Jakoś tak od lat nie po drodze było mi z Bielendą. Nie miałam miłych skojarzeń z tą marką, ale też nie testowałam jej za bardzo – ot, takie niewinne, nieuzasadnione uprzedzenie Widząc jednak, że producent odrobił pracę domową z aktualnych trendów kosmetycznych, skusiłam się na ten oto balsam. Ostatnio testuję różniaste żele pod prysznic, co oznacza, że moja skóra potrzebuje mocniejszej dawki nawilżenia. Poza tym mamy środek zimy i sezonu grzewczego.
Opakowanie jest wykonane solidnie, z białego plastiku i zawiera 400 ml. Niestety nie jest on przezroczysty, więc trochę szkoda, że nie widać zużycia. Całość jest dość solidna, ciężka, ale stabilna. Podoba mi się szata graficzna, jest estetyczna i czytelna. Jest to opakowanie z pompką. Ja osobiście chyba wolę tubki, bo mogę wydobyć produkt do samego końca. Tutaj miałam z tym małe problemy. Jednak fankom pompek polecam, bo jest ona dobre jakości, nie zacina się, sprawnie podaje produkt. Co jakiś czas jej ujście wymaga jedynie lekkiego przetkania, np. wykałaczką, ale nie jest to szczególnie uciążliwe.
Muszę teraz przejść do zapachu, muszę bo się uduszę. Ja oczywiście bardzo lubię wonie kwiatowo-owocowe, ale bywają one mdłą, oklepaną pułapką. Tutaj jest słodko, ale jednocześnie orzeźwiająco. Białe kwiaty, ale dominuje mango. Taki zapach do zjedzenia. Poza tym przez kilka godzin utrzymuje się na skórze. Czytałam, że bywa męczący, ja zdenkowałam właśnie swoje opakowanie i nawet raz mnie nie zirytował, za każdym razem uprzyjemniał dzień. Cóż, jest to oczywiście rzecz gustu, ale ja mogę polecić. Konsystencja jest zwarta, gęsta i zbita, ale o dziwno dość gładko sunie po skórze. Trzeba poświęcić chwilę na dokładne rozpracowanie, bo lubi zostawić białe smugi. Dobrze wmasowany i nałożony w odpowiedniej ilości absolutnie nie tłuści, ani nic się nie lepi. Skóra nie pije go natychmiastowo, zostaje przez kilka godzin lekki, ochronny film. Receptura jest wegańska, skład aż w 99% naturalny. Wydajność określiłabym jako całkiem dobrą. Warto zwrócić uwagę na datę ważności – to tylko 3 miesiące od otwarcia, co jest zapewne pokłosiem naturalnego składu, ale trzeba o tym pamiętać. Dostępność bardzo dobra, ja kupiłam stacjonarnie w Rossmannie. Cena regularna nie jest najniższa, ale już na promocji mi odpowiada.
Na koniec jak zwykle omówię działanie, ale zanim to najpierw słów kilka o mojej skórze. Mamy teraz zimę, a więc środek sezonu grzewczego, co źle wpływa na stan mojej skóry. Poza tym używam trochę przypadkowych żeli pod prysznic które widzę, że dodatkowo mnie przesuszają. Jak w tych warunkach radzi sobie propozycja od Bielendy? Mówiąc krótko – na ocenę 4. Czyli całkiem nieźle. Czuję wielogodzinne nawilżenie oraz odżywienie skóry. Jest ona miękka w dotyku, wygładzona, wypielęgnowana. Malutki minusik za fakt, że na drugi dzień czasem czuję swędzenie na plecach, ale to jest miejsce, z którym zawsze mam największe problemy. Biorąc jednak pod uwagę okoliczności mogę mu to przebaczyć. Chciałabym jeszcze sprawdzić inne warianty tej marki, więc na razie do tego nie powrócę, ale może kiedyś znów trafi w moje ręce, bo byłam z niego zadowolona.
Zalety:
- lekko nawilża
- odżywia
- nie pozostawia tłustej warstwy
- szybko się wchłania
- ma przepiękny zapach
- wydajność
- naturalny skład
- wygodne opakowanie z pompką
Wady:
- efekt nawilżenia bywa zbyt słaby, szczególnie teraz, zimą, czasem czuję swędzenie skóry
- szkoda, że nie widać zużycia
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie