Jakby tutaj zacząć... nie bez powodu umieściłam w tytule fragment piosenki o jakże wymownej nazwie ''Pomarańczowe lato''.
Z mgiełką do ciała Venus pomarańczowe staje się wszystko. Nie tylko lato, ale i dowolna pora roku (w zależności od tego, kiedy dostaniemy zaćmienia umysłu i TO kupimy), pomarańczowe stają się nogi, ręce, plecy, brzuch....co tylko zechcecie, a raczej - co tylko zostanie potraktowane tym produktem.
Zaczyna się nieźle. Małe, urocze upakowanie (fajne na wyjazdy, moja pierwsza myśl - dziś myślę ''Broń Panie Boże!!!''), w złocistym, a więc wakacyjnym kolorze. Atomizer fajny, psika mgiełką, a nie wodospadem, choć do góry nogami niestety się zacina. Złociste drobinki - efektowne, szkoda, że na skórę się nie dostają, zostają za to na ściankach buteleczki. Zapach - egzotyczny, troszkę kojarzy mi się z mgiełką do ciała Farmony. Trwały, skutecznie zakrywa smrodek DHA i alkoholu, który niestety jest i to w dodatku wyżej niż składnik nadający kolor :D. Może to taka niespisana sugestia, że można to wypić, gdy zobaczymy się w lustrze po aplikacji? Być może, ja żałowałam, że nie miałam drinka pod ręką...a najlepiej dwóch.
Aplikowałam następująco: na suchą, oczyszczoną skórę, uprzednio wydepilowaną oraz wypeelingowaną (dobę przed upiększaniem) spryskiwałam tym produktem. Niezwykle łatwo go rozsmarować, wchłania się niemal od razu i nie zostawia lepkiej warstwy, jedynie zapach egzotycznych owoców.
Wskoczyłam w piżamę i poszłam spać, nieświadoma faktu, że oto skazuję się na dość ekscentryczny wizerunek.
Rano obudził mnie dziki śmiech mojego ukochanego. Dosłownie zwijał się i płakał, po czym na moje pytające spojrzenie przytachał lusterko. Moją reakcją było najpierw staropolskie :''O...k....''. Później dołączyły inne wiązanki łaciny podwórkowej etc. Dziewczyny, ja nie wyglądałam jak pomarańcza, tylko jak DYNIA. Moja skóra miała dyniowy odcień i to nie żart. Cholerny wściekły, czerwony pomarańcz. Rzecz jasna, mądra ja posmarowała i facjatę, więc mój nowy look pretendował do wystąpienia jako Indianin Roku 2018. Klęłam, płakałam, próbowałam się tego pozbyć wodą utlenioną, sokiem z cytryny, spirytusem, peelingiem, w akcie desperacji i zmywaczem do paznokci. Zeszło tak gdzieś o jeden, góra dwa tony, to znaczy po tak intensywnych zabiegach przypominałam miss solarium i dyskoteki w remizie.
Całe szczęście, że nie musiałam nigdzie wychodzić, ale bite 5 dni się cholerstwo trzymało.
Dobrze, że toto jest okrutnie niewydajne i że uczulenia nie miałam, ale szczerze Wam powiem, że w życiu nie miałam takich cyrków z samoopalaczem - a doświadczenie mam, zużyłam ich sporo, do tego mam ciemną karnację.
Nie, nie i nie. Najgorszemu wrogowi bym tego nie dała (nie licząc teściowej).
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie