Może moja skóra potrzebuje więcej niż tylko intensywnego nawilżenia bo maska jest dla mnie jedynie dobra. Intensywnego działania nie odczuwam, ale to nie zmienia faktu, że kosmetyk przyniósł mojej skórze również dobre efekty.
Powiem z ręką na sercu, dawno już nie stosowałam żadnych masek. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie są mi do szczęścia potrzebne i jakoś szczególnie nie wzbogacają mi pielęgnacji. Mogą być elementem relaksu dla duszy, by się odprężyć po ciężkim dniu, z pewnością uzupełniają pielęgnację, jednak pewnego dnia po prostu stwierdziłam, że regularności nie potrzebuję w ich stosowaniu. Ale mocno podrażniłam sobie cerę kosmetykiem (maseczką właśnie) i wpadłam do apteki by po wieczornej reanimacji skóry jeszcze dodatkowo jej dopomóc.
Maski w płachcie mają to do siebie, że przynoszą ulgę skórze swoim chłodem, a dodatkowo szukałam takiej, która wzmocni nawilżenie i przyniesie właśnie to wspomniane ukojenie.
- OPAKOWANIE: mamy tu typową saszetkę, której górną krawędź odrywamy by sięgnąć po płat. Grafika jest estetyczna, typowo apteczna, czyli idealna dla mojego gustu. Znajdziemy na tylnej części informacje o kosmetyku, sposób użycia itd.
I tu pojawia się kolejna rzecz, która w ostatnim czasie zaczęła mnie kłuć w oczy. Śmieci. Niby sama maska jest wykonana z naturalnej biocelulozy, ale to maska, a co z opakowaniem, w którym się znajduje i folii, które zabezpieczają ją przed wyschnięciem? Trochę tego jest i tak sobie myślę ile bym nazbierała takich odpadów, gdybym regularnie stosowała takie maseczki. Groza!
- WYKONANIE: płachtę stanowi biocelulozowy materiał, który jest dobrze wycięty, otwory na oczy i usta są w odpowiednim miejscu i są wystarczające.
Maska natomiast nie do końca przylega do skóry w dolnej części szczęki – na policzkach. Materiał jest nieco sztywniejszy przez co na załamaniach trudniej się wygina, mimo że na krawędziach są nacięcia, które są pomocne, z założenia przynajmniej. Rozwiązałam problem rollerem – w trakcie noszenia maski masowałam ją rollerem, który dociskał płachtę do skóry.
Płachta chroniona jest z dwu stron. Wyjmowałam ją z saszetki złożoną. Po rozłożeniu (nie rozrywa się, materiał jest solidny) zdejmowałam jedno zabezpieczenia, nakładałam na twarz, po czym usuwałam zabezpieczenie z wierzchniej strony, wtedy można było wyrównać i dopasować (teoretycznie) płachtę.
Maska jest odpowiednio nasączona esencją, cała ona znajduje się w płachcie i nie ma ani kropli w saszetce po wyjęciu maski. Esencja też nie kapie z płachty, jest jej tyle ile trzeba.
- DZIAŁANIE: maska powinna intensywnie nawilżać, nadaje się do skóry suchej i odwodnionej – mój kłopot to ten drugi, czyli odwodnienie. Jednak za każdym razem, gdy stosowałam maskę (kupiłam 4 sztuki) odczuwałam nawilżenie, owszem, ale nie na tyle mocne by nazwać je intensywnym. Może moja skóra potrzebuje czegoś więcej niż tylko wspomniane intensywne nawilżenie.
Nie mniej jednak po zdjęciu płachty z twarzy po 15 minutach skóra była nawilżona (po prostu), ukojona i odświeżona, ponadto czułam, jak lekko się napięła, była miękka i sprężysta, więc wcale nie uważam, by maseczka nie spełniała obietnic producenta.
Esencja dobrze się wchłania w skórę i stanowi dobrą podstawę rutyny pielęgnacyjnej. Bez przeszkód nakładałam na nią serum i krem – nic się nie rolowało, dobrze wchłaniało, jak zawsze.
Nie wiem, czy kiedyś jeszcze wrócę, może jak mi się znowu zachce maseczek. Na razie nie potrzebuję, ale nie wykluczam. Drażni mnie mimo wszystko też ilość śmieci, którą generuje już jedna taka maseczka.
Zalety:
- maska odpowiednio wycięta
- płachta jest dobrze nasączona esencją
- chłodzi
- łagodzi i koi
- nawilża
- pozostawia efekt sprężystej skóry
- marka nie testuje na zwierzętach
Wady:
- nie odczułam intensywnego nawilżenia
- płachta jest nieco sztywna i nie przylega w pełni do skóry
- generowanie ilości śmieci
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie