BeneFit Boi-ing Hydrating Concealer Korektor nawilżający

Sztyft jest bardzo tłusty, dość gęsty, daje swego rodzaju wrażenie nawilżenia, ale poza tym nie posiada raczej specjalnych zalet. Lepko-tłusta konsystencja sprawia, że rozprowadzenie go nie jest zbyt wygodne, wyrównanie kolorytu bardzo umowne, a najgorsze jest to, że po pewnym czasie wyraźnie zbiera się w zagłębieniach skóry. Mam wrażenie, że utrudnia także aplikację cieni, które w kontakcie z nim bardziej się rozmazują i także mają tendencję do rolowania się w zagłębieniach skóry i wycierania w miejscach gładkich. Generalnie sztyft u mnie się nie sprawdza :(

Korektor w pierwszej chwili robi dobre wrażenie. Jest bardzo kremowy, wręcz tłusty, zdaje się mocno nawilżać skórę pod oczami. Niestety przez tą konsystencje wydaję się jakby odrobinę zważony od początku. Nie widać tego bardzo ale jednak jest to zauważalne. Ma dość słabe krycie, nie można go budować. Do tego zbiera się w zmarszczkach, znowu nie tragicznie ale trochę tak. Mam wrażenie że nada się dla tych którzy mają suchą cienką skórę, bez zmarszczek i większych zasinień. U mnie sprawdzą się średnio, wolę jednak korektory w typie fit me, też delikatne i nawilżające ale lżejsze. No i tańsze xD Na plus skład, myślałam że jest na wazelinie ale formuła jest na oleju rycynowym

Miniaturkę tego produktu kupiłam w jakimś zestawie Benefit. Moja wersja ma 1.4 g czyli jakieś 2,5 raza mniej niż wersja pełnowymiarowa. Pomyślałam, że takie malutkie coś nie wystarczy na długo ale bardzo się myliłam bo używam go niemal codziennie od dobrych 4 miesięcy i wciąż mam jeszcze chyba 1/3. Ale też przyznam, że używam go w bardzo niewielkiej ilości - jedno pociągnięcie pod każdym okiem. Sztyft z zewnątrz ma bezbarwną, nawilżającą warstwę, od wewnątrz jest już korektor właściwy z pigmentem. Kolor 1 jest dość jasny, chyba neutralny. Z nałożeniem nie ma problemu, sztyft gładko sunie po skórze, nie jest tępy i nie naciąga skóry. Ja używam zazwyczaj jednego pociągnięcia, mam wrażenie, że nałożenie większej ilości wcale nie zwiększa jakoś spektakularnie krycia a sam korektor nie wygląda ładnie w nadmiarze. Wykończenie jest naturalne, na pewno nie jest to produkt matowy i bez przypudrowania wygląda trochę satynowo. Wklepuję palcem. I tak - ja mam spore cienie pod oczami i ten korektor na pewno nie jest bardzo kryjący. Jedna warstwa "upiększa" nieco okolicę pod okiem ale nie kryje całkowicie. Ten korektor solo to dla mnie ratunek w takie dni kiedy nie chcę się malować ale jednocześnie chcę wyglądać ciut lepiej, a że cienie pod oczami to główny mankament na mojej twarzy, to on sprawdza się bardzo dobrze. Mój "normalny" makijaż też nie jest jakiś supermocny ale jak już nałożę bardziej kryjący korektor pod oczy to jakoś głupio zostawić całą resztę saute więc jest trochę podkładu, tusz etc. Tutaj dwa pociągnięcia tym sztyftem, ciut różu na policzki, ochronna pomadka i voila. Człowiek od razu trochę lepiej wygląda. A makijażu jakby wcale nie było. Tak więc to fajna rzecz. Poza tym często go stosuję pod mój regularny korektor - MAC Prolongwear. Bo Benefit daje dobrą bazę, nieźle nawilża i super łączy się z Prolongwearem. Tak więc tak: lekki, raczej nie kryje jakoś super ale poprawia wygląd skóry pod oczami. Nawilża i u mnie stanowi dobra bazę pod MACa. Nie ciemnieje, utrzymuje się właściwie cały dzień bez większych problemów. Chyba kupię wersję pełnowymiarową.

Używam go na pryszcze i przebarwienia i sprawdza się bardzo dobrze. Rozsmarowuje się, ,,wtapia" w skórę wokół, nie ma efektu plamy. Trzyma się właściwie cały dzień, ma dość tłusto-wilgotną konsystencję, myślę, że to dzięki temu się nie kruszy. Zostaje też raczej na twarzy niż na ubraniu/ręce. Ma wygodną formę, nic się nie wylewa, nie paprze. Uwaga: nie jest mocno kryjący – nie powiedziałabym, że jest w stanie zamaskować coś w 100%. Dla mnie to akurat nie jest zła opcja, bo oprócz korektora i ewentualnie pudru już nic więcej na twarz nie nakładam, więc taka jednolita plama wyglądałaby dziwnie, ale jeśli ktoś szuka takiego efektu – to nie będzie dobry produkt. Minusem jest jak dla mnie zmiana nazwy, uważam, że ,,Fake-up" było genialne i oddawało istotę rzeczy :D.

Korektor zakupiłam, po tym jak zostałam perfekcyjnie pomalowana przez makijażystkę w sephorze. Wtedy moje oczy były rozjaśnione, skóra taka gładka. Myślę że było to zaletą tego iż korektor był nawilżający. Stosuję go do tej pory, jest bardzo wydajny, aplikator też jest ciekawy. Jednak czasem korektor przesusza moje oczy, podkreśla suche skórki i zmarszczki, mimo iż jest nawilżający i stać się tak nie powinno... mimo iż uprzednio moje oczy są nawilżone kremem. Posiadam odcień no.1, bardzo dobrze dobrany do cer jasnych. Często nie współgra z podkładami, np drogeryjnymi. Według opisu producenta korektor NA PEWNO NIE kamufluje żądnych drobnych lin i zmarszczek :) Ogólnie go lubię, ale czasem mam z nim problemy.

Poleciła mi go konsultantka w Sephorze, kiedy poprosiłam o próbkę korektora pod oczy Make Up Forever (też bardzo dobry i kryjący, ale to temat na inną recenzję). Mam suchą skórę pod oczami i masakryczne cienie, niestety większość korektorów zupełnie się na mnie nie sprawdza -- obciążają skórę, brzydko się zbijają, powodują, że zmarszczki wydają się o wiele głębsze. A pod koniec dnia skóra jest ściągnięta i czasem aż boli. Generalnie efekt jest taki, że już wolę mieć pandę pod oczami. Tym milszym zaskoczeniem był Boi-ing -- nie zakryje cieni kompletnie, ale daje naprawdę przyzwoity efekt z lekkim rozświetleniem, do tego nawilża i "dobrze leży" nawet po 8-10 godzinach. Nie robi plam, nie zbija się, lubi się z pudrami w kamieniu i sypkimi (Bourjois i Clinique). Reasumując: nareszcie znalazłam korektor, którego mogę używać codziennie i nie mam wrażenia, że robię swojej skórze krzywdę. Nakładam go bezpośrednio ze sztyftu, a potem wklepuję opuszkami palców lub gąbeczką, w obu przypadkach efekt jest OK. Wcześniej *dokładnie ten sam produkt* był sprzedawany przez Benefit jako Fakeup, można poczytać jego recenzje na Wizażu. To dokładnie ten sam kosmetyk, tylko po rebrandingu.