu kompozycja zapachowa zdecydowanie nie wpisała się w mój gust. Propozycja marki kojarzy mi się z czymś ciężkim, tłustym i, co najgorsze, okropnie mdłym. Nie jest to nic zepsutego (kosmetyk ma długą datę ważności) i na pewno znajdzie swoich zwolenników (widziałam opinie, że pachnie "cudnie"), jednak mój nos nie jest w stanie znieść czegoś takiego przez dłuższy czas. Zapach z czasem traci na intensywności, natomiast na moje nieszczęście jest trwały (czułam go nawet po kilku godzinach).
Starałam się nie skreślać emulsji już na starcie i w imię tak chwalonych efektów spróbować się do niej przekonać. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że użytkowanie wiąże się dla mnie z tak nieprzyjemnymi aspektami, że nie byłabym w stanie stosować tego kremu regularnie przez dłuższy czas. Z tego powodu nie mogę ocenić rzetelnie długotrwałych efektów. Z krótkotrwałych mogę wyróżnić jedynie rozjaśnienie cery (które po zaprzestaniu stosowania jednak szybko minęło). Żałuję, że kosmetyk aż tak mi nie przypadł do gustu, bo na piśmie zapowiadał się znakomicie i wielu osobom się sprawdził. Mimo wszystko nie chcę zniechęcać do tego kremu, ale lepiej najpierw zapoznać się z próbkami. W końcu stosowanie kosmetyków (poza działaniem) powinno być przyjemnością, a nie przykrą koniecznością.
Zalety:
- opakowanie airless
- zastosowanie 3-O-Ethyl Ascorbic Acid (bardzo stabilnej formy witaminy C)
Wady:
- myląca nazwa (wbrew nazwie "emulsja" konsystencja kremu)
- u mnie uczucie ciężkości na twarzy
- pozostawienie na twarzy tłustej, nieprzyjemnej powłoki
- w moim odczuciu nieprzyjemnie mdły i niestety trwały zapach
- wbrew deklaracjom brak nawilżenia, raczej natłuszczenie (ale nawet sam producent w Q&A wspomina, że produkt w niektórych przypadkach krem może okazać się za słaby)
- dla osób restrykcyjnie podchodzących do składu: obecność kontrowersyjnych substancji typu Disodium EDTA
- wysoka cena regularna (w zależności od źródła 90-100 zł, w promocji około 80 zł)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie