Od razu po otwarciu saszetki byłam mile zaskoczona konsystencją tej maseczki. Płachta jest niezwykle cienka, lekka i miękka, doskonale przylega do twarzy, a jednocześnie jest na tyle trwała, że nie rozrywa się podczas aplikacji. Jej elastyczność sprawia, że idealnie dostosowuje się do konturów twarzy, a otwory na oczy, nos i usta są umieszczone w odpowiednich miejscach. Może jedynie otwór na usta mógłby być trochę mniejszy, ale nie było to dla mnie uciążliwe.
Maseczka jest nasycona dużą ilością bezbarwnego, żelowego serum, które ma przyjemną, lekką konsystencję. Nie jest zbyt wodniste, ale też nie za gęste – sprawia, że produkt łatwo rozprowadza się na skórze, jednocześnie dobrze się wchłania. Wyczuwalny jest zapach pomarańczy z lekką nutą goryczy, który odświeża i daje poczucie relaksu. Aromat ten towarzyszył mi przez cały czas noszenia maseczki, co było dodatkowym atutem.
Po zdjęciu płachty na twarzy pozostaje delikatnie klejąca warstwa, którą można wmasować w skórę. Serum szybko się wchłania, pozostawiając skórę gładką, nawilżoną, bez uczucia ciężkości czy lepkości.
Moja sucha skóra od razu odczuła korzyści płynące z tej maseczki. Już po pierwszym użyciu czułam, że cera jest lepiej nawilżona, miękka i bardziej elastyczna. Produkt idealnie radzi sobie z przesuszeniami, dostarczając mojej skórze potrzebnego nawilżenia i odżywienia. Efekty są długotrwałe, a skóra pozostaje komfortowa przez wiele godzin.
Maska pomaga również wyrównać koloryt cery. Dzięki witaminie C oraz ekstraktowi z mandarynki Hallabong, zauważyłam, że moja skóra nabrała zdrowego blasku, a delikatne przebarwienia stały się mniej widoczne. Cera wyglądała na bardziej rozświetloną i wypoczętą, jak po długim odpoczynku.
Po zastosowaniu maseczki skóra była również bardziej napięta i wygładzona, co sprawiło, że makijaż po jej użyciu wyglądał lepiej i utrzymywał się bez zarzutu przez cały dzień. To działanie liftingujące i wygładzające bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.
Maseczka jest zapakowana w estetyczną saszetkę w ciemnych barwach, z pomarańczowymi elementami, które kojarzą się z głównym składnikiem, czyli mandarynką Hallabong. Opakowanie jest łatwe do otworzenia – posiada nacięcia po bokach, co eliminuje potrzebę używania nożyczek. Na opakowaniu znajdziemy wszystkie niezbędne informacje, w tym instrukcję stosowania maseczki krok po kroku, co jest bardzo pomocne, zwłaszcza dla osób, które używają tego typu produktów po raz pierwszy.
Kluczowym składnikiem maseczki jest koncentrat z mandarynki Hallabong, która jest bogata w witaminę C. Ten składnik działa silnie rozjaśniająco i wspomaga produkcję kolagenu, co sprawia, że skóra staje się bardziej jędrna i elastyczna. Dodatkowo maseczka zawiera kompleks witamin B, C i E, które odżywiają i chronią skórę przed szkodliwym działaniem wolnych rodników.
W składzie znajdziemy również ekstrakt z lukrecji, który działa łagodząco i przeciwzapalnie, co sprawia, że maseczka jest odpowiednia także dla skóry wrażliwej. Niacynamid (witamina B3) pomaga poprawić strukturę skóry i równomierny koloryt, a gliceryna i pantenol intensywnie nawilżają i regenerują. Formuła maseczki jest bogata, ale jednocześnie bardzo delikatna – nie wywołała u mnie żadnych podrażnień ani nieprzyjemnych odczuć.
Maseczka KORIKA Jeju Mandarin Hallabong spełniła wszystkie moje oczekiwania. Konsystencja była doskonała, a płachta bardzo wygodna w noszeniu. Składniki aktywne zadziałały zgodnie z obietnicami producenta, a efekty – od głębokiego nawilżenia, przez wyrównanie kolorytu, aż po wygładzenie – były widoczne już po pierwszym użyciu. Skóra była wyraźnie bardziej promienna, elastyczna i dobrze odżywiona, a ja czułam się zrelaksowana dzięki przyjemnemu zapachowi pomarańczy.
Z przyjemnością wrócę do tej maseczki, bo zarówno sam zabieg, jak i jego efekty były wyjątkowo satysfakcjonujące. To produkt, który doskonale spełnia potrzeby suchej skóry i sprawia, że pielęgnacja staje się prawdziwą przyjemnością
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl