Be Moye Urban Cream Complete Krem do twarzy

Wegański krem z naprawdę ciekawie dobranymi kompleksami roślinnych składników (polimer, ekstrakty z alg, mchu, śliwek kakadu, komórki macierzyste z borówki czerwonej), a to jest tylko część składu. Wydaje się być tłustawy, rozsmarowywanie na dłoni daje dwa różne wrażenia tak naprawdę. Na palcach czuć tłustość, ale w miejscu smarowania skóra jest po prostu posmarowana, tam tej tłustości nie ma. Na pewno przeszkadzałoby to uczucie niektórym, ja nie miałam nic przeciwko. Trudno też tym samym opisać konsystencję, bo nie jest lekka, ale kremowo odżywcza. Ja bardzo szybko kategoryzuje taki krem jako po prostu "otulający", takich szukam. Krem nadaje się na dzień i na noc. Nałożenie niewielkiej ilości pozwala w krótkim czasie nakładać makijaż, a trochę większa ilość zapewnia odżywczą okluzję na noc. Taka mnogość składników (różnych: odżywczych i tłustych) może trochę przerażać, bo tego jest naprawdę sporo. Mi ten krem się sprawdził przy cerze mieszanej (tłustej i suchej miejscami). Nie stosowałam go jednak codziennie, tylko robiłam dzień przerwy po kilku dniach używania, bo bywał zbyt bogaty. Jestem też zwolenniczką pielęgnacji wielowarstwowej, a ten krem nie zostawiał miejsca na wyszukane serum czy bogate esencje. W sensie, że przy nim one nie są potrzebne. Trudno jest oceniać taki kosmetyk, bo jest zrobiony naprawdę dobrze. Trochę dezorientuje przy bezpośrednim kontakcie, ale przeczytałam jakie są idee marki jako całej i rozumiem zamysł dopracowanego kosmetyku. Trzeba przyznać, że marka jest tworzona świadomie, wszystko zostało przemyślane. Opakowanie jest szklane z plastikową nakrętką, zgrabne i eleganckie. Bardzo trudno sprawdzić ten krem wcześniej, bo kosztuje ponad 100 zł i trudno jest dostać go w mniejszej formie. Jest też chyba sprzedawany tylko u producentki. Ja do niego nie wrócę właśnie przez cenę i dostępność.