Wprowadzanie nowych wcierek w okresie, w której 'fizjologicznie' jest trochę większe wypadanie włosów może czasem dać fałszywy obraz braku efektów i faktycznie gdybym miesiąc temu napisała recenzję to z pewnością byłaby ona tak wysoka. Ale z wcierkami jest tak, że czasem trzeba trochę poczekać i słusznie postąpiłam, że się wstrzymałam.
Opakowanie wcierki ma ładny design. Pojemność wynosi 100 ml co jest powiedzmy normalną objętością dla wcierek (choć osobiście wolę takie od 150 ml). Jednakże odjęłam 2 gwiazdki za brak precyzyjnego aplikatora. Poradziłam sobie z tym bardzo łatwo poprzez zamontowanie końcówki z poprzedniej wcierki, która pasowała do tego opakowania (dlatego na zdjęciu widać inne), niemniej jednak sądzę, że powinno się to zmienić.
Formuła samej wcierki to oczywiście płyn, który poprzez rozpylenie trafia na skórę głowy (w moim przypadku po umyciu włosów, bezpośrednio przed suszeniem). W przeciwieństwie do (chyba) większości wcierek, które miałam okazję wypróbować, ta ani nie ma jakiegoś mocnego zapachu, nie powoduje też uczucia rozgrzania. Ma to takie plusy, że jeśli obawiacie się zaostrzenia jakichś zmian na skórze głowy, ale bardzo chcecie wprowadzić wcierkę to - moim skromnym zdaniem - jest to idealna propozycja, bo ani nie powoduje swędzenia, ani reakcji alergicznych. W dodatku jest całkiem wydajna. Skład też należy pochwalić, bo mamy glicerynę, biotynę, glukonolakton, pantenol, ksylitol, argininę, hydrolizat protein z kukurydzy, protein pszenicy, protein soi, wyciąg z rumianku, z żurawiny, z kiełków pszenicy zwyczajnej, z liści aloesu zwyczajnego, z soi, z liści oliwki europejskiej, z kwiatów rumianku, z tarczycy bajkalskiej - bardzo, bardzo bogato jak widać!
Jak się natomiast sprawiła?
Nadmienię, że miałam włosy długie do pasa, ale dokonałam drastycznego cięcia (40 cm!) - jednakże zaraz powiem jak to wyglądało z wzrostem na długości bo stosuję ją już kilka miesięcy. Skórę głowy zaklasyfikowałabym do normalnej/przetłuszczającej, choć kiedyś problem z przetłuszczaniem był bardzo duży i moim zdaniem właśnie wcierkami opanowałam seboregulację (pośredni przez też nawilżenie).
Wydawało mi się dość długi czas, że wcale nie mam jakieś dużej ilości baby hair'ów, dlatego nie byłam taka zachwycona. Ale dopiero teraz gdy są trochę dłuższe widzę skalę! Jest tego serio sporo (choć subiektywnie mniej niż gdy stosowałam Anwen Grow me Tender). Ta wcierka jednak przewyższa Grow me tender tym, że mogę ją stosować bez przerwy. Ponadto utrzymała u mnie właśnie ten efekt seboregulacji i nawilżenia skóry głowy, który znacznie się poprawił po wcierce z Anwen. Włosy urosły też coś na długości, choć tempo wydaje się być mniejsze niż w wcierce Anwen.
Czy zdecydowałabym się na nią ponownie?
Tak, ale na zmianę z wcierką Anwen Grow Me Tender. Plusem tej wcierki jest też to, iż jest dostępna w wielu drogeriach m.in. Rossmann czy Hebe, a jej cena promocyjna to ok. 15 zł co również czyni ją atrakcyjną względem konkurencji. Warte podkreślenia jest też to aby działać szeroko czyli mieć szampon mocny (oczyszczający), łagodny (bardziej do codziennego użytku) i pamiętać też o peelingu skóry głowy.
Zalety:
- działanie
- brak mocnego zapachu
- podtrzymało seboregulację i nawilżenie skóry głowy
- baby hair'y (ale trochę mniej w porównaniu do Grow Me Tender)
- nie podrażnia, nie wysusza, nie uczula
Wady:
- opakowanie bez precyzyjnego aplikatora
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie