AA LAAB, 100% Centella B-12, Puddin' Formula Recovery & Moisture, Maska do ust 

Jako osoba o ustach mających koszmarną tendencję do wysychania (szczególnie nocą) intensywnie szukam kosmetyku idealnego, który coś na to zaradzi. Ten produkt zachęcił mnie od pierwszego razu, gdy tylko go ujrzałam. Fakt, że to maska, pozwalała myśleć, że będzie idealna na noc, ciekawa byłam też tej konsystencji puddingu. Opakowanie w formie wykręcanego od dołu słoiczka z dziurką, przez którą wydobywa się preparat też wyglądało na warte przetestowania i śliczne, estetyczne. Tak się rozpędziłam, że chciałam w ciemno zakupić obie wersje, gdzie jedna to aż 30 zł w ceniae regularnej, na szczęście się powstrzymałam. Zapach jest bardzo podobny do kremów z różowej serii Laab, tylko wg mnie jeszcze ładniejszy. Nie czuć w nim wiśni ani malin, bo on tylko zawiera wyciągi z nich w składzie, to nie jest równoznaczne z tym, że ma pachnieć składnikami. Konsystencja jest tu najgorsza. Typowa wazelinowa, gęsta, ciężka, robiąca te tzw. "białe krechy" na ustach, czego nienawidzę, dlatego specyfik nadaje się tylko na noc. I tak, chroni - nie tyle nawilża i natłuszcza, co pozostawia ochronny film - w końcu przed olejemi zawiera w składzie silikon i to czuć w działaniu. Film ten nie wchłania się natychmiast, więc to plus, usta są chronione. Ja jednak wolę coś, co jeszcze realnie ja nawilży i odżywi, nie znoszę tych białych krech, więc dla mnie przekreśla to maskę. Minus za to, że nie widać zużycia. Obok puddingowej konsystencji to nawet nie leżało ;). Zależy, kto czego szuka w takim produkcie, przy moich oczekiwaniach i pewnych plusach, które ma, niestety okazało się to za mało. Uważam, że nie jest warty ceny regularnej.

Po pierwsze jestem pod ogromnym wrażeniem tego innowacyjnego opakowania. Mam dosyć typowych, wykręcanych pomadek które miękną, łamią sie; albo standardowych słoiczków które są niehigieniczne i trzeba wygrzebywać produkt palcem. Tutaj marka stanęła na najwyższym poziomie, ponieważ: Opakowanie składa się w sumie z 3 części : pokrętło u spodu które wystarczy przekręcić żeby niewielka, ale odpowiednia ilość produktu wyszła na zewnątrz ze środkowego pojemnika (air-less) w którym znajduje się maska, trzecia część czyli zakręcane wieczko, więc nie ma obawy że coś nam się przez przypadek wyciśnie, albo że wieczko w torebce odpadnie. Taka forma opakowania jest nie dość, że higieniczna, to solidna bo nie mam obaw, że coś się wyciśnie, połamie albo odpadnie. Tutaj nie ma co się stać z tym opakowaniem ani produktem w środku. A także mam kontrolę nad dozowaną ilością, dzięki pokrętłu. Po za tym, dzięki takiemu rozwiązaniu produkt staje się wydajny. Dozuje małą, ale wystarczającą ilość. Najważniejsze: ja jeżeli chodzi o produkty do ust mam ogromne wymagania (tak jak i moje wiecznie spierzchnięte usta), mało co spełnia moje oczekiwania. Ta maska rewalacyjnie nawilża usta i jest to efekt długotrwały. Wygładza je niesamowicie. Delikatnie, subtelnie nabłyszcza, w bardzo naturalny sposób. Nadaje się zarówno na noc (wtedy aplikuje jej troszeczkę więcej)-efekt rano niesamowity; albo jako pielęgnację w ciągu dnia. Przynosi komfort o jakim marzyłam. Po za tym przepadłam w tej konsystencji która jest niebiańsko przyjemna na ustach. Jest wyczuwalna, ale jak taka ochronna cienka wartswa, trudne do opisania.. Przyjemna, nie klejąca, nie tłusta. Istne masełko. Bardzo przyjemnie się rozsmarowuje. W smaku i zapachu również przyjemna, choć ja nie wyczuwam malin ani wiśni. W zasadzie nie wiem co mi przypomina, jakby gliceryna połączona z jakimiś olejem, ale podoba mi się zarówno smak jak i zapach. Jak tylko skończę to opakowanie to lecę po żółtą serię. Ta maska jest warta każdych pieniędzy moim zdaniem. Zdecydowanie zostanie ze mną na dłużej.