Marion Botanic Energy, Nawilżająca maska na bio tkaninie z ekstraktem z granatu 

Jako posiadaczka cery dojrzałej (48 lat), suchej, cienkiej jak pergamin, odwodnionej i bardzo reaktywnej, z widocznymi oznakami starzenia, nieustannie szukam kosmetyków, które faktycznie poprawiają jej kondycję. Nie należę do miłośniczek maseczek, bo ich działanie bywa krótkotrwałe, a efekty często są znikome, zwłaszcza gdy skóra potrzebuje ukojenia, nawilżenia i odżywienia na naprawdę głębokim poziomie. Po maskę w płachcie marki Marion sięgnęłam uszczuplając swoje kosmetyczne zapasy chciałam w końcu zrobić miejsce na nowe kosmetyki :D.Szata graficzna jest przyjemna, przejrzysta,opakowanie poręczne,a materiał płachty solidny,nie rwie się i dobrze trzyma na twarzy, chociaż jej kształt lepiej pasowałby do bardziej okrągłych twarzy niż moja pociągła z wysokim czołem,mimo to maska trzymała się na miejscu i nie zsuwała,więc mogłam spokojnie zająć się swoimi sprawami. Niestety, mimo wielu obiecujących składników jak ekstrakt z granatu (który ma działać regenerująco i nawilżająco) oraz owoc karamboli (nawilżenie i oczyszczenie), mój entuzjazm ostudził jeden z komponentów mianowicie niacynamid. Nawet w niewielkiej ilości niestety zawsze działa na moją skórę drażniąco i nie jest to pieczenie czy szczypanie ale po zdjęciu maseczki pojawiły się drobne krostki i efekt tzw. „piaseczku” coś, czego ja i moja skóra nie wybacza. Sama esencja była dość lekka, przyjemnie chłodząca, ale niestety efekt końcowy nie był tym, czego oczekuję. Podsumowując, choć maseczka może sprawdzić się u osób, które dobrze tolerują niacynamid i nie mają skłonności do reakcji na ten składnik to w moim przypadku był to niewypał, a szkoda, bo ekstrakt z granatu zapowiadał się naprawdę obiecująco, dla mnie niestety była to jednorazowa przygoda do której już nie wrócę.

Jest to ostatnia maska Marion Botanic Energy w mojej kolekcji. Miałam dwa pozostałe warianty i byłam z nich zadowolona a jak sprawiła się wersja różową? ■ Zacznę od opisu mojej cery. Jest ona sucha, z przebarwieniami, pierwszymi zmarszczkami , wiek 39 lat więc pogorszenie jedrności i sprężystości jest zauważalne . Maskę Marion kupiłam dawno temu w Lidlu za 3,99zl więc nie dużo jak na maseczkę w płachcie . ♥︎ Zaciekawiło mnie piękne opakowanie.Zawsze zwracam uwagę na kolorowe pudełka, bogatą grafikę czy ciekawe kształty opakowań. Tu mamy saszetkę która wygląda jak słoiczek wypełniony roślinna esencja. Do tego kolor który rzuca się w oczy i to wszystko sprawia że przystanę przy półce i pooglądam. ♥︎ Skład maseczki nie jest najgorszy jak na tak tani produkt . Mamy tam trochę mikroplastiku, fenoksyetanol ale znajdzie się tam też kilka ciekawych elementów jak np. ▪︎ hydrolat różany -łagodzi, tonizuje, ▪︎ekstrakt z karamboli - nawilża, oczyszcza ▪︎olej słonecznikowy ▪︎ekstrakt z granatu - regeneruje skórę ▪︎ekstrakt z rozmarynu ▪︎niacynamid ❤ esencja pachnie delikatnie różą co umila cały zabieg.Zapach nie jest przytłaczający. ❤ materiał z jakiego zrobiona jest maska jest mocny i nie rwie się podczas wyjmowania a do tego jest biodegradowalny. Jest odpowiednio nasączony ale cały wykrój taki średni. Maska ma dość mały rozmiar że nie pokrywa boków twarzy , otwory w miarę dobrze wycięte choć w okolicach brody nie chciała przylegać. Nosiłam ją 15 minut i nic mnie w tym czasie nie szczypało, nie piekło. ❤Efekty Skóra w zauważalny sposób została odświeżona i nawilżona. Nie potrzebowała od razu kremu , nie była sciągnięta Niestety na skórze zostaję lepka warstwa która nie chce się całkowicie wchłonać i która musiałam w końcu zmyć wodą. Ogólnie podsumowując to maska jest warta polecenia.

Maska jest dobrze nasączona i ma przyjemny zapach. Trzymamy ja na buzi 15 minut. Skóra po niej jest lepka, po jakimś czasie efekt ten się zmniejsza, ale nie do końca. Najlepiej nałożyć krem i zostawić na noc. Rano widać, że skóra jest lepiej nawilżona i odżywiona. Poprawna maseczka, choć jej dopasowanie, czy słabe wchłanianie esencji troszkę bym poprawiła.

Korzystałam ostatnio z dwóch maseczek z tej serii - z tej oraz z odżywczej i właściwie mogę podsumować je tak samo, bo nie zauważyłam między nimi różnicy w działaniu. Opakowanie zgrabne, płachta z dość solidnego materiału, ale niestety nie do końca dopasowana do mojej twarzy - musiałam powiększać otwory na oczy, ale odciąć kawałki na brodzie i pod nosem. Po tych zabiegach, ładnie przylegała do twarzy i była dostatecznie nasączona nawet przez pół godziny. Po jej zdjęciu na skórze pozostał delikatny film z esencji, który jednak po paru minutach się wchłonął. Skóra była nawilżona, odświeżona i ukojona.

Ta maska naprawdę daje radę. Jest to cienka, mocno nasączona tkanina. Zaznaczę, że jestem posiadaczką cery mieszanej w kierunku tłustej oraz wrażliwej. Po nałożeniu czułam przez chwilę lekkie uczucie dyskomfortu oraz pieczenia, które jednak zniknęło po dwóch minutach. Maska nie zsuwa się z twarzy i daje przyjemne uczucie odświeżenia. Trzymałam ją około 30 minut, wciąż była porządnie wilgotna wilgotna. Efekt? Zadowolił mnie. Po wklepaniu resztek maski, nie nakładałam już żadnego serum, kremu. Rano obudziłam się z nawilżoną, gładką skórą. Nie był to efekt WOW, ale za taką cenę śmiało mogę polecić.

Bardzo fajna maseczka. Zamknięta w ciekawej saszetce imitującej buteleczkę z korkiem. Wewnątrz znajdziemy maskę z dość grubej tkaniny, mocno nasączoną żelową zawartością. Dość dobrze przylega do twarzy, delikatnie pachnie. Dobrze nawilża skórę, wygładza i rozświetla. Jedna z lepszych maseczek, których ostatnio używałam.

Maseczka ma bardzo ładny różany zapach który odrazu czuć po otwarciu saszetki. Płachta jest mocno nasączona mleczno żelową esencją. Niestety sam materiał jest dosyć gruby i ma źle wycięte otwory. Nie leży dobrze na twarzy i w trakcie noszenia często musiałam ją poprawiać. Po ok 3 minutac zaczeła mnie szczypać cera ale to uczucie szybko minęło. Po ściągnięciu płachty cera jest mocno nawilżona i widocznie ujędrniona, aksamitna w dotyku. Natomiast pozostałość esencji nie wchłania się całkowicie i pozostawia mocno lepką warstwę która musiałam delikatnie zmyć przed użyciem następnych kosmetyków do pielęgnacji. Efekt jest zadawalająć ale nie wiem czy jest on warty zachodu.

Maska w płacie Botacic Energy od Marion, którą kupiłam bodajże za 4 zł w Lidlu. Substancja jest nasączona ma płat z bio tkaniny. Zawiera ekstrakt z granatu, który ma działać nawilżająco na naszą cerę i ma właściwości oczyszczające. Opakowanie emituje fiolkę zatkaną korkiem nawiązując do Bio. Efekty jakie zauważyłam po użyciu to, to że skóra stała się nawilżona ale nie zauważyłam oczyszczenia. Skóra po jej ściągnięciu i wklepaniu resztki substancji była bardzo lepka, czułam się brudna do czasu aż nie umyłam twarzy. Zapach granatu bardzo mało wyczuwalny, Fajna maska, ale nie wiem czy do niej wrócę.

Kupiłam ją ot tak w Lidlu. Maska dobrze przylega do twarzy, choć nie dosięga jej boków przy uszach. Jest bardzo mało miejsca na oczy i usta, więc posiadaczki małych twarzy będą zadowolone. W środku jest dużo produktu. Po zdjęciu produkt się klei. Nie znoszę tego, więc po wchłonięciu się zmyłam lepką warstwę i nałożyłam krem. Niestety skóra nadal się lekko klei. Nie wyobrażam sobie nałożyć kremu bez zmycia klejącej warstwy, bo po kilku godzinach twarz wyglądałaby jak zużyta szmatka do kurzu - wszystko by zbierała. Maseczka lekko mnie piekła, uczucie to pozostało na 2 godziny po zmyciu jej. Czoło lekko się zaczerwieniło, ale tylko na chwilę. Niestety przez za małe dziurki na oczy produkt znajdował się zbyt blisko nich, przez co w trakcie noszenia maseczki oczy również leciutko piekły. Radzę uważać. Efekty: skóra jest wygładzona, nawilżona i rozjaśniona. Koloryt wyrównany.

Przy okazji szybkich zakupów w Lidlu trafiłam na Marion Botanic Energy - dostępną w kilku wariantach. Kosztowała około 4 zł - nie musiałam się więc długo zastanawiać: i kupiłam. Nie zastanawiałam się też długo i zaopatrzyłam się w cały zestaw. Moje oczekiwania nie były zbyt wygórowane: biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia z maseczkami tej firmy. Chciałam jednak spróbować - mimo to. Testując nawilżającą maskę na bio tkaninie z ekstraktem z granatu - moje wrażenia były bardzo mieszane. Płachta ma dość przyzwoity wykrój - dobrze pasuje na twarz. Jako plus - można zauważyć, że maseczka ma dodatkowe wycięcia, dzięki którym możliwe jest lepsze dopasowanie wykroju do kształtu twarzy. Jest intensywnie nasączona - jednak sam produkt ma o tyle dobrą konsystencję, że nie spływa po skórze twarzy i nie cieknie (np. na szyję). Zapach jest intensywny, świeży, przyjemny. Za to - duży plus! Maseczka jest skuteczna - działa korzystnie na skórę, pozostawiając ją świeżą, odżywioną i zregenerowaną. Widać, że jest ona bardziej nawilżona i wygładzona. Niestety - jako wada: trzeba powiedzieć, że maseczka pozostawia na skórze lepką warstwę, która dla mnie nigdy nie była zbyt przyjemna. Dlatego - jeśli chodzi o działanie maseczki i jej wpływ na skórę: myślę, że maseczka jest godna polecenia. Jednak przy zakupie: na pewno trzeba mieć na uwadze warstwę, którą pozostawia na skórze po użyciu. Choć wpływ na skórę można uznać za korzystny, to lepka warstwa pozostająca na skórze - jest w tym przypadku dość uciążliwa. Z tego względu - ode mnie niższa ocena i 4 gwiazdki.

Maseczka przyciągnęła mnie dosyć oryginalnym opakowaniem i obiecującym słowem "botanic" w nazwie. Na szczęście nie zawiodłam się. :) Maseczka jest bardzo dobrze nasączona dobroczynną esencją. Materiał jest dobrej jakości, nie rwie się przy rozkładaniu płachty. Świetnie dopasowuje się do kształtu twarzy. Nie odkleja się przedwcześnie. Jest odpowiednio wycięta, choć otwór na usta mógłby być nieco większy. ;) W zapachu czuć różane nuty, choć uważam, że jest to kwestia, którą producent mógłby dopracować. Płachtę odkleja się po upływie kwadransa i wklepuje pozostałe resztki esencji w skórę. Staje się ona faktycznie dobrze nawilżona i wygładzona. Jestem zadowolona z efektu. Maseczka daje też przyjemne uczucie chłodu, które utrzymuje się jeszcze chwilę po jej zdjęciu. Super opcja na upalne lato. Na uwagę zasługuje też skład maseczki, który w zdecydowanej większości jest naturalny, a to dla mnie duży plus.

Maseczka pięknie pachnie różami, to na plus. Na minus rozmiar, płachta jest duża i kiepsko wycięta, ciężko ją dopasować, dużo materiału między ustami a nosem, dużo na dole. Przez co jest dość "zwichrowana" na twarzy. Mnie osobiście przez pierwsze kilka minut maska bardzo szczypała i miałam ochotę ją zdjąć z twarzy. Nie zrobiłam jednak tego, a po upływie zalecanych 15 minut na szczęście nie byłam czerwona jak burak ;) Maska po zdjęciu zostawia bardzo lepki film i nie wyobrażam sobie, jak można to wklepać w twarz i tak zostawić. Musiałam przemyć wodą. Mimo to skóra jest mięciutka i sprawia wrażenie odżywione.

Maskę kupiłam ostatnio podczas wizyty w Lidlu. Przede wszystkim zachęcił mnie wygląd opakowania, bo prezentuje się świetnie. Maska zamknięta jest w saszetce przypominającej szklany, podłużny słoiczek z korkiem i intensywnie różowym płynem w środku, a w tym płynie pływają płatki róż. Co jak co ale trzeba przyznać, że Marion robi genialnie wyglądające opakowania maseczek. Od razu przykuły mój wzrok. W środku uroczo wyglądającego opakowania znajduje się płachta nasączona lepką, "śliską" esencją o przyjemnym, różanym zapachu. Spodziewałam się zapachu grantu dlatego byłam zaskoczona kiedy poczułam różę. Płachta wykonana jest z naturalnej tkaniny i jest dość gruba. Niestety jest też bardzo źle wycięta. Boki płachty były zdecydowanie za krótkie, natomiast płachta u dołu była stanowczo za długa i miałam problem z dopasowaniem jej do twarzy. Nie ukrywam, że było to męczące, maska nie przylegała dobrze w dolnych partiach twarzy. Producent zaleca, aby nałożyć maskę na 15 minut po czym zdjąć ją, a pozostałą na twarzy esencję wklepać w skórę szyi, twarzy i dekoltu. Po wklepaniu esencji na mojej skórze został niesamowicie lepki film, który po dłuższej chwili zniknął, ale nie całkowicie. Skóra po użyciu była fajnie nawilżona, bardzo miękka w dotyku i zregenerowana. Zauważyłam też, że przebarwienia delikatnie się rozjaśniły, a cała twarz nabrała zdrowego blasku. Nie miałam potrzeby, by użyć kremu po zdjęciu maski. Na drugi dzień od użycia jeszcze czułam jej działanie - skóra nadal została miękka i nawilżona. Za maseczkę zapłaciłam 4zł. Nie jest to duży koszt jak za maskę w płachcie, tym bardziej taką, która fajnie działa. Jedyny minus to dla mnie ta nieszczęsna płachta z której dopasowaniem miałam problem. Cała reszta na duży plus.