This is it Curls, Curl Defining Cream Krem definiujący loki

Zachęcona niską ceną zakupiłam ten produkt. Nie miałam dużych oczekiwań co do tego produktu, więc nie zaskoczyło mnie to że nie działa u mnie tak jak obiecuje producent. Konsystencja jest zbyt lejąca, krem nie definiuje skrętu włosów, są oklapnięte,wyglądają jak przetłuszczone. Nie polecam

Nie wiem czemu go kupiłam, widać po składzie że jest ciężki i nie CG approved. Mam cienkie i delikatne włosy, skręt takim prawie wcale, 2a chyba to się nazywa :) Niestety nie ważne jak mało użyje tego kremu, zawsze włosy są smutnymi strąkami. Zawszę. Na mokro, na sucho, na noc w koku, włosy nigdy nie wyglądają dobrze. Produkt wydaje się w konsystencji lekkim mleczkiem ale nie dajcie się zwieść. Jest potwornie wydajny, zapach jest lekki, kosmetyczny.

Zakup tego kremu dokonałam w sklepie Action, gdzie udało mi się go nabyć w atrakcyjnej cenie promocyjnej, wynoszącej około 10 złotych. Cena ta wydała mi się naprawdę przystępna, co skłoniło mnie do zakupu, mającego na celu delikatne wzmocnienie mojego naturalnego skrętu włosów. Na co dzień moje włosy są lekko falowane, zatem była to dla mnie znakomita okazja, by sprawdzić, jak ten konkretny krem wpłynie na ich strukturę i wygląd. Opakowanie kremu skrywa 150 ml produktu i ma formę podłużnej, dosyć pojemnej tuby. Konsystencja kremu jest bardzo gęsta, a jego zapach okazał się być dość przyjemny, choć wydaje się nieco chemiczny. Mimo to nie stanowi to dla mnie żadnego problemu ani przeszkody w regularnym użytkowaniu. Stosuję ten krem po umyciu włosów, gdy są jeszcze mokre i wręcz ociekające wodą, a następnie delikatnie go wmasowuję, ugniatam w kosmyki i owijam włosy w turban, pozostawiając go na około pół godziny, aby skutecznie zadziałał. Efekty korzystania z tego kremu okazały się zróżnicowane. Widoczne jest wzmocnienie skrętu, który staje się bardziej wyraźny i podkręcony, co mnie cieszyło szczególnie. Niestety, dostrzegłam jednak pewien istotny minus - krem wydaje się obciążać włosy, niezależnie od ilości produktu, którą zastosuję. Dodatkowo, zauważyłam, że moje włosy szybciej stają się przetłuszczone, tracą świeżość i blask. Już po kilku godzinach od użycia kremu wydają się przyklapnięte i pozbawione zdrowego lśnienia. Korzystam z tego produktu od czasu do czasu, lecz zastanawiam się, czy zdecyduję się na jego regularne stosowanie z uwagi na ten specyficzny aspekt, który jest dla mnie istotny. Pomimo korzystnych efektów dotyczących wzmocnienia skrętu, nie chciałabym rezygnować z naturalnego blasku i świeżości moich włosów, dlatego decyzja o dalszym użytkowaniu będzie wymagała przemyślenia.

Czego można się spodziewać po kremie za kilka złotych? Właśnie tego! Krem z Action kupiłam, bo skład nie najgorszy, cena extra:) Konsystencja w sam raz, zapach taki kosmetyczny. Używam go zazwyczaj do reanimacji w dni kiedy nie muszę mieć trubozdefiniowanych loków, ale nie mogę sobie pozwolić na szopę, bez stylizatora:) Nakładam wielkość 1-2 orzechów laskowych na wilgotne włosy i ugniatam. Jeśli wyjdą sucharki to rozgniatam, ale w sumie rzadko wychodzą. Daje bardzo naturalny, ale jednak ujarzmiony look, chodzę tak do pracy, na zakupy jest ok:)

Krem kupiłam w Action za parę złotych, co bardzo mnie uszczęśliwiło, bo nie tak łatwo znaleźć tanie fajne kosmetyki do kręconych włosów. Po zastosowaniu jednak mój entuzjazm trochę osłabł - co prawda po pierwszym użyciu miałam mega goodhairday, ale już potem ani razu nie udało mi się go powtórzyć w takim stopniu, więc to może nie była do końca zasługa kremu;) Krem jest wydajny, mam włosy sporo za ramiona, a wystarcza mi porcja wielkości cukierka :) większe ilości grożą przyklapem i przetłuszczeniem. Krem ma fajną konsystencję i delikatny zapach, wgniatam go w ociekajace włosy, na które potem jeszcze leci żel, bo na samym kremie niestety włosy szybko mi się prostowały. Krem nie daje spektakularnych efektów, ale jednak trochę ten skręt podbija i zmniejsza puch, więc nie jest taki całkiem zły. Myślę, że za tę cenę pewnie znów go kupię, żeby stosować od czasu do czasu :)

Wgniatany w jeszcze ociekające sprawia, że włosy wyglądają na mocno falowane strąki. A naturalnie mam skręt od 2a do 3b, więc to duże pole do działania. Po nim mam niby loki, bo takie trochę przyklapnięte, a niby żywe. Szybko się przetłuszczają. Może dla kogoś kto ma falowane włosy będzie zadowolony.

Krem kupiłam w Action na próbę. Włosy mam średnioporowate skręt nierównomierny od 2b do 3a. Krem nakładałam na umyte, mokre włosy wgniatając, następnie dodałam jeszcze żel złoty taft i wysuszyłam dyfuzorem gama. Krem This is IT nie zrobił nic nadzwyczajnego włosy wyglądały jak zawsze nie było jakiegoś łał. Cena przystępna, ale u mnie się nie sprawdził. Dużo lepiej wyglądają po Cantu, więcej nie kupię.

Co prawda piszę recenzję tego produktu jako pierwsza, ale już ze strachem, że za chwilę zniknie z Action i skończy się dobry czas moich włosów, zwłaszcza że dzisiaj przy zakupach zgarnęłam ostatnie dwie sztuki z półki. Dla mnie ten krem to odkrycie roku. Stosowany z kubeczkowaniem/miskowaniem (bardzo luźno pojętym, bo nie używam ani kubeczka, ani miski ;) ) sprawia, że moje włosy z fal (standard 2b, a przy wyjątkowo dobrym dniu 2c) wchodzą na 3a i utrzymują się tak dłużej niż jeden dzień! Robią mi się sprężynki! Krem jest gęsty, biały, ma lekko kosmetyczno-cytrynowy zapach, który mnie osobiście nie przeszkadza, a po wyschnięciu włosów znika całkowicie. Dobrze się rozprowadza na mokrych włosach, w nadmiarze nie tworzy ani sucharków, jak przy żelach, ani lepkich strąków, jak przy bardziej oleistych kremach czy sprayach. Przy zbyt małej ilości po prostu nie ujarzmia włosów i żyją swoim zwykłym życiem. Ale wbrew pozorom, na swoje włosy (duuużo włosów) wcale nie potrzebuję go dużo - wielkość dużego orzecha laskowego/małego włoskiego jest ok, więc na dobrych kilkanaście razy jedna tuba mi wystarcza. Włosy myję co 2-3 dni. Po umyciu, na jeszcze ociekające, nakładam troszeczkę serum silikonowego, żeby je rozczesać (z głową w dół), a zaraz potem nakładam krem This is it i wgniatam, jednocześnie odciskając nadmiar wody (a jeśli za mocno zdążyły odciec przy rozczesywaniu, to trochę je spryskuję wodą z prysznica, żeby je "skleić" wilgocią. Potem dodatkowe odciskanie na ręczniku i... idę spać (tak, wiem, to zbrodnia i wobec włosów, i skóry głowy, ale trudno). Rano mam skręty, jakich przez całe życie nie uzyskałam niczym (a 38. rok mi leci). Włosy mam bardzo gęste, z natury bardzo szybko się odwadniają, wysuszają i puszą, od byle czego robią się sianowate (nigdy nie udało mi się uzyskać równowagi peh, choć prób miałam wiele), więc do tej pory o good hair day u mnie było bardzo trudno, dlatego też rzadko nosiłam rozpuszczone włosy. Teraz w końcu mam ochotę dawać im wolność i pokazywać je światu :)