Lubię pianki samoopalające, ponieważ należę do tych osób, które nie opalają się wcale. I nie chodzi tutaj o to, że nie chcę. Po prostu moja bardzo jasna skóra w żaden sposób nie chce się opalić. Po ekspozycji na słońce łapie czerwony kolor, a gdy czerwony kolor zejdzie to jest nadal biała. Dlatego tego typu produkty to mój jedyny sposób na ładną opaleniznę.
Pianka znajduje się w pięknej, ciemnobrązowej butelce, która ma pojemność 240ml. Dużym zaskoczeniem (i pozytywnym) było dla mnie to, że butelka jest szklana, ponieważ wszystkie pianki, których używałam zazwyczaj były w plastiku. Umieszczona na opakowaniu etykieta jest przezroczysta i zostały na niej umieszczone białe oraz miedziane (metaliczne) napisy. Pianka ma dozownik w postaci pompki co jest sporym ułatwieniem podczas jej aplikacji. Pompka jest wykonana z czarnego, matowego plastiku stylizowanego na metal. Warto też dodać, że działa ona bez zarzutu - nie zacina się i pozwala na pełną kontrolę.
Moim zdaniem opakowanie zostało zaprojektowane idealnie, wygląda ślicznie i jest bardzo wygodne w użyciu.
Produkt w opakowaniu to przeźroczysty płyn, który pod wpływem działania pompki zmienia się w białą, puszystą (średnio "sztywną") piankę. Pianka rozprowadzona na skórze wchłania się w ekspresowym tempie i nie zostawia lepkiego filmu. Jej zapach to dla mnie hit, ponieważ pachnie ona jak Malibu! Rajski kokos okraszony nutą słodyczy uderza w nos podczas jej aplikacji. Produkty samoopalające raczej kojarzą mi się z kakaowym lub bliżej nieokreślonym "rosołowym" aromatem, więc zapach It's Tan O'Clock jest strzałem w dziesiątkę.
Przed użyciem pianki należy pamiętać o peelingu. Ja wykonuję go rękawicą peelingującą I gLOVE Peel od Veoli. Dzięki takiemu zabiegowi jestem w stanie uniknąć nieestetycznie wyglądających plam czy zacieków po aplikacji pianki.
Kosmetyku nie powinno się nakładać dłońmi, ponieważ skutki takiego postępowania mogą okazać się tragiczne - no chyba, że lubi się mieć zafarbowane dłonie i paznokcie ;) Mi do nakładania służy rękawica I gLOVE Tan (również od Veoli). I oczywiście na łokcie, kolana i kostki aplikujemy cieńszą warstwę produktu, ja zabezpieczam dodatkowo te miejsca kremem lub balsamem.
Produkt nakładam na skórę wieczorem i idę spać. Nie boję się o to, że pobrudzę ubrania czy pościel, ponieważ ta pianka najzwyczajniej w świecie tego nie robi. Trzeba jednak zaczekać chwilkę przed założeniem ubrania i dać jej się wchłonąć. Rano wystarczy wziąć prysznic i voila - mamy skórę muśniętą słońcem! Kolor uzyskanej opalenizny jest przepiękny, bardzo naturalny i na mojej bardzo jasnej skórze wpadający w średnio chłodny odcień jasnego brązu. Opalenizna zmywa się równomiernie i stopniowo. W moim przypadku stosowanie jej raz w tygodniu jest wystarczające.
Kilka recenzji niżej Aneta_Ch trafnie zauważyła, że trzeba się pilnować i po nałożeniu pianki unikać kontaktu z wodą. U mnie zaciek pojawił się na ręce i w żaden sposób nie mogłam się go pozbyć. Myłam ręce i nie zauważyłam małej strużki wody, która popłynęła mi po przedramieniu, gdy sięgałam po ręcznik. Ale sama sobie jestem winna, bo po prostu tego nie dopilnowałam ;) Nie mniej jednak niech moja nieuwaga będzie przestrogą dla innych.
Na pochwałę zasługuje fakt, że kosmetyk ten nie przesusza skóry, co czasem zdarza się po użyciu samoopalaczy. Analizując skład (który notabene jest w 98,6% pochodzenia naturalnego) znajdziemy w nim mnóstwo wspaniałych składników, jak na przykład:
*Bronz’Alg® (ekstrakt z brązowej algi) - działanie antyoksydacyjne, fotoprotekcyjnie, a dodatkowo wspomagające syntezę melaniny,
*naturalna melanina z daktylowca (roślinny odpowiednik melaniny, która występuje w ludzkiej skórze) - ponownie działanie antyoksydacyjne,
*wegański DHA - odpowiada za brązowienie skóry,
*sok z liści aloesu - właściwości przeciwzapalnie, bakteriobójcze, regenerujące no i oczywiście nawilżające,
*wyciąg z owoców malin - łagodzi, odświeża, koi skórę,
*betaina (naturalny aminokwas) - działanie nawilżające, wygładzające, łagodzące.
*ekstrakt z kwiatu brzoskwini (bogate źródło flawonoidów) - bogaty we właściwości łagodzące, rozświetlające, rewitalizujące i chroniące przed działaniem wolnych rodników.
Wydajność pianki jest spora. Stosując ją raz w tygodniu bez wątpienia wystarczy mi na kilka długich miesięcy.
Jej cena może wydawać się niektórym wysoka, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że mało na rynku jest samoopalaczy, które mają tak fantastyczny i bogaty skład oraz działanie pielęgnujące skórę.
Podsumowując - jestem mega zadowolona z tej pianki i uważam, że jest to jedna z lepszych propozycji na rynku. Jej działanie, skład, fantastyczny zapach oraz wydajność sprawiają, że chętnie sięgnę po nią ponownie.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl