Estee Lauder Radiant Mirage EDP 

Perfumy te zaintrygowały mnie po przeczytaniu opinii na blogu @nezdeluxe . Jakiś czas później wpadły mi w oko w ramach wymiany na Vinted. I oto stałam się ich posiadaczką. Jakież było moje zdziwienie, gdy po pierwszej aplikacji mój mózg od razu zawędrował do Kate od Kate Moss! Tak! Ta sama paczula! Paczula łagodna, piękna. żadna tam piwnica, żadna wilgoć czy też trup. To co od razu kojarzy się z tym zapachem, to światło. Zupełnie nie wiem czemu, ale jest tak czysty, tak przejrzysty, delikatny, że kojarzy mi się właśnie z tym. Zresztą, sam flakon jak i biała etykietka w złotej ramce kojarzą się ze schludnością, czystością. Butelka jest bardzo spójna z zawartością (i ten magnetyczny korek!). W składzie tego zapachu, w oficjalnym spisie mamy tylko trzy składniki. Nie wiem czy mój nos płata mi figle, czy poszczególne składniki tak się ze sobą łączą, ale jak czuję jeszcze różę i Iso. Oprócz tego, że paczula jest chyba identyczna jak w Kate, to mój mózg wiedzie mnie jeszcze do Pereł od Lalique, które również uwielbiam. Radiant Mirage są jednak na mnie bardziej rześkie, letnie, odświeżające. To ciekawe, bo patrząc na spis nut spodziewałam się czegoś dużo bardziej ciężkiego. Jestem pod tym większym wrażeniem konstrukcji zapachu. Już dawno żadne pachnidło nie wywołało we mnie takiego entuzjazmu i nie dodawało wigoru przez dzień. Cały dzień, bo trwałość jest równie zacna co kompozycja! Cieszę się też z tego, że będę mogła używać tych perfum jako zamiennika ukochanej Kate, która niestety nie jest już dostępna, a nawet jeśli jest to za irracjonalne kwoty, Myślę, że to właśnie dlatego noszenie go sprawia mi tyle radości, ponieważ wywołuje te same emocje i wspomnienia co Kate. @quentinbischperfumer zrobił kawał genialnej roboty! Jestem szczęśliwa, że w moje ręce trafiła kolejna perełka od Estee Lauder, którą lubię chyba równie bardzo co Guerlain. ;)