Biore UV Aqua Rich Watery Essence SPF50+ PA++++ Krem-esencja na bazie wody

Esencja przeciwsłoneczna od Biore idealnie sprawdza się przy mojej cerze mieszanej – nie zapycha porów czym nie powoduje niedoskonałości. Jego lekka, wodnista konsystencja szybko się wchłania, nie pozostawiając tłustego filmu. Nie bieli skóry, nie roluje się i doskonale nadaje się pod makijaż. Nie migruje do oczu, ani nie powoduje ich podrażnienia. Jest niezwykle wydajny i komfortowy w codziennym stosowaniu.

Produkt kupiłam podczas wakacji w Japonii skuszona dobrymi opiniami i chcąc spróbować czegoś nowego. Zaczęłam go używać dopiero po jakimś miesiącu, ponieważ musiałam skończyć mój tamtejszy, którego używałam (o nim również dodam opinię :)) Na samym początku przeraził mnie zapach alkoholu, nie ukrywam, raczej unikam takich produktów, ale urzekła mnie jego konsystencja ponieważ jest niesamowicie lekki. Nie bieli, co doceniam niesamowicie, nienawidzę bielących kremów SPF. Wchłania się szybciutko, pozostawia skórę piękną i pełną blasku, nadaje jej takiego zdrowego glow. Mnie nie zapchał, ale to zależy zapewne od osoby. Uważam, że jest takim idealnym dopełnieniem pielęgnacji, nie czuć go w ogóle na skórze. Co dla mnie również ważne, może dla innych dziwne, ale nie czuję takiego gorzkiego posmaku w ustach, po MIYA miałam tak cały czas mimo omijania okolicy ust, nie mam pojęcia czym to było spowodowane :)) Ogólnie jestem bardzo zadowolona i ubolewam nad tym, że powoli mi się kończy. Nie wiem czy różni się czymś od tego dostępnego w Polsce, ale raczej wątpię. Bardzo polecam :))

Lekka, żelowa konsystencja tego kremu może wzbudzić zachwyt, jednak osoby z wrażliwą i skłonną do trądziku cerą powinny go unikać. Kupiłam ten krem zmęczona tłustymi, bielącymi kremami z filtrem (tylko takie znałam do tamtego momentu). Niestety pożądaną lekkość kremu przyćmiła zawartość składników, które spowodowały wysyp pryszczy na czole i policzkach. Dimethicone oraz inne silikony i polimery syntetyczne to składniki, które drastycznie wpływają na moją negatywną ocenę tego kosmetyku :(

Używałam go kilka lat temu i byłam zadowolona bo miałam skórę tłustą, teraz jest mieszana. Tym razem skuszona dobrą ceną kupiłam dwa i żałuję. Mimo swojej lekkiej żelowej konsystencji bardzo długo się wchlania, muszę go długo rozsmarowywać, wpracowywać w skórę. No żmudne to. Mam też wrażenie jakby po chwili od nałożenia znieczulał mi skórę twarzy. Dziwne to uczucie, takie lekkie odrętwienie. Niestety po kilku użyciach wylazła jakaś kaszka i ogólne podrażnienie, czego raczej po filtrach nie mam bo zmywam zawsze dwuetapowo. Już na serio wolę dużo treściwszy krem z laroche albo nawet z pharmaceris, szybciej się wchłaniają i nie drażnią. Ogólnie kicha, nie polecam. Niestety, poszukiwania idealnego spf to droga przez mękę...

Jestem team "SPF cały rok" . Wiadomo musi być wysoki SPF, UVA, nie bielić i nie zapychać. Jesienią i zimą, kiedy używam kwasów i retinolu musi być dodatkowo delikatny. Od lat jestem zwolenniczką japońskich filtrów, są dla mnie najlepsze, używa mi się ich komfortowo i spełniają moje oczekiwania w wielu aspektach. Jeśli chodzi o filtry to wolę kremy niż mleczka , żele czy esencje. Jednak ten produkt sprawdził się całkiem dobrze. Bardzo szybko się wchłaniał, nie ściągał skóry, raczej nie nawilżał, ale też nie powodował przesuszenia. Na twarzy wyglądał jak lekko silikonowa baza pod podkład i faktycznie jako baza też się sprawdził. Myślę, że bardziej sprawdzi się przy cerach mieszanych i tłustych niż suchej. Ja mam suchą i musiałam pod niego nakładać coś nawilżającego, ale na szczęście nic się nie rolowało, nie zapychał i nie bielił. Świetnie sprawdza się też podczas reaplikacji w ciągu dnia. Jest dość lekki i daje satynowe wykończenie, Krem ma delikatny cytrusowy zapach. O wydajności się nie wypowiem, bo nie ma czegoś takiego jak wydajny krem z filtrem, jeśli ktoś tak twierdzi, to raczej używa nieodpowiedniej ilości.

Jak lato to koniecznie SPF (i musi mieć UVA) nawet jak nie wychodzę z domu. Jak ktoś nie wie dlaczego proszę poszerajcie w necie i zobaczycie fotografie osób, które przez ileś tam lat siedziały w pomieszczeniach lub samochodzie wystawiając do słońca zawsze tę samą połowę twarzy. Czyli wiemy, że koniecznie filtrów trzeba używać. Ale ich używanie często nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Bo bielą, bo tłuszczą, bo zapychają, bo się rolują. I tu przychodzi z pomocą Biore. Japońska esencja z SPF 50 i wysoką ochroną UVA. Bardzo, bardzo udany produkt. Wchłania się błyskawicznie, żadnego bielenia, zapychania. Nie jest tłusty. Jedyną jego wadą jest lekka lepkość skóry. Nakładam na serum, często też na krem pielęgnujący. Nadaje się pod makijaż. Moim zdaniem jest bez zapachu. Nie jest moim ideałem, bo wolę koreański krem z SPF 50, ale myślę, że dla osób preferujących lekkie kosmetyki to może być strzał w 10.

Kupiłam na Ali, bo non stop wyświetlały mi się oferty tego produktu. Jak się okazało, mój kumpel, który jest wampirzym dzieckiem i zawsze, ale to zawsze latem pali się na słońcu jak bekon na patelni, kupuje ten sam produkt w sklepie z japońskimi kosmetykami za gruby hajs. Ja dałam za niego niespełna 15 zł, wyszłam więc z założenia, że w razie czego będę nim ręce smarować, albo wywalę, jeśli okaże się, że to bubel (uprzedzam, porównałam z droższą wersja kolegi i jest to dokładnie ten sam produkt). Od pierwszego użycia ten filtr stał się moim ulubieńcem, a nie należę do osób, którym z filtrami po drodze, głównie ze względu na to, że bielą, zapychają i mega wyświecają twarz. Ten nie robi nic z powyższych. Zacznę od tego, że tubka, w której zamknięty jest specyfik, ma bardzo letni kolor - metaliczny błękit z bielą, przywodzący na myśl tropikalne wody. Po wyciśnięciu naszym oczom ukazuje się biały specyfik o lekko żelowej konsystencji, który po nałożeniu na skórę bardzo szybko się wchłania. I obłędnie pachnie brzoskwinią, mi przypomina herbatę Lipton właśnie w wariancie z brzoskwinią, no ubóstwiam po prostu. Ja pod ten filtr nie używam już kremu nawilżającego, bo sam w sobie dość fajnie nawilża skórę, choć dla cery suchych może to być niewystarczające nawilżenie. Używam już drugą tubkę i nie zauważyłam aby zapychał, a mam do tego ogromną skłonność. Nie podrażnia, nie bieli, nie wyświeca. No filtr idealny po prostu. Widać, że faktycznie działa, bo nie opaliłam ani nie poparzyłam twarzy, a lubię słońce i w każdej wolnej chwili korzystam z ładnej pogody :D

Raczej nigdy nie byłam filtromaniaczką. Na wakacje niestety rzadko jeżdżę, nawet latem codziennie robie makijaż i w najgorsze godziny nie przebywam na słońcu. Jedynie gdy biegam rano nakładam niezależnie od pory roku i pogody grubą warstwę kremu z filtrem ale jego konsystencja jest mi wtedy obojętna, nie muszę dobrze wyglądać. Co innego krem z filtrem pod makijaż. Niestety u mnie każdy krem powyżej spf 15, powoduje, że moja twarz świeci się niczym masło. Wypróbowałam różne specyfiki i żaden nie nadawał się w okresie letnim pod make up. Z Biore, ze względu na pozytywne recenzje i opis, że jest na bazie wody, pokładałam duże nadzieje. Zamówiłam go przez eBay, z przesyłką za ok. 60 zł, czyli w miarę ok. Opakowanie jest ładne, poręczne, konsystencja kremu faktycznie jest lekka. Nakładałam go na twarz zamiast kremu. Podkład faktycznie wyglądał znośnie ale to jeszcze nie to. Najgorzej, że filtr wysuszył mi moją mieszaną cerę i spowodował wysyp bolesnych, podskórnych pryszczy. Zazwyczaj jestem odporna na tego typu rzeczy, mało co jest w stanie mnie zapchać. Mogłam go nakładać dopiero po nawilżającej emulsji ale wtedy przy tylu warstwach na twarzy, wszystko mi się ważyło. Konsystencją faktycznie różni się od filtrów dostępnych w PL ale jest strasznym zapychaczem. Pokuszę się o stwierdzenie, że moja twarz lepiej wygląda bez tych wszystkich filtrów i nie opala się, w tym roku zostaje przy zwykłym kremie na dzień i podkładzie, trudno, najwyżej szybciej będę stara ;) ale zaoszczędzę nerwów i pieniędzy. Jak kogoś ten krem nie zapycha, to może i będzie zadowolony, ja go więcej nie kupię.

Ten krem to jakaś porażka, roluje się, do tego ten zapach jakbym spirytus nakładała na twarz. Za kazdym razem jak to nakladalam to mnie potem wysypywalo, masakra jakas Skład tragedia, na drugim miejscu alkohol, dalej octinoxate - zakazany w ue, ethylhexyl methoxycinnamate - filtr przenikający, c12-15 alkyl benzoate - mieszanina składników syntetycznych uzykiwanych m.in. z ropy naftowej, pochłania lepkość tłustych olejów

Jestem posiadaczką skóry tłustej ze skłonnością do trądziku zaskórnikowego, więc niestety, ale większość filtrów u mnie odpada, tym bardziej, że lubię mimo wszystko pomykać w bardzo minimalistycznym makijażu lub wręcz bez niego. Ten filtr kupiłam na all, ale wiem, że znacznie taniej można go kupić na ebay'u i tam też będę kupować następne opakowania. Filtr aplikuję w ilości 1ml na twarz, czasem reaplikuję - 1 lub 2x dziennie po około pół ml. Do rzeczy: + szybko się wchłania, na początku jest lekko mokre wykończenie, ale kiedy wcieram resztki po kilku minutach, krem wchłania się do zera + nawilża + nie podrażnia, o ile skóra nie jest jakoś wyjątkowo zmaltretowana + nakładam go też pod oczy i nie szczypie nic a nic + gładka, żelowa, świeża, konsystencja + nie zapycha porów nic a nic, wręcz mam wrażenie, że stan cery się poprawił + nie bieli + chroni przed słońcem + spokojnie można go reaplikować, nic złego się z nim nie dzieje, nawet tłusta skóra przyjmie kolejną dawkę kosmetyku + cena, co umożliwia stosowanie go tak, jak się powinno stosować takie kosmetyki +/- nie matuje, ale i nie błyszczy się nadmiernie, jest lekki połysk nawilżonej, zdrowej cery - dostępność Słowem: fantastyczny, pielegnujący skórę filtr w dobrej cenie, tylko trzeba zadbać, żeby go mieć, bo to wymaga trochę zachodu. Wydajność ocenie na 3, bo akurat w przypadku filtrów to nie ma najmniejszego sensu. --- Edycja 2019 nr 2. Napisałam poprzednią edycję i wieszałam psy na tym kosmetyku. Tymczasem okazało się, że wystarczy minimalnie zmienić sposób aplikacji: 2 cieńsze warstwy zamiast 1 grubszej z chwilą przerwy pomiędzy i znów jest super. Pod filtr nie nakładam nic, więc nie wiem, jak zachowywałby się na innych kosmetykach. Już wiem, że to mój pewniak i nie może go zabraknąć w moich zbiorach. Hype wokół niego jest naprawdę zasłużony.

Jeden z klasyków, jeśli chodzi o japońskie filtry do twarzy. Bardzo lekka formuła. Wodna esencja. Azjatycki gadżet! Krem nakłada się bardzo przyjemnie, wchłania się natychmiastowo. Twarz jest promienna, nie jest tłusta, ani pudrowa i ściągnięta jak po kremie matującym z SPF (np. La Roche Possay Przeciw błyszczeniu). Krem jest dobrze nawilżający, na początku bałem się alkoholu tak wysoko w składzie, ale mi nie zaszkodził - skóra nawilżona cały dzień. Dobrze chronił używałem go przez całe wakacje zeszłego roku na zmianę z jego starszym bratem UV Aqua Rich Gel. Nie opaliłem się w ogóle. Minusy za alkoholowy i cytrusowy zapach. Dziś wybrałbym - Rohto Hada Labo Gokujyun Perfect UV Gel SPF50+ PA++++ zamiast tego kremu.