Lierac Sunific Solaire Extreme, Creme Invisible Jedwabiście lekki krem ochronny SPF 50+

Z filtrami mam tego typu problem że pomijajac ich tłustość i błysk który zostawiają na twarzy to albo zapychają, albo masakrycznie wysuszają, albo podrażniają albo pieką w gębe przy nakładaniu. To chyba pierwszy krem przy którym żadna z tych niekomfortowych sytuacji mnie nie dopadła. Drugą rzeczą, do tej pory dla mnie niespotykaną to konsystencja tego cuda, forma pianki/musu z którą wcześniej nie miałam styczności wśród filtrów. Poza tym, dość ładnie pachnie, zamknięty jest w ładnym, estetycznym flakonie z pompką i co istotne naprawdę wykazuje działanie pielęgnacyjne, skóra jest dobrze nawilżona, odżywiona. Krem zawiera też świetne filtry Tinosorb s, tinosorb m, uvinul a plus i antyoksydacyjne ekstrakty.Co więc sprawia że więcej go nie kupię, przynajmniej na obecną chwile? Mam skóre mieszaną, przetłuszczającą się a zarazem skłonną do wysuszania, problematyczną i wybredną w pielęgnacji i jestem w stanie bez problemu nałożyć go w 3/5 zalecanej dawki, przy większej ilości jest dla mnie po prostu przesadnie tłusty. Producent pisze że krem jest niewidoczny ale to nie do końca tak, jeśli nałożymy ten uciążliwy 1ml produktu - bieli. Może nie tak drastycznie jak inne produkty typu Anthelios, ale jednak bieli. Czuje go na twarzy a tego nie cierpię. Trzeba też uważać na okolice oczu, gdy się dostanie lekko piecze, ale bez obaw to nie jest potok łeż i piekący bół jak po Sorai spf 30 - o po tym można było mnie pomylić z czupakabrą. Moja przetłuszczająca się skóra nie chce go wchłonąć w ilości 1 ml, wylądował więc na wizażowej wymiance, ale jeśli tylko zamieni się w suchą wracam do niego z powrotem i będziemy próbowali zaprzyjaźnić się na nowo. Używam tego produktu od: 1,5 miesiąca Ilość zużytych opakowań: około 1/2