To jeden z tych kremów, które w teorii są idealne: bardzo wysoka ochrona, filtry nowej generacji, brak kontrowersyjnych składników, obecność dobroczynnych substancji, duża dostępność w całym kraju i bardzo atrakcyjna cena. W praktyce dołączył do grona kosmetyków, korzystanie z których uważam (szczególnie przy wyższych temperaturach) za wyjątkowo uciążliwe.
Krem znajduje się w poręcznej tubce utrzymanej w prostej, lecz przyjaznej dla oka szacie graficznej. Poza bardzo wysokim SPF 50 podano także ochronę przed UVA, czyli PA++++, co równa się PPD powyżej 16. Co ciekawe, o wysokości ochrony przed UVA producent informuje nawet w skali Boots Rating System. Ten filtr otrzymał 3 gwiazdki w skali 5-gwiazdkowej (choć lepiej nie sugerować się samą liczbą gwiazdek, bo to tylko stosunek UVA do UVB, więc przy obu niskich wskaźnikach stosunek teoretycznie może być wyższy niż przy relacji wskaźników typu bardzo wysoki i średni).
SPF ma konsystencję kremu nawilżająco-odżywczego w kolorze białym o delikatnie żółtawym odcieniu. Nawet niewielka ilość kremu pozwala pokryć naprawdę pokaźną powierzchnię, więc gdyby był to zwykły krem, na pewno mogłabym go nazwać wyjątkowo wydajnym. Krem dozuje się i rozprowadza po skórze bez problemów i być może z tego powodu stwarza on początkowo zaskakująco lekkie i bardzo dobre wrażenie.
Tym sposobem przechodzimy do sedna problemu: przy aplikacji nawet niewielkiej ilości produktu krem się rozsmarowuje, rozsmarowuje, rozsmarowuje, rozsmarowuje... i końca nie widać. Naprawdę można odnieść wrażenie, że ogląda się zapętlone wideo z początkowego etapu rozprowadzenia kremu. Sprawdzałam różne techniki rozprowadzania i zauważyłam, że np. na rękach lepiej działa bardzo energiczne rozsmarowanie kremu. Podobne naciąganie i nadwyrężanie skóry na twarzy jest jednak według mnie nieakceptowalne i wręcz szkodliwe dla wrażliwych cer.
Brak wchłanialności był dla mnie zaskakujący szczególnie z uwagi na suchą i odwodnioną skórę, jednak od niekończącej się aplikacji jeszcze trudniejsze okazało się stosowanie kremu na co dzień. Przez cały czas miałam poczucie ciężkości i zarazem duszenia się skóry, które wręcz wymuszało jak najszybsze zmycie. W trakcie upałów było to nie do zniesienia. SPF niczym średniowieczna zbroja – dodać rycerza i będzie komplet.
Gwoli ścisłości: producent co prawda uprzedza na opakowaniu o stworzeniu warstwy ochronnej, więc miałam świadomość, że nie wchłonie się do matu, jednak spodziewałam się czegoś w rodzaju kremu nawilżająco-odżywczego, a nie efektu maski odcinającej skórze dopływ powietrza. Wadą był też dla mnie intensywny kokosowy zapach, jednak to już kwestia gustu.
Być może błędem było używanie kremu w upały, jednak producent nie zaznacza, że to SPF wyłącznie jesienno-zimowy, a sam krem o bardzo wysokim faktorze pojawił się w ofercie latem, więc nietrudno przewidzieć, o jakiej porze roku będzie używany w pierwszej kolejności. Możliwe, że przy bardzo niskich temperaturach spisze się lepiej, natomiast w bardzo ciepłe dni zdecydowanie się u mnie nie sprawdził.
Mimo wszystko doceniam umieszczenie na opakowaniu informacji, ile konkretnie należy jednorazowo nałożyć na twarz. Waga 1 grama pozostaje co prawda orientacyjna, ponieważ dokładna liczba jest zależna od wielkości twarzy, jednak i tak mówi nam to zdecydowanie więcej niż sformułowania typu "stosowna", "odpowiednia" lub "obfita" ilość.
Zalety:
- produkcja w Polsce
- przyjazna dla oka szata graficzna
- bardzo wysoka ochrona
- podanie informacji o ochronie przed UVA w kilku skalach
- obecność filtrów nowej generacji
- konkretna informacja o ilości kremu niezbędnej do aplikacji
- brak kontrowersyjnych składników
- obecność w INCI dobroczynnych substancji
- duża dostępność w sieci hipermarketów
- w chwili zakupu w supermarkecie bardzo atrakcyjna cena (ok. 20 zł / 50 ml)
Wady:
- problem z wchłanialnością
- niekończąca się aplikacja
- intensywny, długo utrzymujący się zapach
- uczucie duszenia się skóry
- uciążliwe stosowanie przy wysokich temperaturach
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie