Peeling kupiłam podczas promocji w Hebe. Kosmetyki z linii Exotic Paradise kusiły mnie już od dawna, więc jak zobaczyłam, że są w obniżonych cenach, bez wahania zrobiłam zakupy. Peeling właśnie zużyłam - to dobry moment na podzielenie się opinią.
Moja skóra nie jest szczególnie wymagająca. Większość kosmetyków do pielęgnacji ciała sprawdza mi się dobrze i nie powoduje jakichkolwiek podrażnień. Problemy z suchością skóry występują u mnie przejściowo. Nie mam dużych oczekiwań wobec peelingów do ciała – powinny wygładzać skórę, sprawiać, że staje się ona miękka w dotyku. Jeszcze do niedawna w ogóle ich nie stosowałam i jakoś żyłam :D. Ale jak zaczęłam używać, to w sumie doszłam do wniosku, że to całkiem przyjemny, domowy „zabieg” i tak sobie testuję kolejne produkty z tej kategorii.
Peeling został zamknięty w słoiczku o pojemności 350 g. Opakowanie bardzo mi się podoba, kolory przywodzą na myśl coś egzotycznego, więc spójność z linią nazwy jest zachowana. Kosmetyk należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia, mi wystarczył na prawie 2 miesiące stosowania raz w tygodniu. W mojej ocenie wydajność nie powala, ale nie jest też tragiczna, zwłaszcza, gdy zestawia się ją z ceną. Zapach peelingu jest CU-DO-WNY! Po odkręceniu słoiczka uwalnia się mocno owocowy, ale jednocześnie energetyzujący aromat. Co prawda na ciele raczej się nie utrzymuje, ale podczas użycia wypełnia sobą prysznic. Zapach kojarzy mi się trochę z takimi zielonymi gumami, nazywały się bodajże „Shock”. No w każdym razie jest piękny i choć faktycznie ma energetyzującą moc, to mnie też relaksował. Uznaję go za ogromną zaletę peelingu, 100% moje klimaty. Konsystencja produktu jest dość gęsta, ale nie zbita, bardziej jakby nieco galaretkowata. Kryształki cukru są średniej wielkości, nie ulegają od razu rozpuszczeniu, dzięki czemu nie musimy spieszyć się z wykonaniem zabiegu. Peeling nie stwarza żadnych problemów ani podczas aplikacji, ani podczas spłukiwania, używa się go dzięki temu z przyjemnością.
W składzie na pierwszym miejscu znajduje się gliceryna, za nią cukier i dopiero woda. Dalej mamy również m. in. sok z melona (nawilżający), wyciąg z zielonej herbaty (działanie oczyszczające, odświeżające, łagodzące) oraz pantenol. Jak dla mnie jest okej.
Peeling aplikowałam na mokrą skórę, a następnie wykonywałam masaż. Kosmetyk wygładza skórę, sprawia, że staje się ona przyjemna w dotyku, delikatnie ją nawilża. Nie zauważyłam, by jakkolwiek ją podrażniał, ale jak wspomniałam na początku recenzji – rzadko kosmetyki do ciała podrażniają moją skórę, nie jestem też wrażliwcem. Produkt nie pozostawia na skórze lepkiej ani tłustej warstwy. Używałam po nim balsamu, ale myślę, że gdyby ktoś nie chciał tego robić, to też nie odczuwałby dyskomfortu, ponieważ peeling pozostawia skórę w dobrej kondycji. Może efekt nie utrzymuje się bardzo długo, ale jest zauważalny i ja jestem z niego zadowolona. Peeling nie zalicza się do zdzieraków, jednak wykonując mocniej masaż, da się poczuć jego moc ;).
Cena peelingu w Internecie waha się między 15 a 20 złotych. Nie wydaje mi się, by była wygórowana, ale np. w Hebe zdarzają się promocje, więc myślę, że warto na takową zapolować.
Podsumowując, peeling Exotic Paradise Melon od Bielendy to w mojej opinii dobry kosmetyk. Swoim zapachem mnie po prostu rozkochał! Nie wiem, czy sięgnę po niego ponownie, bo jednak wolę testować nowości, ale nie wykluczam, że jak trafię na promocję, to się skuszę (głównie z powodu zapachu, za którym już tęsknię). Peeling zachęcił mnie też do wypróbowania innych kosmetyków z linii Exotic Paradise.
Zalety:
- wygładza i delikatnie nawilża skórę
- skóra po użyciu peelingu staje się miękka i przyjemna w dotyku
- nie pozostawia tłustej/lepkiej warstwy
- nie podrażnia skóry
- skład
- nie stwarza problemów podczas aplikacji i spłukiwania
- obłędny zapach
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie