Moja skóra nie ma łatwego żywota - nie dość, że cierpię na mnóstwo alergii, dokucza mi suchość i reaktywość, a do tego wszystkiego mam AZS - wisienką na torcie jest mój wiek (28 lat), tak więc dbam o to, by w mojej pielęgnacji znalazły się kosmetyki naturalne, delikatne i jednocześnie działające przeciwstarzeniowo i przeciwzmarszczkowo - bo okej, stara nie jestem, ale czas to nie słup i nie stoi twardo w miejscu ;).
Do kremu Skin Powerbank podeszłam z podobnym entuzjazmem, z jakim podeszłam do masełka do ciała z tej firmy - poza tym, miałam w pamięci fanastyczną maskę-muesli oraz rozjaśniające serum Alkmie i także tutaj wyczuwałam w powietrzu nowy hit pielęgnacyjny. I wiecie co? Nie pomyliłam się! <3
Urzekający, cytrusowy zapach (podobny do zapachu wspomnianej maseczki muesli), wspaniała, lekka konsystencja (wchłania się idealnie, a przy tym zostawia na skórze leciutki, ochronny film) i doskonały skład - wegański i naturalny, znajdziemy tu m.in. olejki arganowy, chia i jojoba, wit. E, masło shea, kompleks algowy Sealift, roślinną taurynę pozyskiwaną z czerwonych alg, kompleks Detoxi-Look, pozyskiwany z kwiatów stokrotki i kocanki włoskiej, sok z kiwi, kwas hialuronowy i wiele innych), higieniczne opakowanie z pompką typu airless - oto Skin Powerbank w dużym skrócie i przyznajcie, że już samo to zaskakuje i to w sposób pozytywny.
A jak z działaniem? Jest doskonałe i nie boję się użyć tego słowa!
Przede wszystkim - nawilżenie. To, jak ten krem nawilża, to jest po prostu bajka - zwłaszcza w duecie z fajnym serum (Alkmie Wake-up Shot, Genifique Lancome, MDM Róża-Malina czy LRP Toleriane Dermallergo). Skóra cały boży dzień ma zapewniony komfort, ba - nawet wieczorem, po zmyciu makijażu, wygląda nadal bardzo dobrze! Druga rzecz - rzeczywiście rewitalizuje skórę, dodaje jej energetycznego kopa i mega blasku. Nie rozświetla, o nie - bo nie zawiera drobinek ;), ale sprawia, że skóra jest promienna, zdrowa i młodsza, piękniejsza!
Wyrównuje również koloryt cery - ostatnio moja fryzjerka, do której wybrałam się bez make-upu, zapytała, czy mam podkład i nie mogła uwierzyć w to, jak gładką i ładną mam skórę, aż inne dziewczyny z salonu przyszły i nadziwić się nie mogły, jak ja to zrobiłam?! Chwaliły, że wyglądam na wypoczętą, że moja twarz nie ma żadnych widocznych niedoskonałości i pytały, jak to robię, że tak wyglądam! Odpowiedź jest jedna - to zasługa tego kremu :).
Uwielbiam w nim to, że nadaje się pod makijaż i nie robi z moich podkładów zwarzonego ciastka. Uwielbiam w nim to, że nie zapycha i nie uczula mnie. Uwielbiam to, jak z dnia na dzień widzę jego działanie, które w namacalny sposób wpływa na poprawę kondycji mojej cery. Można by uznać, że mi się wydaje, ale opinie osób z zewnątrz pokazują, że rzeczywiście ten produkt DZIAŁA - i to jak działa!
Wydajność to kolejna z zalet tego kremu, która w dodatku rekompensuje dość wysoką cenę regularną - ale wierzcie mi dziewczyny, że warto zapłacić za niego tę cenę - i ja z pewnością po opróżnieniu tej buteleczki zakup ponowię.
Wady? Brak, naprawdę. Dla mnie ten krem nie ma wad, wszystko jest na swoim miejscu, obietnice producenta zostały spełnione, skład jest na medal, a cudowny zapach umila mi codzienną pielęgnację.
Podsumowując - dla mnie to krem doskonały, który naprawdę robi to, co obiecuje i w zauważalny sposób upiększa skórę. Kocham to, jak cudownie nawilża, jak łagodzi i zmiękcza, jak ujednolica koloryt i wydobywa zapomniany nieco blask mojej zmęczonej cery. Nie mogę mu nic zarzucić, bo i nie mam ku temu powodów - za to z czystym sumieniem mogę polecić ten krem wam, drogie wizażanki, wierzcie mi, że warto! <3
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl