Cafe Mimi Maska do twarzy z witaminami E, C i Koenzymem Q10 

Firmę Cafe Mimi znam głównie z odżywek do włosów dlatego byłam ciekawa tego produktu :) Plastikowy słoiczek, w środku ochronna folia, a w niej maseczka o kremowej ale lekkiej formule. Opakowanie jest zwykłe ale praktyczne bo pozwala wykorzystać produkt do ostatniej kropli. Skład bardzo fajny i stosunkowo krótki. Mamy w niej koenzym Q10, który działa antyoksydacyjnie i regenerująco oraz witaminy C i E. Nie zawiera parabenów, olejów mineralnych, EDTA i MIT. Maseczka ma delikatny, przyjemny, kremowy zapach. Przyznam, że przy mojej mieszanej skórze bałam się czy to nie będzie za dużo ale okazało się, że nie. Po 10 min widać, że skóra ją dosłownie wchłania. Maseczka daje efekt nawilżenia i odżywienia, czuć, że skóra jest delikatna, gładka i miękka. Mimo wszystko to nawilżenie nie jest jakieś spektakularne z tym, że ja nakładam cienką warstwę. Myślę, że dla skór bardziej wymagających, potrzebujących większego nawilżenia można po prostu nałożyć jej więcej. Nakładam ją pędzelkiem i okazała się niesamowicie wydajna nie liczyłam ale myślę, że wystarczyła na kilkanaście aplikacji. Na plus również nie wysoka cena - można ją kupić w granicach 16 zł. Nie jest to nic przełomowego co by mnie zwaliło z nóg ale jest tak przyjemna i leciutka, że jeszcze chętnie do niej wrócę.

Choć maskę otrzymałam w prezencie grubo ponad 2 miesiące temu to zabierałam się do niej jakiś czas, ale jak już pokończyłam moja zapasy masek w płacie to wreszcie sięgnęłam i po nią. Styczność z marką cafe mimi mam jeśli dobrze kojarzę pierwszy raz, wcześniej o niej słyszałam ale nigdy nie używałam ale orientuje się, że mają bogatą ofertę produktów. Maski kremowe używam sporadycznie, ale mam do nich sentyment bo stosowania ich nauczyła mnie moja mama wieki temu i to były pierwsze maski, których wgl używałam. Ta maska wizualnie prezentuje się super - mamy tu wydwać by się mogło mały wykonany z elastycznego plastiku słoiczek ale jego pojemność to 110ml, niepozornie wygląda ale jest turbo wydajna. Nie wiem czemu ale jak miałam tę maskę w ręku pierwszy raz to pomyślałam "góra 3-4 użycia i po niej" nic bardziej mylnego używałam maski chyba już z 10 razy i jestem w połowie :P Maska choć kremowa to jest przy tym bardzo lekka, ma formułę zbliżoną do jogurtu i wystarczy jej naprawdę niewiele by zaaplikować ją na całą skórę twarzy. Maska ma bardzo neutralny i delikatny, który mi się kojarzy z kremem algowym. Ja czuję go wyłącznie podczas aplikacji maski, potem zapach się ulatnia. Mam mieszaną cerę i bardzo się bałam czy ta kremowa maska nie okaże się za ciężka, ale podczas miesięcznego jej stosowania na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Podczas jej stosowania nie wysypało mnie w strefie T, nie miałam żadnych podrażnień ani zaczerwienień być może dlatego, że maska ma bardzo naturalny skład. Jeśli chodzi o efekty działania to pojawiały się one stopniowo, ale są zauważalne. Cera po pierwszej aplikacji maski ok. 10-15 minut była wyraźnie gładka i elastyczna, miękka w dotyku. Wraz z tym jak częściej ją stosowałam 2 razy w tygodniu ten efekt był coraz bardziej zauważalny - cera wyglądała na odprężoną, grubszą, miała ładny kolor, była sprężysta i taka jakby "nawodniona". Jestem z niej bardzo zadowolona działała jak konkretny wzmacniacz dla mojej cery a kiedy stosowałam ją po glince to skóra wręcz "wypijała" maskę w chwilę. Z tego co widziałam cena tej maski to są grosze a biorąc pod uwagę jej pojemność i efekty działania to chętnie skuszę się na jakiś inny wariant maski. Jedyne ale jakie do niej mam, to mimo dość lekkiej choć kremowej formuły strasznie długo zajmuje jej domycie z twarzy. Nie wchłonięte resztki maski zbieram chusteczką higieniczną, ale na twarzy maska pozostawia taki kremowy film który ja zanim nałożę serum po prosu zmywam wodą i niestety resztki maski zachowują się trochę jak masło, ślizgają się po twarzy i koniec końców domywam maskę żelem do twarzy. Jej zmywanie trwa dosyć długo w porównaniu do innych kremowych masek nawet takich saszetkowych których miałam okazję używać.