Dr. Mola Milk Protein Cream Sheet Mask Kremowa maseczka w płachcie `Proteiny mleka`

Bardzo lubię maski w płachcie, są idealne dla takich leniuchów jak ja - nie trzeba zmywać, rozrabiać, mieszać, tylko założyć i zdjąć ;) Marka Dr. Mola kusiła mnie od dłuższego czasu i skusiła ostatecznie niską ceną, bo udało mi się ten produkt upolować za 3 zł. Kosmetyk oczarował mnie swoją formułą, zdecydowanie wyróżnia się na tle innych masek w płachcie. Opakowanie: wygodna saszetka, która kształtem i grafiką przypomina słoiczek z czymś mlecznym. Przyciąga wzrok i jest łatwa do rozpracowania bez użycia nożyczek. Zapach: większość masek pachnie miętowo-alkoholowo, więc nie nastawiałam się na nic odkrywczego. Na pierwszy "niuch" wydaje się być bezzapachowa, ale przy bliższym poznaniu okazuje się, że pachnie delikatnie czymś mlecznym, śmietankowym, kremowym? Miłe zaskoczenie. Działanie: maska jest porządnie nasączona esencją, a sama esencja jest mlecznego koloru. Płachta łatwa do rozłożenia i bez problemu nakłada się na twarz. Jest idealnie wykrojona, wszystko pasuje tam gdzie trzeba, do tego świetnie przylega do twarzy - nie przesuwa się, nie migruje, można oddać się relaksowi bez poprawiania. Maski w płachcie zawsze dają mi przyjemne uczucie chłodu, ukojenia i tu nie jest inaczej, z tym, że maska ta nie jest tak zimna jak inne. Bardziej otula i koi przyjemną, kremową, mleczną kołderką. Czas spędzony z tą maską był miłym wypoczynkiem, podczas którego skóra jest ukojona, nawilżona - nie ma mowy o uczuciu szczypania i ściągnięcia. Po zdjęciu cera jest na bogato pokryta esencją, aż ściągałam nadmiar. Do tego porządnie nawilżona, gładka, napięta, nie liczyłam na aż tak fajny efekt. Jest to jedna z najfajniejszych masek w płachcie, jakie miałam. W zapasie mam także kilka sztuk wariantu Propolis, których już nie mogę się doczekać :)

Mam cerę suchą. Maseczka doskonale poradziła sobie z jej ostatnim przesuszeniem. Wyjęta płachta jest bardzo dobrze nasączona esencją, aż z niej ścieka. Dobrze przylega do twarzy, otwory są dobrze wycięte. Wpierw wydawała mi się bezzapachowa, ale jak się mocniej wwąchać, to czuć delikatny mleczny zapach. Trzymałam maseczkę chyba z 40 min i była cały czas wilgotna. Pozostawiła nawilżoną i złagodzoną twarz. Esencja nie wchłonęła się całkowicie, zostawiła lekką, otulającą powłoczkę na powierzchni skóry. Znacznego wygładzenia nie odczułam, ale na tym mi akurat nie zależało. Robiłam maseczkę późnym wieczorem, na tyle nawilżyła, że nie musiałam nakładać kremu na noc. *Jednakże jakby się zmyło nie wchłoniętą całkowicie esencję - twarz mogłaby powrócić do wcześniejszego suchego stanu, ale to jak z kremem; cokolwiek by nałożyć i zmyć, twarz będzie sucha.

Maseczkę tę kupiłam w jednej z drogerii internetowych, płacąc za nią około 9 złotych. Cena nie jest może najniższa jak za produkt jednorazowego użytku, ale ja bardzo lubię tego rodzaju element w pielęgnacji, więc chętnie testuję z tego zakresu nowości. Maska zamknięta jest w bardzo estetycznej saszetce przypominającej pojemnik wypełniony mlecznym napojem, którą łatwo otworzyć i wydobyć z niej płat. Sama płachta jest wykonana z przyjemnego dla skóry twarzy materiału, który nie jest za cienki. Wielkość płata dobrze dopasowała się do mojej buzi. W saszetce znajduje się sporo esencji mlecznego koloru i lekko kremowej, więc płat jest nią porządnie nasączony. Zapach przypominał mi trochę mleko, a sama esencja po zdjęciu płachty prawie całkowicie się wchłania bez pozostawiania lepkiej warstwy. Co do efektów, cera po zastosowaniu maski była trochę lepiej nawilżona, wygładzona, zmiękczona. Szkoda tylko, że to efekty dość krótkotrwałe, gdyż rano dnia kolejnego skóra znowu prezentowała objawy lekkiego przesuszenia. Plus za to, iż esencja nie podrażnia, nie uczula ani w żaden sposób nie szkodzi skórze w moim przypadku problematycznej. Jeszcze parę słów o składzie. W masce mamy: - nawilżającą glicerynę - olej makadamia odżywiający i regenerujący skórę - proteiny mleka będące bogatym źródłem aminokwasów dodających skórze nawilżenia i wygładzenia - wyciąg z anyżu gwiazdkowego wykazujący działanie przeciwzmarszczkowe. Reszta to już dodatki w postaci stabilizatorów, regulatorów, rozpuszczalników. Niestety substancja, na której opiera się hasło przewodnie maski, czyli proteiny mleka, są właściwie na końcu INCI, więc trochę słabo. Podsumowując: maska daje delikatne efekty działania w postaci doraźnej poprawy wyglądu skóry, jednak szybko się one ulatniają (wystarczy zmyć esencję). Choć trzeba przyznać, że kosmetyk jest przyjemny w stosowaniu i daje poczucie relaksu. Ode mnie cztery gwiazdki.

Maseczkę kupiłam w Rossmannie, z myślą o nawilżaniu mojej suchej skóry twarzy. Maska zamknięta jest w opakowaniu z logo z imitacjs kubka z mlekiem. Płachta jest średnio docięta jeśli chodzi o moje preferencje, musiałam ją lekko zmodyfikować, ale to dla mnie nie problem. Maseczka nałożona na twarzy daje odczucie kremowej konsystencji I niezwykłej delikatności. Nie podrażnia ani trochę. Nałożyłam ją tym razem podczas kąpieli w wannie w celach relaksacyjnych oraz aby moja skóra nie wysuszyła się nadmiernie przez ciepłą wodę. Muszę przyznać, że sprawdziła się do tego świetnie. Zdjęta po zakładanym przez producenta czasie, pozostawiła moją skórę wygładzoną, odżywioną oraz poprawnie nawilżoną. Spełniła moje oczekiwania co do tego typu produktu.

Kolejna maska od Dr. Mola , którą zużyłam w tym miesiącu. Wyprzedaż masek w płachcie w Rossmann'ie skłoniła mnie do regularnego stosowania masek (co 2-3 dni). Opakowanie maseczki przypomina jogurt mleczny. Spodziewałam się zapachu nawiązującego do opakowani lub lodów śmietankowych, ale niestety jeśli chodzi o zapach to się zawiodłam. W opakowaniu po wyciągnięciu maski zostaje mała ilość nadmiaru substancji, którą nasączona jest maska. Płachta w miarę dobrze trzymała się na buzi. Nie przesuwała się ani nie odstawała za bardzo. Ta maska ma zapewnić nam wygładzenie, nawilżenie oraz odżywienia skóry. I jak najbardziej wszystko co obiecuje producent u mnie się pojawiło po zastosowaniu tej maski Jedyny minus tej maski jaki widzę to jej zapach - ani brzydki, ani ładny taki nijaki.