Orjena Natural Moisture Mask Sheet Madecassoside Łagodząca maseczka w płachcie z madekasozydem

Maseczka znajduje się w saszetce o bardzo ładnej szacie graficznej, która zachęca do zakupu. Dzięki nacięciom umiejscowionym na górze opakowania bardzo łatwo dostać się do jego zawartości. O zapachu nie mogę powiedzieć zbyt wiele. Jedyne określenie, jakie przychodzi mi na myśl, to roślinny :D Ale ogółem jest dość nijaki i słabo wyczuwalny. Płachta jest w kolorze białym. Została wykonana z grubego materiału. Niestety nie ma żadnych nacięć, przez co miałam trudności z dopasowaniem jej w niektórych miejscach. Esencja jest bezbarwna oraz ma żelową konsystencję. Nie ma jej zbyt wiele w saszetce, ale spokojnie wystarczy na posmarowanie szyi i dekoltu. Poziom nasączenia pozwolił mi na 20-minutową aplikację. Podczas zabiegu maseczka chłodzi skórę, mimo że nie włożyłam jej wcześniej do lodówki. Po zdjęciu płachty trzeba poczekać kilka minut, aż resztki esencji się wchłoną. Zostawiła lekko klejącą warstwę, ale nie stanowiło to dla mnie problemu, ponieważ i tak potem wklepałam krem. Dodam, że mam cerę mieszaną - lekko przetłuszczająca się strefa T i suche policzki. Do tego jest wrażliwa, skłonna do zaczerwienień. Przede wszystkim maseczka świetnie łagodzi. Wszelkie krostki, stany zapalne oraz podrażnienia zostały zniwelowane. Koloryt cery został ujednolicony i skóra nabrała zdrowego blasku. Poza tym zauważyłam, że cera stała się bardziej elastyczna oraz bardzo dobrze nawilżona. Maska spełnia wszystkie obietnice producenta. Przez właściwości łagodzące polecam ją szczególnie cerom podrażnionym, ale dzięki innym efektom tak naprawdę sprawdzi się wszystkim.

Posiadam zestaw 7 koreańskich masek w płachcie na każdy dzień tygodnia. Ta jest przypisana do trzeciego dnia stosowania. Maseczki nakładam z rana na oczyszczoną skórę i zostawiam na dłużej niż zaleca producent. Płachta jest bardzo mocna nasączona, dlatego pozostawiając dłużej na twarzy mam wrażanie, że więcej dobroci robię dla swojej cery. Maseczka nie ma intensywnego zapachu i to właśnie lubię w maseczkach. Nie podrażnia skóry. Skóra po niej jest napięta, nawilżona i delikatna. Trochę lepka, ale po kilkunastu minutach uczucie lepkości znika i pozostaje lekkie glow. Tak rozpoczęty dzień zapewnia uczucie jak po profesjonalnym zabiegu kosmetycznym. Jedyny minus to to, że płachta jest zbyt duża, źle wycięta, ale dobrze naciągnięta i podwinięta dobrze przylega do skóry.

Kupując zestaw siedmiu maseczek za 24,99 zł w hipermarkecie zrobiłam sobie prezent urodzinowy. Saszetka z przeważającą bielą i zdjęciem zielonych liści wąkroty azjatyckiej, napisami na froncie w językach angielskim i koreańskim, na odwrocie informacje o działaniu i sposobie stosowania. Trójkątne nacięcia w górnej części opakowania ułatwiają otwarcie, ale trzeba uważać przy otwieraniu, bo kropelki esencji mogą chlusnąć ze środka na otoczenie. Jest to druga maseczka z zestawu 7 sztuk, bo na początku postanowiłam wybrać dla mojej zmęczonej chorobą i przesuszeniem przez ciągłe wycieranie nosa chusteczkami higienicznymi cery mieszanej z zazwyczaj przetłuszczającą się strefą T i bardzo suchymi okolicami pod oczami i policzkami maseczkę ‘Snail’, która miała mieć właściwości regenerujące, ale spowodowała taki kataklizm, że musiałam się ratować maseczką łagodzącą ‘Madecassoside’. Płachta mocno nasączona o dobrze wyciętych otworach na oczy oraz ma dłuższy pasek na nos, materiał trwały, nie rozciąga się i ogólnie dobrze przylega do skóry twarzy oprócz policzków i linii żuchwy, bo brak jej nacięć i przez to trochę się marszczy w tych okolicach. No i jest trochę za krótka w okolicach brody, bo ledwo ją przykrywa. Duża ilość esencji pozostała w opakowaniu, przez co mogłam jeszcze zaaplikować ją na szyję i twarz kilkukrotnie. Zapach charakterystyczny, przypomina sok z przeciętych łodyg roślin z rodziny bodziszkowatych (np. pelargonie) mocno wyczuwalny na początku, przez pierwsze dwie minuty wywoływał łzawienie, później przyzwyczaiłam się już do niego. Maseczka nałożona na oczyszczoną skórę od pierwszej chwili dawała uczucie nawodnienia, po 15 minutach nadal była mokra, dlatego poczekałam jeszcze 5 minut i dopiero ją ściągnęłam. Skóra pokryta lekko lepkim filmem, który po kwadransie przestał być odczuwalny. Cera nawilżona i ukojona po wcześniejszych przebojach, suche skórki i podrażnienia załagodzone i wygładzone; okolica z rozszerzonymi wyglądała na mocno wypełnioną, dlatego pory nie wyglądały już jak kratery na Księżycu.

Lubię maseczki w płachcie i jak tylko widzę takie w sklepie to trudno mi się im oprzeć. Z tą maseczką było podobnie. Natknęłam się na nią w Biedronce i od razu spodobało mi się jej opakowanie. Jest estetyczne, ładne i kuszące ;) Kusi też cena, 3.99 za maseczkę w płachcie to nie dużo. Maseczka ma dość grubą płachte co lubię, otwory na oczy i nos dobrze dopasowane do kształtu mojej twarzy. Mogłaby być ciut dłuższa bo ledwo zakrywa mi brodę pomimo tego, że mam drobną twarz. Płachta jest mocno nasączona i jeszcze sporo maseczki zostaje w opakowaniu więc spokojnie wystarcza na dwa nałożenia i na pokrycie szyi. Zapach jest ledwo wyczuwalny. Po maseczce moja skóra była dobrze nawilżona, bardzo miękka i delikatna w dotyku. Mam wrażenie, że zmniejszyły mi się rozszerzone pory chociaż akurat tego efektu nie ma w opisie działania maseczki. Nie wiem jak z jej właściwościami kojącymi bo nie miałam podrażnionej niczym skóry. Skład maseczki jest taki sobie no ale przy takiej cenie nie jest najgorszy. Myślę, że ta maseczka jest warta wypróbowania.