Inglot Me Like, Volumizing Lip Gloss Błyszczyk powiększający usta

Wpadłam na ten błyszczyk przypadkowo w poszukiwaniu kosmetyków do ust a'la lata 2000. Kupiłam odcień Mai Tai (54) z drobinami i muszę powiedzieć, że kolor prezentuje się bardzo ładnie. Po nałożeniu usta były optycznie powiększone choć musze przyznać, że na tym efekcie niezbyt mi zależało, bo sama mam naturalnie dosyć duże. Z trwałością jest spoko, ale niestety produktu nie należy nakładać warstwami - lepiej zmyć i nałożyć od nowa, ponieważ może zbierać się w zmarszczkach. Pomimo tego naprawdę polecam!

Kupiłam przypadkowo, już przy kasie, spodobał mi się kolor cosmopolitan. Bardzo przyjemna konsystencja, zapach. Nadaje lekki kolor, posiada w sobie mikrodrobinki ale nic co wyglądałoby jak kula dyskotekowa. Bardzo długo się utrzymuje jak na błyszczyk. Czy powiększa usta? Zdecydowanie. Nie jest to błyszczyk powiększający przez podrażnienie, ale powiększający optycznie. Posiada bardzo silny błysk plus właśnie te drobinki o których pisałam i to połączenie bardzo powiększa optycznie usta. Zdecydowanie polecam.

Jestem zachwycona tym błyszczykiem. Jako fanka optycznego powiększania ust, stosowałam regularnie przez 2tyg ten produkt, żeby usta były powiększone i naprawdę zauważyłam efekt. Wiadomo, nie było to powiększenie jak po kwasie, ale usta wyglądały zdrowo i na pełniejsze. Mój ulubiony to Mai Tai, stosowany solo lub na pomadkę daje cudowny efekt

Przy zwiedzaniu stacjonarnego sklepu Inglot moją uwagę przykuły te oto błyszczyki. Mając bzika na punkcie mających powiększać usta specyfików (które robią to w większości przypadków raczej tylko optycznie) nie mogłam przejść obok tego kosmetyku obojętnie. Wybrałam odcień Cosmopolitan, najjaśniejszy i dla mnie najładniejszy z wszystkich, naturalny beżyk z drobinkami. Przetestowałam go najpierw w sklepie i kiedy uznałam efekt za zadowalający, kupiłam błyszczyk bez zastanowienia. Jednak w miarę używania go przez kolejny tydzień zaczęłam myśleć o tym produkcie bardziej sceptycznie. Przede wszystkim moją uwagę zwrócił jego zapach - taki naprawdę specyficzny, kojarzący mi się z owocowymi pastylkami dla dzieci, które miałam okazję jeść jako dziecko. Dla mnie jednak na dłuższą metę stał się zbyt męczący, ale nie zraziło mnie to i nadal używałam go, bo może rzeczywiście da jakieś efekty. Ale o efektach już wypowiem się mniej przychylnie - tak jak napisałam wcześniej - jest to głównie OPTYCZNY efekt powiększenia. Nawet nie daje uczucia mrowienia czy chłodzenia, jaki lubię w tego typu błyszczykach, a na taki liczyłam. Producent zapewnia, że po 2 tygodniach usta trwale się powiększą...O, NIE! Nie wierzcie w to! Zresztą medycyny estetycznej nie zastąpią nawet najlepsze błyszczyki, które obiecują powiększenie naszych ust. Ale to już chyba wiecie... Jeśli chodzi o inne aspekty, to trwałość jest nawet przyzwoita. Jednak przy dokładaniu kolejnych warstw błyszczyk zbiera się w kącikach i w miejscu styku warg dając efekt paskudnej białej linii. Tak więc nie ma mowy o dokładaniu go, chyba że zetrzeć resztki błyszczyka z ust i nałożyć go na nowo, a to rzutuje na wydajność. A ubyło mi go już sporo, bo 1/3 opakowania. A za taka cenę, jaką jest 45zł, to jest naprawdę kpina - jeszcze jakby wziąć pod uwagę wcześniej wymienione mankamenty, to już przesada na całego. Opakowanie nawet mi się podoba, ale to i tak już go nie ratuje. A szkoda, bo kolor wybrany przeze mnie jest naprawdę fajny...ale wszystko, co tu wypisałam na temat tego produktu sprawia, że żałuję jego zakupu... Gdyby jeszcze chociaż mrowił albo lepiej prezentował się na ustach... A tak to żal tych pieniążków... Inglocie, miej litość!