Dzięki mamie mam włosy grube, proste i sięgają mi już do pasa. Raczej nie są kłopotliwe, poza tym że czasem brakuje im odbicia u nasady i bywają spuszone na końcach. Chociaż nie ukrywam, że są takie dni, gdy mam ochotę je ściąć na krótko, ale później mi przechodzi, bo przecież szkoda - gdzie tu logika? Nie wiem.
Dziś słów kilka o masce 6w1, która ma rozwiązywać wiele problemów - jak jest w rzeczywistości?
Maska:
- zamknięta jest w butelce z atomizerem, na który trzeba uważać, bo lubi "pluć" małą jej ilością naokoło. Najlepiej więc aplikować ją najpierw na dłonie, a potem na włosy,
+ ma ładny zapach owoców egzotycznych, głównie wybija się mango, jednak nie utrzymuje się on na włosach,
+ w konsystencji jest lekka i kremowa,
> sposoby użytkowania i moje spostrzeżenia:
● użyta samodzielnie i spłukana jak zwykła nie daje żadnego efektu,
● nałożona w mniejszej ilości na suche włosy nie skleja ich, a delikatnie je nawilża, wygładza i ujarzmia,
● najlepiej sprawdza się bez spłukiwania, ale zaaplikowana na umyte, lekko wilgotne kosmyki od ucha w dół, jako dodatkowy produkt, który zwieńcza pozostałą pielęgnację,
+ nie obciąża włosów, a lekko dociąża,
+ co jeszcze poza nawilżeniem i wygładzeniem? Zmiękczenie i nadanie włosom takiej delikatności w dotyku,
+ bardzo wydajna.
Co w składzie? Głównie emolienty, bo jest masło mango, oleje: konopny, dyniowy, kameliowy, ekstrakt z imbiru ✨
Do kupienia w Rossmann za 17,99/130ml w cenie regularnej.
Podsumowując: to produkt typu średniaczek-przyjemniaczek, czyli krzywdy nie robi, ale nie jest też czymś niezbędnym. Używałam go chętnie, ale nie planuję powrotu.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie