Pokochałam maski w płachcie i co rusz rozglądam się za nowymi, nieznanymi mi markami. Pibu poznałam w małej, miejscowej drogerii, gdzie była w wyprzedaży - zapłaciłam za nią jakieś 3-4 zł, więc żal nie spróbować. Po kilkunastu maskach różnych marek mam już jakieś oczekiwania, których ten produkt niestety nie spełnił.
Opakowanie: przyciąga wzrok! W odcieniach żółci i złota, z prostym wizerunkiem. Saszetka ładna i prosta w rozpracowaniu bez nożyczek.
Zapach: a właściwie jego brak! Maseczka to dla mnie nie tylko działanie, ale i relaks, więc lubię gdy produkt pięknie pachnie. Większość masek pachnie subtelnie lub nie pachnie wcale - tu też nie czuć nic.
Maska: dramat! Po pierwsze, jest zabezpieczona dodatkową warstwą, którą trzeba oderwać. Ciężko to zrobić, maska jest złożona w ścisłą kostkę i trzeba się nagrzebać, żeby to potem ładnie rozłożyć. Po drugie, oczywiście źle wycięta. Mam małe oczy, lekko skośne - teoretycznie te koreańskie maski powinny być szyte jak na mnie :D A tu otwory za małe, okolice nosa za krótkie, pod ustami wisi, czoło aż na pół głowy, a policzki zakryte 3/4, wyobraźcie to sobie :D Te 15 minut noszenia to było ciągłe poprawianie!
Esencja: kolejna rzecz, która sprawiła, że noszenie tej maski było męką! Po otwarciu saszetki wylała się na mnie hurtowa ilość esencji. Maska jest tak mokra, że z niej cieknie i się leje, musiałam ją odsączyć. Pomyślałam, że ok - pozostałości wklepię w buzię, a resztę zostawię w saszetce i będę używać na noc. Nie tym razem - na opakowaniu info, że do jednokrotnego użytku i reszta do wyrzucenia... Za dużo i za rzadkie...
Efekt: po 15 minutach wkurzenia, poprawiania mokrej, ślizgającej się i krzywej maski efekt był taki, że skóra była bardzo gładka, ale i nienaturalnie napięta, wręcz lekko ściągnięta. Byłam pewna, że przesuszy mi skórę, ale rano byłam miło zaskoczona. Cera nawilżona, ale i lekko zmatowiona. Miała ładny, zdrowy koloryt, nieco wyrównany. Muszę przyznać, że czuć różnicę, że poprzedniego dnia robiłam coś więcej, niż tylko oczyszczanie i krem. Gdybam, że po kilku saszetkach faktycznie mogłaby rozjaśnić nieco skórę i dodać jej powera.
Efekt spodobał mi się, ale nie ukrywam, że maska ma być przyjemnością i relaksem, a nie dodatkowym nerwem. Zabrakło mi w niej też tego przyjemnego uczucia chłodu, które dały mi inne maski. Mam jeszcze do przetestowania wersję nawilżającą, zobaczymy jak ona się sprawdzi.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie