Lekki, wonny i przyjemny w aplikacji, a superodżywczy w działaniu nocny odmładzacz – w uroczym, eleganckim flakoniku z pompeczką i - w masce kanibala Hannibala Lectera
Markę Lierac wręcz uwielbiam za wspaniałe efekty działania rozkosznych w aplikacji dermokosmetyków na mojej trudnej, mieszanej, z okresowymi niedoskonałościami, wrażliwej, dojrzałej cerze (40+), natomiast są to niestety produkty bardzo drogie, i zdarzało mi się je tylko czasem kupować wyłącznie w trakcie aptecznych akcji promocyjnych. W taki też sposób nabyłam odżywczą emulsję przywracającą gęstość na noc Arkesin, o której wręcz marzyłam przez wiele miesięcy od kiedy zachwycił mnie balsam do ciała z tej linii (również rekomenduję w odrębnej recenzji), w wyjątkowo korzystnej cenie ok. 60 zł (za 50 ml), jakimś cudem obniżonej ze standardowej, w zależności od apteki, przekraczającej nawet próg 120 zł.
Arkeskin to seria do pielęgnacji cery oraz skóry ciała dla Kobiet w okresie okołomenopauzalnym, gdyż dzięki swoim składnikom – w opiniowanej emulsji na noc w 96% pochodzenia naturalnego: nasionom lnu – regenerującym i poprawiającym gęstość, cykorii – wygładzającej i przywracającej elastyczność, biopeptydowi – pobudzającemu skórę do regeneracji i odnowy, oraz kwasowi hialuronowemu – wypełniającemu drobne zmarszczki i linie - zwalcza problemy dojrzałej cery związane z utratą jędrności.
Menopauzy jeszcze nie mam, jej przyszłe nadejście mnie szczególnie nie martwi (niepotrzebnie obrosła w absurdalne, demoniczne tabu, gdyż Kobiety wcale po niej nie brzydną, tylko mogą w końcu poszaleć z seksem bez strachu o antykoncepcję), natomiast pomimo tak ignoranckiego podejścia mam świadomość zarówno upływu czasu, jak i grawitacji, i staram się jednak stosować antystarzeniową pielęgnację, do której produkty Lierac Arkeskin są idealne – bardzo skuteczne, a do tego bosko rozkoszne.
Emulsję nocną umieszczono – jak perfumy - w ładnym skromną urodą, szklanym, cylindrycznym flakoniku pudrowej barwy, zwieńczonym złocistym mocowaniem z białą, zgrabną pompeczką o małym "dzióbku", idealnie dawkującą półpłynny lotion (co bardzo podwyższa jego wydajność), a zabezpieczoną dodatkowo przed dostępem powietrza nasadką, jako żywo imitującą maskę Hannibala Lectera z m.in. "Milczenia owiec" Thomasa Harrisa (przy okazji polecam całą kultową serię – zarówno powieści, jak i ich wyjątkowo udane ekranizacje). Czad!
Wspomniana półpłynna, jedwabiście lekka, a jednocześnie odczuwalnie treściwa konsystencja emulsji szybko się wmasowuje i natychmiast całkowicie wchłania w cerę, zapewniając od razu poczucie odświeżenia, oraz porządnego nawilżenia i odżywienia.
Towarzyszy temu śliczny, bardzo delikatny aromat magnolii, przy czym ostrzegam, że początkowo kosmetyk bucha przez moment nie aż tak ładnymi, bo lekko laboratoryjnymi nutami, co przy pierwszej aplikacji mnie wręcz rozczarowało, ale po kilku minutach aromat emulsji jest wręcz perfumeryjny, choć bardzo subtelny – relaksuje, a nie męczy.
Kosmetyk działa już od momentu nałożenia natychmiast odczuwalnie nawilżając i łagodząc cerę. W moim przypadku pamiętam, że już po jednej nocy emulsja zniwelowała u mnie drobne plamki niedoskonałości na skórze, idealnie ją wygładzając. Przy stosowaniu tego kosmetyku stan cery bardzo szybko, dostrzegalnie się poprawiał – wyglądała zdrowo, promiennie, gładko, w zasadzie przestały się pojawiać niedoskonałości i nie było widać drobnych linii zapowiadających zmarszczki.
Gorąco polecam – nie tylko dojrzałym Damom - ten wspaniały – skuteczny i sensualny kosmetyk do nocnej pielęgnacji cery.
Zalety:
- efekt – wspaniała cera już rano po pierwszej wieczornej aplikacji – nawet trudna: dojrzała 40+, wrażliwa, mieszana ze skłonnością do niedoskonałości - odczuwalnie i dostrzegalnie nawilżona i odżywiona, gładka, ujednolicona, ukojona, wkrótce także jędrniejsza, bardziej sprężysta, wygładzona, bez skaz i drobnych linii;
- skład – w 96% pochodzenia naturalnego: nasiona lnu – regenerujące i poprawiające gęstość, cykoria – wygładzająca i przywracająca elastyczność, biopeptyd – pobudzający skórę do regeneracji i odnowy, kwas hialuronowy – wypełniający drobne zmarszczki i linie;
- wydajność – wybitna – znacznie powyżej pół roku;
- konsystencja – luksusowa – leciutkiego, jedwabiście gładkiego lotionu, choć odczuwalnie sycąca;
- zapach – luksusowy – subtelny, kojący, perfumeryjnie piękny aromat magnolii – choć przez pierwszą krótką chwilkę od aplikacji Nadwrażliwiec wyczuje lekkie nieładne laboratoryjne nutki, na szczęście szybko ulotne, czego zatem nie wskazuję jako wady;
- wchłanialność – wybitna – natychmiastowa, całkowita - nie pozostawiająca filmu, a poczucie nawilżenia, odżywienia, ukojenia i odświeżenia cery;
- opakowanie – ładny, szklany flakonik-cylinder o pudrowej barwie, zwieńczony złocistą opaską i sprawną, precyzyjną białą pompeczką z małym "dzióbkiem" - zabezpieczoną przed dostępem tlenu i bakterii zdejmowaną nasadką – taką maską (tylko że białą), jaką miał Hannibal Lecter z kultowej, w całości udanie zekranizowanej, serii Thomasa Harrisa
Wady:
- cena – wysoka – od 120 zł (za 50 ml) w zależności od apteki (pozwoliłam sobie na niego w trakcie dużej akcji promocyjnej za połowę ww. ceny)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie