Minionego lata musiałam bardzo długo i często przebywać na słońcu i nie było to bynajmniej wylegiwanie się na plaży. Dlatego też zużyłam w tym czasie kilka kremów z filtrem i zawsze ochrona skóry była dla nich trudnym zadaniem, ponieważ musiały poradzić sobie z potem i wysoką temperaturą.
Nie mam jeszcze swojego ulubieńca w tej kategorii kosmetyków, dlatego zakupiłam krem Dax Sun, ponieważ jakoś zawsze dobrze kojarzyła mi się ta marka, fajnie też, że jest polska. Cena była stosunkowo niska, ale już nieraz przekonałam się, że nie zawsze musi to świadczyć o niskiej jakości.
Produkt znajduje się w żółtej tubce z zamknięciem na klik, dzięki czemu aplikacja jest bardzo prosta. Przeważnie wydobywa się tyle kremu, ile potrzeba, a konsystencja jest w miarę gęsta. Stosowałam krem kilka razy dziennie i skończył się po około miesiącu, oceniłabym go jednak jako mało wydajny. Zapach nie przypadł mi do gustu, jest chemiczny, ale nie dyskwalifikuje to tego rodzaju kremu w moich oczach, w końcu nie jest to kosmetyk zapachowy i nie takie jest jego założenie.
Jeśli chodzi o współpracę z położonym pod spód kremem nawilżającym to nie było źle, nie ważył się ani nie rolował. Nie wydaje się też by bielił. Ale pod makijaż nie położyłabym go już nigdy. Jest bardzo tłusty i się nie wchłania. Dostawałam nawet pytania w stylu tego pierwszego z tytułu recenzji, dlaczego mam taką tłustą skórę itp. Wyglądało to jakbym miała nadmiar sebum i to taki do granic możliwości. Nie było szans, żeby przykryć to nawet samym pudrem, pędzelek do pudru zaczął być tłusty, jakby zamiast matowić, zbierał tylko tłuszcz z twarzy. Podkład nałożyłam chyba jeden i ostatni raz, bo zaczął się strasznie ciastkować i się ścierał, więc wolałam dalej nie ryzykować.
Ochronę przez słońcem jeszcze jako tako zapewniał, skóra na twarzy nie była opalona, chociaż na policzkach pojawiało się podrażnienie, ale być może wynikało to z wysokiej temperatury. Producent zapewnia ochronę przed starzeniem skóry oraz zmniejszanie widoczności zmarszczek. Moja lwia zmarszczka tymczasem stała się jeszcze bardziej pogłębiona i czerwona, pomimo skupiania się w szczególności na tym obszarze przy nakładaniu kosmetyku.
Krem reaplikowałam co godzinę - dwie, szczególnie omijając okolice oczu. Zawsze używałam chusteczki odświeżającej. Miałam jednak wrażenie, że te warstwy się kumulują i spływają, szczególnie że się pociłam. W połączeniu ze słońcem moje oczy zareagowały najpierw tylko podrażnieniem, a później zaczęły też lecieć łzy, automatycznie, jak przy krojeniu cebuli (oczywiście aż tak nie piekło), wycieranie oczu niewiele dawało, ponieważ wszystko przenosiło się znowu w okolice powiek, które były już zirytowane i tak zostawało do końca dnia.
Nie wiem jak krem zachowywałby się w zimnych miesiącach, ale raczej nie poprawiłaby się jego wchłanialność. Ja już nie chcę nawet patrzeć na te żółte tubki, które są w każdej drogerii, a nawet w hipermarketach. Odradzam każdemu zakup.
Zalety:
- polska marka
- dostępność
- cena
- zamknięcie na klik
- gęsta konsystencja
- nie bieli
- nie waży się i nie roluje
- względnie chroni przed słońcem
Wady:
- wydajność
- chemiczny zapach
- tłusty
- w ogóle się nie wchłania
- ciastkuje się i ściera podkład
- nie pomaga zmniejszyć widoczności zmarszczek
- kolejne aplikacje tworzą warstwy, przez co produkt spływa z twarzy
- powoduje podrażnienie oczu i szczypanie
- podrażnienie doprowadza do łez
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie