Serum to było jednym z czterech tej marki, które wygrałam w konkursie. Lubię niacynamid w kosmetykach, więc bardzo się ucieszyłam. Wielokrotnie ten składnik ratował moją skórę i liczyłam na to, że w przypadku serum La Roche-Posay będzie podobnie. Ale czy było?
Mam cerę mieszaną, wrażliwą i trądzikową. Twarz przetłuszcza się na strefie T, a boki bywają na zmianę normalne i suche. Kiedy zaczynałam używać recenzowane w tym miejscu serum, potrzebowałam nawilżenia i regeneracji po kuracji retinolem (swoją drogą również marki La Roche-Posay). Moja skóra była wówczas super wygładzona, z wyrównanym kolorytem, lecz sucha i odwodniona. Tak więc ostatnie serum z niacynamidem z wygranej w konkursie pasowało idealnie. Oprócz wspomnianego niacynamidu (formy witaminy B3), znajduje się tutaj kwas hialuronowy oraz rzadko spotykany składnik o skróconej nazwie hepes (kwas hydroksyetylopiperazynoetanosulfonowy - kto nie przeczytał :D?). Wszystkie mają odpowiadać za poprawę nawilżenia i ogólnego wyglądu skóry. Mi zależało głównie na nawilżeniu, jak już wspomniałam, dlatego zwracałam na to szczególną uwagę. Serum stosowałam wyłącznie na noc, pod odżywczy krem. Jego aksamitna konsystencja białego mleczka przyjemnie sunęła po skórze, całkiem szybko się wchłaniała i już od pierwszego użycia dawała niezłe nawilżenie. Wydaje mi się, że na dzień byłoby ono dla mnie wystarczające, bo to nie jest najlżejszy produkt. Na początku cerę miałam suchą, więc dosłownie wypijała to serum, jednak z czasem stawała się coraz lepiej nawilżona i coraz gorzej wchłaniała taką konsystencję, przez co często budziłam się z przetłuszczonym czołem i okolicą nosa. Jak już mogliście się domyślić z tego, co napisałam, działało. W ciągu tygodnia stan nawilżenia cery się poprawił, a już po trzech tygodniach praktycznie wszystko wróciło do normy. Aczkolwiek serum było przeze mnie bezustannie używane, aż do samego końca. Redukcji przebarwień nie dostrzegłam, ponieważ nie miałam wówczas z tym większego problemu, ale za to, oprócz nawilżenia, dostrzegłam świetne działanie regenerujące, np. kiedy wycisnęłam pryszcza i chciałam, żeby szybko się zagoił. Tylko nasuwa się pytanie - czy trzeba wydać aż 160 złotych, żeby uzyskać takie efekty? No nie. O połowę tańsze serum może zrobić dokładnie to samo. Wybór zależy od Waszych chęci i budżetu.
Zapach jest wyciszony, jakby kremowo-kwiatowy. Czuć go podczas rozprowadzania produktu na twarzy i chwilę po. Potem wyparowuje.
Opakowanie to szklana, ciemnofioletowa buteleczka z pipetą. Jak już wspominałam w recenzjach poprzednich ser tej marki, ja bym tutaj widziała bardziej opakowania z pompką, najlepiej airless. Dla pipety taka gęstsza konsystencja mleczka jest po prostu za gęsta, co utrudnia nabieranie. Opakowania z pipetą denerwują mnie też często krzywo dokręcającą się zakrętką. To już wada kosmetyczna, ponieważ nie ma wpływu na szczelność produktu, ale dla perfekcjonistki takiej, jak ja, ma to znaczenie ;p. Cóż mogę rzec... Jakości złej nie ma, jednak wolałabym coś innego. Pojemność to 30ml.
Zalety:
- Już od pierwszego użycia świetnie nawilża
- Po kilku tygodniach całkowicie pozbywa się suchości
- Ma działanie regenerujące
- Konsystencja aksamitnego, gęstszego mleczka
- Nie klei się
- Szybko wchłania się na suchej skórze (wraz z poprawą nawilżenia już nieco gorzej)
- Dobra wydajność
- Ładne opakowanie
Wady:
- Zbyt gęsta konsystencja dla opakowania z pipetą
- Choć jestem zadowolona z efektów, to czegoś mi tutaj brakuje, szczególnie w takiej cenie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie