BeneFit Wanderful, Shellie Blush Róż do policzków w ciepłym odcieniu różowej muszli

Widzę, że BeneFit co jakiś czas wypuszcza nowe "kwadraciki" i skusiłam się na róż myśląc o nadchodzącej wiośnie, a potem lecie. Kolor jest soczysty, mocno brzoskwiniowy. Myślę, że na opalonej skórze to będzie strzał w dziesiątkę. Wady: -pigmentacja jest tak mocna, że trzeba BARDZO uważać, żeby nie skończyć wyglądając jak Klaun naprawdę -cena Zalety: -przyjemne dla oka, klasycznie już dla marki opakowanie -chwytliwa nazwa -idealny, ciepły kolor na lato -przy tej pigmentacji, ten produkt nigdy się nie skończy -trwały -ładnie się rozciera (chociaż polecam mało zbity pędzel do aplikacji)

Kupując ten róż liczyłam na ciepły brzoskwiniowy odcień, jednak w praktyce okazał się jasnym różem, który źle komponuje się z mocniej opaloną, ciepłą, czy średnią karnacją. Zdecydowanie lepiej wyglądają na mnie produkty bardziej pomarańczowe/ciepłe z drobinkami. Ten kolor lepszy będzie dla bladziochów i jasnych osób. Produkt sam w sobie ma dobrą jakość. Wystarczy niewielka ilość, aby widocznie go zaaplikować. Na wydajność też nie ma co narzekać i nawet wersja mini starczy nam na lata. Nie da się nim zrobić plamy ani smug za co plus. Liczyłam jednak, że róż nada się na słoneczne dni z uwagi na drobinki, jednak na skórze nie widać ich praktycznie wcale. Nie zgodzę się, ze nada się dla ciepłych karnacji, bo wg mnie wygląda chłodno na skórze i skłóci się z ciepłymi tonami. Znam lepsze produkty dla siebie i nie był to efekt na jaki liczyłam chociaż produkt sam w sobie jest dobry.

Co jak co, ale Benefit potrafi robić róże bardzo dobrej jakości, trwałe, w żywych kolorach i posiadające ciekawe nazwy (co może nie być decydującą kwestią podczas zakupów, ale zawsze to sympatyczniej kupuje się kosmetyk o wymyślnej nazwie a nie np. sam numer). Używałam ich od lat. Przerobiłam i Coralistę i GALifornię i Rockateur i daaawno temu Dallas i wszystkie sprawdziły się u mnie idealnie. Potem miałam przerwę gdyż trochę mnie znudziły, ale kiedy pojawiły się w ich ofercie nowości to nie zwlekając zbyt długo weszłam w posiadanie Shellie Blush w wersji podróżnej, która mimo wszystko aż taka mała nie jest. Kolor Shellie w opakowaniu przywodzi mi na myśl ledwo dojrzałą brzoskwinkę, owoc, jaki nadaje się już do pierwszego schrupania, ale jeszcze nie jest przejrzały. Wprost idealny do letnich makijaży. Na policzkach prezentuje się równie dobrze, aczkolwiek takie niewiniątko to on nie jest i trzeba bardzo uważać z ilością, jaką nabieramy na pędzel, gdyż ma bardzo mocny pigment i nie trudno przesadzić z nim. Mam ciemną karnację, teraz latem dodatkowo muśniętą słońcem a i tak zdarzyło mi się z łatwością dołożyć do pieca i musiałam zdejmować nadmiar bo nie wyglądało to dobrze. Ostrzegam więc bladolice, że trzeba z nim ostrożnie. Jak już opanuje się ilość nabieraną na pędzel, to można nim wyczarować przepiękną chmurkę rumieńca. Rozciera się świetnie, nie robi plam. Trwa w nienaruszonej formie od momentu nałożenia do późnego demakijażu. W opakowaniu można dostrzec mikroskopijne drobinki, ale absolutnie nie widać ich na buzi. W miejscu aplikacji skóra pokryta jest raczej delikatną satyną. Dla mnie jest to w kosmetyczce jeden z tych produktów, który rano dodaje mi energii:) Zachęcam spróbować, gdyż będzie pasował każdej karnacji, niezależnie od wieku.

Gdy marka Benefit wypuściła nową serię róży do policzków ja jako fanka róży zaopatrzyłam się w 3 odcienie które najbardziej przypadły mi do gustu czyli Shellie, Sunny oraz Crystah. Shellie moim zdaniem to taki kolor różowego grejpfruta, na pewno są to ciepłe tony, w tym odcieniu są drobinki, na opakowaniu widnieje napis soft-shimmer finish czyli delikatnie połyskujące wykończenie. Jeśli mam porównać Shellie do Sunny to są to dość podobne odcienie, jednak Shellie wpada bardziej w różowe tony i ma drobinki a Sunny wpada w tony pomarańczowe oraz nie posiada drobinek. Shellie jest bardzo podobnym odcieniem do starego różu Benefit Galifornia, oba mają drobinki i podobny odcień, ciepłego różu. Aplikacja różu jest bez problemowa, łatwo się go nakłada i nie robi plam, utrzymuje się dobrze. Opakowanie jest ciekawe i ładne, ten kolor różu można kupić w dwóch wersjach rozmiarowych, klasyczna z lusterkiem - 6gram oraz wersja mini bez lusterka - 2,5 gram. Muszę dodać że marka Benefit w tych różach przestała dodawać te swoje pędzelki, mi to w sumie obojętnie ponieważ i tak z nich nie korzystałam. Myślę że Shellie to taki uniwersalny odcień różu i powinien pasować dla większości osób. Mi bardzo przypadł do gustu ten odcień, ładny, naturalny różowy odcień, nie nachalny. Który ożywia buzię i nadaje pięknego rumieńca. Najpierw zakupiłam mini wersję ale zdecydowałam się dokupić pełnowymiarowe opakowanie ponieważ tak mi się spodobał. W załączniku dodaje zdjęcie, porównanie odcieni tych trzech nowych róży do starego różu marki Benefit o nazwie Galifornia. Od lewej Sunny, Shellie, Crystah oraz Galifornia.

Ten kolorek pasuje do każdego makijażu. Jedno muśnięcie wystarcza aby nadać buźce promienny i zdrowy wygląd. Jest to bardzo naturalny odcień, różano-brzoskwinkowy. W opakowaniu można zauważyć pojedyncze błyszczące złote drobinki - na policzku są praktycznie niewidoczne. Wykończenie jest satynowe. Jest bardzo dobrze napigmentowany, więc trzeba uważać aby przypadkiem nie przesadzić jeśli jest się mega bladziochem. Jest intensywny, ale można budować sobie efekt. Dobrze mieć przy tego typu produkcie tzw. "lekką rękę", przy nadmiarze można doklepać gąbeczką i trochę nadmiar zejdzie. Róż jest bardzo trwały, utrzymuje się przez cały dzień, ewentualnie nałożony delikatniej może pod wieczór przyblaknąć. Opakowanie również cieszy oko - małe (w moim przypadku travel size), tekturowe z pięknym, wakacyjnym nadrukiem, pomimo mniejszej pojemności myślę, że starczy na długo, bo niewiele się go nakłada. Ta wersja nie posiada lusterka. Wart swojej ceny.