Re-we-la-cja! Szybko zdetronizował poprzedniego drogeryjnego faworyta.
Nie tak dawno pisałam recenzję o korektorze marki Claresa i mianowałam go swoją ulubioną, budżetową pozycją z drogerii. Minęło niewiele czasu, a ja spieszę wam z wieściami, że już zdążył go zdetronizować ten omawiany w dzisiejszej recenzji gagatek. Zdecydowałam się na niego podczas jednej z szalonych wyprzedaży w Hebe i choć jego regularna cena jest bardzo atrakcyjna -udało mi się kupić go jeszcze taniej.
Kilka słów o moich upodobaniach i potrzebach względem korektora -preferuję kremowe, kryjące formuły, choć wcale nie muszę w okolicy oka zbyt wiele zasłaniać. Lubię jednak, gdy korektor ładnie podbija spojrzenie, dlatego zawsze wybieram odcień nieco jaśniejszy od podkładu, bo daje mi to wrażenie rozświetlenia całego makijażu. Nie lubię natomiast gdy korektor przy okazji bycia kryjącym jest ciężki, wchodzi w załamania, tworzy skorupę.
Omawiany w recenzji korektor Hean Tender Touch (u mnie w kolorze 11 -light) zapakowany jest w piękne opakowanie z efektem ombre idącym od góry od brzoskwinki, aż po jasny beż na dole. Pokryty jest delikatną czcionką, a samo opakowanie wykonane jest z cięższego tworzywa aniżeli "zwykły" plastik, co daje poczucie jakby miało się w dłoni produkt droższy niż taki za dwadzieścia parę złotych. Posiada bardzo fajnie wyprofilowany aplikator, choć tu od razu przyznam, że nie korzystam z niego, bo korektor wydobywam na dłoń i stamtąd nakładam go palcem i doklepuję beauty blenderem. Poza obiecywanym przez producenta kryciem i rozświetleniem, w opisie znajdziemy też info o zastosowanych składnikach, mających na celu działanie pielęgnacyjne.
Produkt ma bardzo kremową konsystencję, która niezwykle przyjemnie się rozprowadza. Można spokojnie budować krycie i ja zawsze stosuję się do tej zasady względem dobrze kryjących korektorów -pomaga to uniknąć efektu maski. Lepiej stopniowo nakładać cieńsze warstewki niż nałożyć raz a niedobrze. Tutaj ta kremowość pozwala pięknie wtłoczyć produkt bez obaw o przesadę czy natychmiastowe wejście w zmarszczki mimiczne lub inne załamania skóry wokół oczu. I tak jak wspomniałam -pomimo, że nie mam wiele do zasłonięcia, to widzę podczas aplikacji jak dobrze kryjący jest ten produkt. Myślę, że poradzi sobie także z zasłonięciem mankamentów u bardziej wymagającej skóry.
Korektor bardzo ładnie komponuje się z podkładem, nie wchodząc z nim w żadne złe interakcje. Nie podkreśla zmarszczek, nie wysycha na wiór, wręcz przeciwnie -daje lekki efekt glow, o czym zresztą wspomina producent. Podbija spojrzenie, utrwalony lekkim pudrem pod oczy spędza na twarzy wiele godzin (w zasadzie cały dzień bez większych uszczerbków), w żadnym momencie dnia nie staje się ciężki, nie znika spod oczu. Dodatkowo faktycznie formułę ma tak delikatną, jakby te składniki pielęgnacyjne coś tam dawały. Jest w nim coś wyjątkowego, moim zdaniem nie można sobie nim zrobić krzywdy, daje też niesamowity komfort tak samej aplikacji, jak i później noszenia.
Produkt powoduje, że makijaż jest świeży, nie "mocarny", nieprzerysowany, pomimo, że krycie jest naprawdę dobre. Jestem nim zachwycona i choć ten z Claresy nadal w mojej opinii pozostaje niezły to... no właśnie, przy zderzeniu z tą pozycją od marki Hean, z drogeryjnego ulubieńca stał się "tylko" niezły.
Jeśli lubicie kremowe korektory, które przy jednoczesnym dobrym kryciu mają lekkie formuły, nadają satynowe wykończenie i nie obciążają skóry -powinnyście być zadowolone jak ja <3
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie