Missha Airy Fit, Face Mask Pearl Rozjaśniająca maseczka w płachcie z ekstraktem z pereł

Uwielbiam stosować wszelkiego rodzaju maseczki do twarzy, zwłaszcza te w formie płachty. Najbardziej lubię wszelkiego rodzaju propozycje o działaniu nawilżającym, odżywczym czy rozświetlającym, ponieważ moja skóra z natury jest dość sucha oraz pozbawiona blasku. Z maseczkami od marki Missha także miałam okazję już pracować i stosowałam kilka z nich, dlatego też dość spore oczekiwania miałam wobec ich propozycji perłowej o obiecanym działaniu rozjaśniającym. Kosmetyk udało mi się zakupić na stronie jednej z drogerii internetowych. Kosmetyk został zamknięty w opakowaniu w formie saszetki o pojemności wynoszącej dziewiętnaście mililitrów. Na opakowaniu umieszczono bardzo ładnie prezentującą się grafikę pereł oraz wszelkie, najważniejsze informacje na temat produktu, takie jak jego nazwa, logo producenta, skład, najważniejsze właściwości czy zalecany sposób użytku. Sam design opakowania utrzymany jest w odcieniach bieli, pastelowego fioletu oraz jasnego różu. Cena regularna maseczki wynosi około dziesięciu złotych. Produkt posiada formę płachty, która moim zdaniem została bardzo dobrze skrojona. Ma mleczną barwę i praktycznie w ogóle nie pachnie. Posiada na sobie naprawdę sporo esencji. Maseczkę zaaplikowałam na oczyszczoną buzię, oczywiście po zastosowaniu peelingu. Trzymałam ją na niej przez około piętnaście minut zgodnie z zaleceniami producenta. Po tym czasie na twarzy w dalszym ciągu pozostaje dość spore esencji, która całkiem szybko się wchłania. Maseczka daje przyjemne działanie nawilżające oraz odżywcze. Delikatnie rozjaśnia oraz rozświetla cerę, nadając jej zdrowego blasku oraz pięknego wyglądu. Dodatkowo świetnie wygładza oraz zmiękcza. Muszę przyznać, że maseczka perłowa od marki Missha okazała się naprawdę idealnym kosmetykiem w swojej kategorii. Nie będę ukrywać, że polubiłam się z nią bardzo i zdecydowanie z wielką przyjemnością do niej powrócę. Jak najbardziej polecam.

Uwielbiam maski w płachcie z tej firmy ! Ta jednak jest moją ulubioną. Jest mocno nasączona i w opakowaniu pozostaje bardzo dużo esencji, którą można zużyć jeszcze na drugi dzień. Super nawilża, regeneruje i skóra rano wygląda na super wygładzoną. Nie powoduje u mnie wyprysków ani nie uczula w inny sposób. Często na promocji. Na dodatek ma wspaniały zapach. Polecam

Maska z przyjemnej tkaniny, która jest bogato nasączona, dość szybko się wchłania po rozsmarowaniu i pozostawia cerę delikatnie rozjaśnioną i nawilżoną. Dla mojej mieszanej cery jest wystarczająca

Missha Airy Fit Face Mask Pearl to maseczka w płachcie, która zapewnia subtelne rozświetlenie i odświeżenie cery. Jej cienka, dopasowana płachta dobrze przylega do twarzy, pozwalając esencji dotrzeć do każdego zakamarka skóry. Aplikacja jest łatwa i przyjemna – maseczka nie zsuwa się, co pozwala spokojnie oddać się chwili relaksu. Po użyciu skóra wygląda bardziej promiennie i lekko rozjaśniona. Efekt nie jest może spektakularny, ale zdecydowanie widoczny, szczególnie gdy potrzebujesz odświeżenia przed ważnym wyjściem lub po długim, męczącym dniu. Przy regularnym stosowaniu można zauważyć poprawę w strukturze skóry, która staje się bardziej miękka i gładka. Maseczka jest dobrze nasączona esencją o lekkiej, nieobciążającej konsystencji. Po jej zdjęciu warto wklepać pozostałość w skórę i poczekać, aż się wchłonie – nie pozostawia lepkiego filmu. Dla osób o cerze wrażliwej istotne może być to, że nie powoduje podrażnień ani zaczerwienienia.

No co tu dużo pisać. Maski w płachcie nie są dla każdego! Nie każdy, drogie koleżanki, lubi pierdzielić się ze śliskim kawałkiem materiału który ziębi i sprawia, że wyglądacie jak Jason z horroru. Nie każdy lubi ściekający płyn który co chwilę trzeba kontrolować. Nie każdy też lubi fakt, że maseczka jest jednorazowa a kosztować potrafi całkiem sporo!! Dla maski od Missha potrafię jednak zrobić wyjątkowy wyjątek i bedę jej bronić jak niepodległości gdyż w końcu, po latach poszukiwań, znalazłam maseczkę w płachcie która potrafi zdziałać cuda na mojej zmęczonej skórze. Rzadko kiedy potrafię dogłębnie nawilżyć skórę tak aby wydobyć z niej glow. Mam tendencję do szarzenia cery, wybłyszczania się w strefie t ale nie osiąganiu glow na całości. Zakupiłam tę maseczke kiedyś na promocji i zapomniana leżała kilka miesięcy w szafce. Kiedy nadszedł wieczór przed chrzcinami mojej córki a moje emocje sięgały zenitu to postanowiłam wyczilować nakładając tę właśnie maseczkę. Efekt był praktycznie natychmiastowy. Moja skóra momentalnie przyjęła to co jej ofiarowałam i dosłownie "kąpała" się w tej dobrze nasączonej płachcie. Czułam jak ściągnięcie po myciu ustępuje, delikatny chłód łagodzi stany zapalne a delikatna woń mleczna otuliła mnie dookoła. Kiedy po 20 minutach zdjęłam maseczkę to nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nie pamiętam kiedy jakikolwiek kosmetyk zrobił mi lift i podciągnął widocznie skórę. Cera była widocznie napięta, napita składnikami i mega miękka co bardzo rzadko się zdarza. Po wklepaniu preparatu zapaliłam każde możliwe światło w domu aby pokazać staremu jaki glow otrzymałam po tej 20 minutowej kuracji! Skóra błyszczała jak nigdy zdrowym, równomiernym blaskiem. Nie myśląc za długo, porażona efektem stwierdziłam, że to pewnie stres przed pierwszą uroczystością córki i na pewno mam majaki albo coś sobie dopisuję. Żeby upewnić się, że to nie była mara, prędko schowałam maseczkę do opakowania na jeszcze jeden użytek rano, przed imprezą. Skoro ma zadziałać to niech działa i rano. Maseczkę trzymałam dobrze zamkniętą w lodówce. Rano po umyciu twarzy nałozyłam ją zamiast kremu bo wiedziałam, że dużo specyfiku zostaje na twarzy po jej ściągnięciu do wklepania i krem nie będzie mi już potrzebny. Efekt wciągania składników przez moją skórę był dokładnie taki sam jak wieczorem. Skóra wręcz pochłaniała płyn niczym spragniona klacz:) Po zdjęciu maski efekt był jeszcze bardziej spektakularny niż wieczorem: glow, wyrównanie kolorytu, brak opuchnięć, zmniejszone wory, lift. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że ten skład i ta maska tak bardzo mi przypasowały. Ja wiem, że na każdego coś innego działa. Z mojej perspektywy brzmi to jak jakiś eliksir urody ale faktycznie w końcu odnalazłam coś, co pozwala mi na dogłębne i kompleksowe odżywienie skóry! Dodam jeszcze, że tego wielkiego dnia wykonywałam pełen makijaż który bez problemu trzymał się na skórze. Nic się nie rolowało a cera była mocno napita i dobrze przyjmowała kolorówkę. Miałam tego dnia kosmetyki rozświetlające aby jeszcze bardziej podbić ten efekt. Dzień był wtedy słoneczny więc mój glow był ogromny. Produkt nawilżył cerę na cały dzień i do wieczora wyglądałam ładnie i świeżo. Polecam niedowiarkom! Ja jestem sceptyczna co do bajerów ale to na serio działa!!!

To rozjaśniająca maseczka w płachcie do codziennego użytku stworzona na bazie ekstraktu z perły. Ma rozświetlić skórę oraz przywrocic blask. Maseczka zamknięta jest w biało-fioletowej saszetce z muszlami i perłami na etykiecie. Jest mocno nasączona esencją, która ma gęstą konsystencję w białym kolorze. Pachnie delikatnie i przyjemnie. Łatwo się ją naklada, po kilku minutach przykleja się do twarzy i ścisle przylega. Efekty po jej użyciu to fantastyczne nawilżenie i odżywienie. Fajnie rozświetliła moja twarz i zniwelowała zaczerwienienie. Skóra jest uspokojona, zrelaksowana, odzywiona bez podrażnień i zaczerwienień. Jestem z niej bardzo zadowolona i chętnie do niej wrócę.

Lub jakiś składnik w niej zwęża pory na tyle,że coś wychodzi lub ten ekstrakt z pereł nie jest na każdy dzień cyklu przy cerze mieszanej. Zużyłam dwa opakowania i nie za każdym razem była taka reakcja. Zazwyczaj stosuje takie maski dzień po kawitacji w trybie oczyszczania. Tę wersję Missha zastosowałam wraz z wtłaczaniem jak i bez. Jak każda z tych masek jest mocno nasączona,cienka i delikatna,trzeba samemu wyciąć ja w kilku miejscach żeby dobrze dopasować do twarzy. Esencja tym razem jest gęstsza niż w innych maskach tej marki,kremowa i o perłowym kolorze. Nie podrażniła skóry,co po wersji miodowej nie było dla mnie tak oczywiste,nie dała też uczucia ściągnięcia i napięcia,które również towarzyszyło wersji miodowej. Efekty to jak wspominałam niestety za pierwszym razem lekki wysyp, łatwy do opanowania,ale zawsze,za drugim już obyło się bez takich atrakcji, do tego skóra wygładzona, rozjaśniona i bardziej miękka,ale niestety mniej nawilżona niż w wersji ogórkowej czy nawet zielonej herbaty,tak optymalnie. Generalnie to fajny efekt,cera jest niejako rozświetlona i wygląda na bardziej wypoczęta,ale po takich maskach oczekuje jednak też dodatkowego nawilżenia,napojenia skóry. Jest dla mnie tak na 4,być może jeszcze wrócę, zobaczymy.

OPAKOWANIE: Plastikowa, duża saszetka z nadrukiem pereł, nazwą firmy, informacją, że esencja jest rodzaju kremowego oraz nacięciami w górnej części opakowania dla błyskawicznego otwarcia bez konieczności użycia nożyczek. CECHY PRODUKTU: Po otwarciu saszetki wyjmujemy z niej złożoną na pół i jeszcze na 3 części (czyli standardowo, jak na maski w płacie) tkaninę mocno nasączoną esencją, która i swoją mleczną barwą, jak i konsystencją przypomina emulsję. Zostaje nam jej jeszcze sporo na później w opakowaniu. Zapach jest przepiękny, taki trochę perfumeryjny. Sprawia to,że te 20 minut z tą maską na twarzy to prawdziwa uczta dla zmysłów. Wycięcie materiału jest dobre. Otwory są odpowiedniej wielkości i na odpowiedniej wysokości chociaż trzeba ją trochę na twarzy poprzesuwać, żeby dopasować, a i tak pozostają zagniecenia. Nie są jednak szczególnie uciążliwe. Tkanina nie odkleja się przez to podczas użytkowania. Na długość i szerokość wszystko w porządku. DZIAŁANIE: Trzymanie maski na twarzy przez 20 minut było bardzo przyjemne ze względu na jej początkowe delikatne chłodzenie oraz wcześniej już wspomniany, piękny zapach. Po moim doświadczeniu z ziemniaczaną maską od Misshy wiem już, że kremowa konsystencja esencji jest zbyt ciężka dla cery mieszanej i tłustej. No ale kupiłam trzy takie maski, więc wypada zużyć ;) Kiedy zdjęłam materiał z twarzy i ujrzałam ilość pozostałej na niej esencji od razu postanowiłam delikatnie zdjąć jej nadmiar płatkiem kosmetycznym. Resztę wklepałam w skórę i dałam jej jeszcze 15 minut na całkowite zaabsorbowanie składników, zanim nałożyłam krem pod oczy i na noc. Zwróciłam uwagę na to, że podczas ścierania esencji z twarzy odczułam bardzo delikatne i krótkotrwałe mrowienie skóry. Nie było na niej jednak żadnych podrażnień. Twarz rzeczywiście wyglądała promiennie i zdrowo zarówno zaraz po zdjęciu, jak i na drugi dzień rano. Tylko czy jest to zasługa wyciągu z pereł, który znajduje się pod koniec listy składników? Myślę, że na ten efekt składają się również (kto wie, czy nie bardziej) wyciągi z korzenia lukrecji, żeńszenia czy cytryny, które znajdują się wyżej w składzie, a to oznacza ich większą ilość w porównianiu do ilości wyciągu z pereł. Rozjaśnienie cery nie jest też lepsze niż to, które miałam okazję zaobserwować nie raz używając innych masek w płacie. Oprócz rozjaśnienia moją uwagę zwróciło też solidne nawilżenie skóry za sprawą m.in. trehalozy i kwasu hialuronowego. Cieszę się również, że maska nie podrażniła moich wrażliwych na zapychanie porów. Ogółem jest to dobra maseczka, na pewno warta wypróbowania w szczególności dla cery suchej i normalnej, ale też mieszanej i tłustej przy odpowiednich kombinacjach. Spełnia obietnice producenta, ale nie jest to efekt lepszy od innych masek.

Maseczkę użyłam w wyjątkowym dla mnie dniu - ślubie. Co prawda nie własnym, lecz bardzo bliskiej mi osobie. Dzięki niej moja skóra wyglądała nie tylko promiennie, ale jednocześnie była bardzo nawilżona. Makijaż trzymał się na niej doskonale. Nie odstawały suche skórki, przez lekki podkład nie przebijały się przebarwienia. Z pewnością jeszcze do niej wrócę. Na wyjątkową okoliczność, jak i na co dzień ;)

Maseczki to jedna z form odpoczynku po całym dniu, której nie umiem sobie odmówić raz czy dwa w tygodniu. Uwielbiam to uczucie, gdy po wykąpaniu się i oczyszczeniu skóry z resztek makijażu i brudów dnia codziennego, mogę sobie zafundować taką porcję relaksu. Najczęściej po nałożeniu maseczki lubię wypić świeżo zaparzoną herbatę i nie zajmować się niczym absorbującym. To taki czas dla mnie, czas dla mojej skóry. W mojej opinii Missha ma naprawdę bardzo fajnej jakości maseczki. Kilka rodzajów już miałam okazję przetestować, zamówiłam sobie niedawno kolejne egzemplarze do sprawdzenia. Sama płachta ma stosunkowo odpowiedni kształt. Wiadomo, że nie będzie idealnie dopasowana, bo jest przygotowywana tak, by pasowała większości, co nie jest takie łatwe. Ale jest całkiem całkiem. Posiada spory stopień nasączenia (choć nie tak jak np. aloesowa). Po wyciągnięciu maski z opakowania esencji zostało na tyle, że spokojnie mogłam wklepać jeszcze w szyję, dekolt oraz dłonie. Maska nie dała oszałamiającego efektu rozświetlenia, jednak taki subtelny, ładny blask po jej użyciu był widoczny. Skóra wyraźnie była też napita substancjami zawartymi w maseczce. Według mnie produkt jest godny polecenia i na pewno jeszcze kiedyś wrócę do niej.

To rozjaśniająca maseczka w płachcie do codziennego użytku stworzona na bazie ekstraktu z perły. Ma rozświetlić skórę oraz przywrocic blask. Maseczka zamknięta jest w biało-fioletowej saszetce z muszlami i perłami na etykiecie. Jest mocno nasączona esencją, która ma gęstą konsystencję w białym kolorze. Pachnie delikatnie i przyjemnie. Łatwo się ją naklada, po kilku minutach przykleja się do twarzy i ścisle przylega. Efekty po jej użyciu to fantastyczne nawilżenie i odżywienie. Fajnie rozświetliła moja twarz i zniwelowała zaczerwienienie. Skóra jest uspokojona, zrelaksowana, odzywiona bez podrażnień i zaczerwienień. Jestem z niej bardzo zadowolona i chętnie do niej wrócę.

Maska jest silnie nasączona, kremową esencją. Odpowiednio trzyma się na twarzy. Troszkę się lepi, dlatego ma się takie nieprzyjemne uczucie na twarzy zaraz po ściągnięciu płachty. Po użyciu cera była wyraźnie rozjaśniona i nawilżona.

Kolejna maseczka od Misshy, którą mam okazję używać. Maski w plachcie uwielbiam i często kupuję jakąś nową do wypróbowania. Missha to marka w 100%-tach koreańska, a takie uwielbiam, bo idealnie wpisują się w moją koreańską pielęgnację. Jest to maseczka rozjaśniająca, zawiera ekstrakt z pereł. Kosztowała ok. 9 zł, więc standardowo, a nawet mniej niż inne koreańskie maseczki. Zamknięta w biało-fioletowej saszetce z muszlami i perłami na etykiecie. Jest mocno nasączona esencją, która ma biały kolor i gęstą konsystencję. Pachnie bardzo przyjemnie. Łatwo się ją rozkłada, ale jej kształt i wycięcia nie są perfekcyjne. Maseczka nie nachodzi na całe policzki, marszczy się lekko na twarzy. I tutaj odejmuję gwiazdkę. Przykleja się do twarzy po ok. 5 minutach, ściśle przylegając. Przyjemnie chłodzi, ale nie swędzi ani nie szczypie. A jakie daje efekty? Genialnie nawilża i odżywia. Nie powiedziałabym, że jest to maseczka rozjaśniająca, bo nie zmniejszyła widoczności przebarwień. Na pewno cudownie koi cerę i wyrównuje koloryt. Skóra jest uspokojona, zrelaksowana, zdrowsza i jaśniutka bez podrażnień i zaczerwienień. Po wklepaniu esencji jeszcze przez długi czas czułam przyjemny chłód. Esencja pozostawia nawilżającą warstwę na twarzy i na noc jest świetna, ale użyta na dzień może powodować ślizganie się makijażu.