Lirene Dermoprogram Wildberry Smoothie, Nawilżająca maska do twarzy 

Maseczka w saszetce firmy Lirene przyciąga uwagę. Szata graficzna jest w kolorze czarnym z rysunkiem owoców, które są w składzie maseczki min. czarna porzeczka, jeżyna, borówki. Skład jest w 97% naturalny. Pojemność 7 ml idealna na jedną aplikację. Natychmiastowy efekt jaki obiecuje producent został spełniony. Konsystencja jest lekka, kremowa w kolorze jagodowym. Zapach jest obłędny, wyraźnie czuć porzeczkę. Czas aplikacji to 10-15 minut w tym czasie maseczka wchłania się do zera. Ew. resztki maski należy wmasować w twarz lub usunąć wacikiem. Moja skóra piła maseczkę z przyjemnością. Zdecydowanie polecam, sama kupię kolejne opakowania!

Oczywiście szata graficzna mnie skusiła w dodatku rzadkie połączenie czarna porzeczka i jeżyna. Zapach bardzo mi się podoba. Konsystencja lekka i kremowa. Słabo się wchłania. Prawie cała maseczka została na twarzy i musiałam ją zetrzeć. Skóra jest nawilżona i w sumie tyle. Maska wegańska. Świetna cena.

Maseczki regularnie goszczą u mnie w łazience i często próbuję różnych nowości. Uwielbiam wszelkiego rodzaju maseczki odżywcze i nawilżające, ale te oczyszczające również mają spory udział w mojej pielęgnacji. Tym razem skusiłam się na nawilżającą maseczkę od Lirene. Wygodna saszetka, bardzo mała i poręczna. W środku opakowania jest jednak wystarczająco dużo maseczki, aby pokryć całą twarz i to dość solidnie. Ma piękny delikatny zapach jagód, faktycznie jak smoothie lub ciasto jogurtowe. Ma konsystencję kremu, bardzo dobrze się nakłada i bezproblemowo zmywa. Maseczkę trzymałam na twarzy ok. 15 minut. Coś tam się wchłonęło przez ten czas, ale większość resztek zmyłam, bo nic więcej się nie wchłaniało. No i cóż mogę powiedzieć... Szału to ta maseczka nie robi. Przyjemnie się ją trzyma na twarzy ze względu na zapach, jest miła, kremowa, relaksująca. Tylko sądziłam, że tę przyjemność stosowania jakoś uda się przekuć w faktyczne działanie. Tymczasem maska jest raczej przeciętna, bardzo nieznacznie nawilża, delikatnie odżywia i zmiękcza, ale efekt jest porównywalny do tego jaki daje nam zwykły codzienny krem nawilżający. Jednak od maseczki oczekuję nieco więcej niż od zwykłego kremu, a tym bardziej jeśli producent zachwala ją jako "głęboko nawilżającą". Niestety nie radziłabym w tym przypadku oczekiwać takich rezultatów. Jest to zdecydowanie maseczka jakich wiele. Można ją użyć żeby uatrakcyjnić codzienną pielęgnację, ale ja raczej do niej nie wrócę. Nawet jeśli chodzi o saszetkowe wersje masek, to ta nie wybija się niczym żebym chciała ja wziąć ze sobą np. w podróż. Dość słaby produkt, chociaż nie zaprzeczę, że w pięknym wydaniu.

Sięgam po te maseczkę, kiedy potrzebuje nawilżenia i sprawdza się doskonale. Ma obłędny zapach, już samo opakowanie zachęca do przetestowania. Przyjemnie rozprowadza się po skórze. Po użyciu daje nawilżenie, ukojenie i blask skórze. Jedno opakowanie spokojnie starcza na dwie aplikacje. Cudo w niskiej cenie.

Bardzo lubię wszelkiego rodzaju maseczki do twarzy. Nie ważne, czy klasyczne, w krecie, w płachcie czy peel off - każdą w wielką chęcią przetestuję i zobaczę, co potrafi dać mojej cerze. Ostatnimi czasy poczyniłam dość spore zakupy właśnie w zakresie tego typu pielęgnacji i w moje ręce wpadło naprawdę sporo ciekawych propozycji. Skórę z natury mam bardzo suchą i wrażliwą, jednak odpowiednia pielęgnacja pozwoliła mi na poprawienie jej kondycji i aktualnie określam ją jako normalną z niewielką tendencją do punktowych przesuszeń, więc w dalszym ciągu dbam o to, aby dostarczać jej solidne porcje nawilżenia. Recenzowana propozycja od marki Lirene przede wszystkim wyróżnia się na tle innych kosmetyków naprawdę niską ceną. W drogeriach stacjonarnych oraz internetowych możemy ją złapać nawet za mniej niż dwa złote. Za taką cenę dostajemy 7 ml produktu, który zamknięty jest w wąskiej, ale podłużnej saszetce. Opakowanie wykonane zostało z plastiku i posiada czarny kolor. Znajdziemy na nim grafikę jagody oraz podstawowe informacje o kosmetyku, czyli logo producenta, nazwę oraz właściwości. Z drugiej strony umieszczono oczywiście bardziej szczegółowy opis oraz skład. Producent zarzeka się, że jego kosmetyk posiada w sobie aż 97% składników naturalnego pochodzenia. Znajdziemy tutaj między innymi masło shea czy ekstrakt z jeżyny, borówki oraz czarnej porzeczki. Taka moc składników ma mieć działanie silnie natłuszczające, nawilżające, odżywcze, wygładzające oraz zmiękczające, także obietnic jest tutaj sporo. Sama maseczka posiada formę kremu i ma delikatnie fioletowe zabarwienie. Pachnie bardzo ładnie, subtelnie, ale owocowo. Produkt zaaplikowałam na oczyszczoną buzię zaraz po zastosowaniu enzymatycznego peelingu. Nałożyłam ją palcami i zostawiłam na skórze grubszą warstwę tego produktu. Producent zaleca, aby po około dziesięciu do piętnastu minut zmyć nadmiar maseczki letnią wodą bądź go wklepać w skórę. Ja postawiłam na tę drugą opcję i po upłynięciu ustalonego czasu wmasowałam kosmetyk tak jak np. krem. Bardzo lubię taki rodzaj maseczek, bo dają one niesamowite efekty, przynajmniej w większości stosowanych przeze mnie takich rozwiązań bo niestety tym razem odczuwam mały zawód. W teorii maseczka ta miała zrewolucjonizować moją pielęgnację, ale w praktyce zrobiła raczej niewiele. Nawilżyła i odżywiła buzię tak, jak zwykły krem. Brak tutaj jakiegoś szczególnie imponującego zmiękczenia buzi czy nadanie jej blasku. W efekcie otrzymujemy raczej średni poziom pielęgnacji. Jak dla mnie ta propozycja od Lirene jest mocno średnia. Z racji tego, że jest to kosmetyk, który możemy zostawić na naszej skórze do wchłonięcia i dodatkowo posiada ciekawe składniki aktywne to liczyłam, że będzie absolutnym sztosem w działaniu a tu raczej lipa. Mimo, że nie jest to aż tak zły produkt to i tak nie polecam.

Ostatnio moja skóra potrzebuje nawilżenia, więc stawiam na maseczki nawilżające, ale na tej się zawiodłam. Opakowanie małe, ale ładne i wydajne (wystarczyło mi na 2 aplikacje), zapach przyjemny, konsystencja gęsta, niespływająca z twarzy,ale znikome działanie... Wcale mi się nie wchłonęła, musiałam ją zmyć wodą. Skóra wygląda nieco lepiej niż przed aplikacją, ale nie było to ani dobre nawilżenie, ani odżywienie, ani uelastycznienie.

W momencie, gdy rozpoczyna się sezon grzewczy moja cera szybko się przesusza i potrzebuje większego nawilżenia niż wcześniej. Chętnie testuję różnego rodzaju nawilżające produkty, jednak część z nich lubi zapychać moją cerę więc ostrożnie dobieram produkty. Maska od lirene sprawdziła się znakomicie na mojej cerze i zawsze po nią sięgam w kryzysowych sytuacjach. Zdecydowanie na plus zasługuje wegański skład, bo aż 97% składników jest pochodzenia naturalnego. Poza tym pięknie pachnie i jej lekko filetowy kolor i kremowa konsystencja sprawiają, że aplikacja jest jeszcze przyjemniejsza. Samego produktu jest bardzo dużo w saszetce i wystarcza go co najmniej na kilka aplikacji. Maseczka dobrze nawilża i koi skórę, a jednocześnie nie powoduje żadnych podrażnień. Lekko rozświetla, zmiękcza naskórek, nie pozostawia tłustej warstwy, szybko się wchłania, zwiększa jędrność i elastyczność.

Po kilku maseczkowych wpadkach, gdy zakupione przeze mnie produkty nie sprawdziły się albo miały chemiczny skład, postanowiłam baczniej przyjrzeć się temu, co kupuję. Zgodnie z tą filozofią do mojego koszyka trafiła wegańska, nawilżająca maseczka Wildberry marki Lirene, z linii Dermoprogram. Chętnie podzielę się moimi wrażeniami z jej stosowania. Opakowanie, konsystencja, zapach i skład kosmetyku Maseczka Lirene zamknięta jest w tradycyjnej saszetce o pojemności 7 ml. Jej szata graficzna jest apetyczna i dopasowana do zawartości produktu. Kosmetyk ma w składzie czarną porzeczkę i jeżynę, Grafika saszetki współgra z tym składem, gdyż pyszni się na niej właśnie soczysta porzeczka. Strona tytułowa opakowania jest czytelna, zawiera podstawowe informacje, pomocne przy dokonywaniu decyzji zakupowych. Skład maseczki jest bardzo zachęcający. Jak informuje producent aż 97% jej składników jest pochodzenia naturalnego. Kosmetyk zawiera m.in. wspomnianą już czarną porzeczkę, która tworzy na skórze barierę ochronną, zwiększa jędrność, elastyczność i poziom nawilżenia. Poza tym w składzie mamy też ekstrakt z jeżyn i borówek - bogaty w witaminy i kwasy owocowe, który regeneruje skórę, wyłapując wolne rodniki. A także głęboko nawilżające i odżywiające masło shea. Maseczka ma kremową, dość gęstą konsystencję. Jest koloru białego z delikatną liliową poświatą. Pachnie pięknie owocowo, niechemicznie. Wyczuwam wyraźny zapach owoców leśnych m.in. borówek. Wrażenia z użytkowania i efekty stosowania produktu Aplikacja recenzowanej maseczki jest bardzo przyjemna. Kosmetyk ładnie rozprowadza się na twarzy. Jest go dostatecznie dużo by nałożyć go grubą warstwą, omijając okolice ust i oczu. Konsystencja maseczki powoduje, że nie spływa i łatwo nią utworzyć na buzi jednolitą warstwę. Zużyłam produkt na raz, gdyż uznałam, że 7 ml. to nie jest pojemność na solidne dwie aplikacje. Ważnym dla mnie atutem tej maseczki jest to, że nie ma właściwości chłodzących. Na twarzy jej obecność jest dzięki temu komfortowa. Maseczka nie powoduje u mnie uczucia pieczenia ani szczypania. Nie ściąga też twarzy. Maseczka pracowała na mojej twarzy zalecane przez producenta 15 minut. W tym czasie wchłonęła się w ¾. Następnie delikatnie wklepałam jej nadmiar. A to co się wklepać nie dało usunęłam przy pomocy dwóch wacików. Maseczka nie pozostawiła na mojej twarzy nieprzyjemnej lepkiej ani tłustej warstwy. Co do efektów jej stosowania – moja twarz po aplikacji produktu wyglądała na zadbaną, nie przesuszoną. Głębokiego nawilżania, obiecywanego przez producenta, wprawdzie nie dostrzegłam, ale na mojej buzi pozostał lekko rozświetlający film. Skora była lepiej napięta, miękka w dotyku i wygładzona. Wyglądało zdrowo i sprawiała wrażenie wypoczętej. Podsumowanie Maseczka Lirene kosztuje niewiele, ma świetny, naturalny skład i piękny owocowy zapach. Jej aplikacja jest komfortowa, a działanie mnie zadowala, choć spektakularnego nawilżania nie zauważyłam. Wrócę do niej jeszcze nie raz, bo to dobry i wegański produkt. Polecam!

Maseczka o konsystencji kremu. Lekko fioletowa o ładnym zapachu jeżyn i czarnej porzeczki. Fajnie rozprowadza się na twarzy. Efekt po : skóra dobrze nawilżona, jędrna. Bez reakcji alergicznych. Miękka w dotyku nie przetłuszczona. Saszetka jest mała, ale wystarczy na dwa użycia. Maseczka jest dosyć gęsta i nie ścieka z palców. Produkt odpowiedni dla vegan.

Zakochałam się od pierwszego użycia. Maseczka znajduje się w saszetce o pojemności 7ml, szata graficzna przyjemna dla oka, czarno fioletowa, w roli głównej czarna porzeczka. Konsystencja jest kremowa, dobrze się rozprowadza po twarzy. Kolor maseczki jest w pięknym lilowym kolorze. Zapach jest dla mnie obłędy, lekko słodki, dominuje zdecydowanie czarna porzeczka z lekko wyczuwalną jeżyną. Ilość maseczki jaka znajduje się w saszetce z powodzeniem wystarczy na dwie aplikacje. Co do działania również jestem bardzo zadowolona, skóra jest dobrze nawilżona, wygląda zdrowo, odżywiona i wizualnie wygląda na wypoczetą. Nie podrażnia, nie wywołuje reakcji alergicznych. W porównaniu do maseczki z ogórkiem ta zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu, nie spowodowała u mnie uczucia ściągnięcia skóry a napięcia. Ja pozostałości maski wklepuje. Buzia jest gładka, miękka, delikatna, aż chce się ją głaskać. Działa też nawilżająco na usta, bo oczywiście musiałam spróbować jak każdej nawilżającej maseczki, nie ma nieprzyjemnego posmaku, wręcz przeciwnie. Plus za skład. U mnie znalazła się w top 5 jeżeli chodzi o maseczki nawilżające.

+ zapach czarnej porzeczki + kremowa konstystencja + naturalny skład + dostępność w Hebe + niska cena + wydajnosc + efekt nawilżenia + nie podrażnia skóry + nie wywołuje reakcji alergicznych

Maseczka bardzo przypadła mi do gustu. Ma bardzo przyjemny zapach - pachnie czarnymi porzeczkami - oraz kremową konsystencję. Bardzo łatwa, szybka aplikacja. Natychmiastowy efekt nawilżenia i ukojenia skóry. Maseczka nie podrażnia skóry i nie wywołuje reakcji alergicznych. Atutem jest niska cena oraz rewelacyjny, naturalny skład. Maseczka jest bardzo wydajna.

Jestem maseczkowym maniakiem, więc Wildberry Smoothie musiała prędzej czy później wpaść w moje ręce. ;) Saszetka łatwo się otwiera. Jest nieduża, ale w środku mieści się sporo kosmetyku. Starczy na tyle by nałożyć odpowiednio grubą warstwę na twarz, szyję i dekolt. Maseczka ma kolor delikatnie liliowy, ale nie zabarwia on skóry. Ma przyjemną kremową konsystencję. Hitem jednak jest zapach. ❤️ Pyszniutko porzeczkowy. :) Od razu przyjemniej korzysta się z takiej maseczki. A skorzystać warto. Efekt jej działania jest moim zdaniem super. Skóra jest delikatnie napięta, porządnie nawilżona i miła w dotyku. Nie powoduje żadnych podrażnień. Nie daje uczucia chłodu - dla jednych to będzie wada, dla innych zaleta. Maseczka częściowo się wchłania. Resztę można bez problemu zebrać chusteczką. Skład jest bardzo dobry. Maseczka zawiera aż 97% składników pochodzenia naturalnego. Dodatkowo jest to produkt wegański.