Na początku pałałam nienawiścią, z czasem jednak się przekonałam i polubiłam, ale brak możliwości wyboru innych odcieni to dramat.
Pudry w moim codziennym makijażu to element, którego nigdy nie pomijam i o którym nigdy nie zapominam. Swego czasu, jeszcze na samym początku mojej przygody z make up'em, na całą buzię nakładałam puder o mocno matowym wykończeniu, później jednak polubiłam się z subtelnym rozświetleniem cery na policzkach, a teraz nawet i na strefie T, którą do niedawna traktowałam jako miejsce na którym musi znajdować się pergaminowy mat. Puder od marki Golden Rose z serii Nude Look interesował mnie już od dłuższego czasu, dlatego w końcu zdecydowałam się go zakupić i przetestować.
Kosmetyk zamknięty został w opakowaniu wykonanym z plastiku, które prezentuje się naprawdę bardzo ładnie i pasuje wizualnie do reszty produktów z serii Nude Look. Wieczko jest przeźroczyste, widoczne jest na nim jedynie logo producenta i nazwa produktu, Denko utrzymane zostało w odcieniu pastelowego, bardzo jasnego różu i przedstawia nam opis oraz skład pudru. Sam produkt posiada wypiekaną formułę, która może nie należy do moim ulubionych, ale tutaj jest jak najbardziej przyjemna. W opakowaniu odcień wygląda przepięknie. Prezentuje się jako ani nie za jasny, ani nie za ciemny kolor o nieco ciepłym odcieniu, jednak najpiękniejsze w nim jest to, jak odbija światło.
Niestety, po zaaplikowaniu produktu na buzię cały czar nieco pryska. Puder wygląda na twarzy dosyć ciemno, a dodam, że wcale nie jestem aż takim bladziochem. Przyznam szczerze, że moje pierwsze wrażenia były pod tym względem fatalne. Nie wiem jednak, czy to kwestia ,,zdrapania" wierzchniej warstwy czy po prostu jakimś cudem mimo nałogowego stosowania kremu z filtrem się opaliłam, ale kolor tego kosmetyku się nieco rozjaśnił. Oczywiście dalej jest niedopasowany do mnie jak, ale nie rzuca się to już tak w oczu plus łatwo jest mi to wyprowadzić na prosto za pomocą nieco za jasnego podkładu.
Kosmetyk na twarzy wygląda po prostu świetnie, nie licząc rzecz jasna wpadki z kolorem. Buzia dostawała naprawdę ładnego efektu rozświetlenia, który nie jest nachalny, ale wciąż widoczny. Przypomina to trochę takie glow wynikające z odpowiedniego poziomu nawilżenia. Na policzki nakładałam ten puder na skórę z samym podkładem oraz różem, ewentualnie kremowym konturowaniem i przy nakładaniu tego typu produktów warto mieć na uwadze to, że ten puder nieco je przygłuszy i zabierze im pigmentacje, więc śmiało można nałożyć ich nieco więcej. Jeśli chodzi o strefę T, to w pierwszej kolejności nakładałam puder matująco - utrwalający, a jego nadmiar strzepywałam za pomocą dużego, puchatego pędzla propozycją od Golden Rose. Tak mieszanka nie dawała mi nadmiernego błysku skóry, którego w tym miejscu nie lubię, jednak zabierała całą nadmierną sztuczność i pergaminowy wygląd, który może występować przy nadmiernie matowym pudrze. Oprócz tego kosmetyk posiada właściwości utrwalające, gdyż podkład trzymał się z jego użyciem zdecydowanie dłużej niż pozostawiany nieprzypudrowany.
Jak dla mnie kosmetyk ten jak najbardziej spełnia swoją rolę, jedyne co mnie tak naprawdę boli to fakt, że jest mało uniwersalny i nie ma możliwości zakupu innego koloru, a to wielka szkoda. Polecam ze względu na cenę i to, jak ostatecznie prezentuje się na buzi.
Zalety:
- Cena
- Wydajność
- Opakowanie
- Efekt delikatnego glow, jaki produkt daje na buzi
- Utrwala podkład
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie