To miał być balsam idealny na lato, a potem jako jego wspomnienie. Zapach malin od zawsze kojarzy się mi z ciepłymi, beztroskimi wakacjami, dlatego lubię kosmetyki, które mają woń tych owoców. Niestety AA postawiło na mocno chemiczną odmianę, której nie jestem w stanie zaakceptować.
Malina to temat przewodni tego produktu. Nie tylko zapach, który swoją drogą jest okropnie chemiczny, a po kontakcie ze skórą pachnie jeszcze gorzej ( na całe szczęście szybko wietrzeje), ale równiez kolor opakowania jest typowo pod ten owoc. Butelka to miekki plastik o pojemności 400 ml, zakończona pompką, która nie zacina się i podaje idealnie odmierzoną ilość produktu.
Konsystencja balsamu to gęsta maź w kolorze ( a jakże!) malinowym, dobrze się rozporowadzająca po skórze i szybko wchłaniająca, dająca uczucie lekkiego chłodu. Muszę przyznać, że kosmetyk nie zostawia tłustej, lepkiej warsty na ciele, dlatego można go stosować o każdej porze dnia.
Dostępność produktu jest ogromna od sklepów stacjonarnych po przepastny internet, a cena mocno atrakcyjna. Często widywałam ten produkt na promocji, co na pewno potrafi zachęcić niejednego klienta.
Skład Raspberry Zen zawiera 94% składników pochodzenia naturalnego, głównie oparty na prebiotykach, niacynamidzie oraz malinie. Kosmetyk jest wegański i nie testowany na zwierzętach, za to przebadany klinicznie co uważam za świetną wiadomość. Według producenta balsam przeznaczony został do skóry przesuszonej, wręcz podrażnionej, ale czy naprawdę daję sobie radę z tym problemem?
U mnie niestety nie zrobił nic, co nie mógłby zrobić inny marketowo-drogeryjny balsam. Owszem działał nawilżająco, pozostawiając po każdej aplikacji skórę miekką w dotyku, wręcz aksamitną, ale nie na długo. Podczas bardzo ciepłych dni moje ciało, zwłaszcza na nogach oraz rękach, mocno się wysusza, co powoduje uciążliwy biały nalot. Raspeberry Zen musiałam dokladać kilka razy w ciągu dnia, gdyż nie potrafił nawiżyć na tyle mojej skóry, abym nie musiała już myśleć o kolejnej aplikacji tego produktu. Oczywiście, że dałam mu szansę i uznałam, że może po tygodniu lub dwóch codziennego nakładania balsamu na te wrażliwe miejsca, coś się zmieni. Potem odstawiłam go na kilka tygodni, aby ponownie z niego skorzystać i sprawdzić jego działanie. Niestety moje ciało reagowało zawsze tak samo. Zaznaczę jeszczę, że produkt nie powodował u mnie wysypek czy innych reakcji alergicznych.
Cóż produkt dobrze się zapowiadał, ale jego zapach i brak realnych efektów spowodował, że już nie kupię go ponownie.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie