Był taki czas, gdy maseczki bąbelkowe robiły furorę. Ja na przetestowanie tego szaleństwa skusiłam się dopiero jakieś dwa tygodnie temu. Wybrałam od razu maseczkę nawilżającą AA bo, po pierwsze jest nawilżająca, więc odpowiednia dla mnie, a po drugie, to nie wiem…. Nie zastanawiałam się jakoś głęboko nad tym, którą firmę wybrać. Taka trafiła się jako pierwsza i już :)
OPAKOWANIE:
Producent kusi nas słodkim opakowaniem z uśmiechniętą chmurką i tęczą. Jestem fanką minimalistycznym opakowań, ale to nie przeszkadza bym od czasu do czasu poczuła się małą dziewczynką i ucieszyła oko taką dziewczęcą, uroczą grafiką.
Jedno opakowanie zawiera dwie połączone ze sobą saszetki, które wizualnie tworzą jedną całość. Jedna saszetka zawiera produkt, który przeznaczony jest do wykonania jednego zabiegu, więc całe opakowanie wystarczy na dwa. Perforacja między saszetkami pozwala bez szwanku oddzielić jedną część od drugiej.
Przy próbie otwarcia saszetki naderwałam tylko odrobinę, więc musiałam wspomóc się nożyczkami.
KONSYSTENCJA:
Z opakowania wydobywamy kosmetyk w żelowej formie, który w zetknięciu ze skórą i w trakcie aplikacji, gdy wykonujemy kuliste ruchy, dzięki zawartości tlenowych cząstek, zaczyna zmieniać się w bąbelkującą pianę. Jest ona jakby gęsta, dobrze trzyma się skóry, nie spływa w trakcie noszenia maseczki. Proces musujący trwa przez kilka minut po czym ustaje, co też słychać, nie tylko czuć. W tym momencie wmasowałam jeszcze kosmetyk w skórę, pozostawiłam na kilka minut i po tym czasie zmyłam maseczkę z twarzy, co nie stanowiło problemu.
Samo bąbelkowanie maseczki okazało się dla mnie zbyt łaskoczącym etapem. Gilgotanie, jakie wywoływała ta maseczka, jest dla mojej skóry nie do przejścia. Nie ze względu na jakieś podrażnienia czy coś innego. Ja po prostu jestem zbyt wrażliwa na łaskotki, które powodowały, że cały czas chciałam się podrapać po twarzy i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. No cóż, śmiech to zdrowie i służy naszej urodzie, więc czego ja się czepiam :D
Ale tak na serio, miałam dwa podejścia do maseczki, czyli wykorzystałam jedno opakowanie, i byłam zadowolona z działania, ale łaskotki były dla mnie za duże.
ZAPACH:
Maseczka pachnie słodko i owocowo, ale nie przesadnie. Nie przepadam za takimi zapachami, ale tutaj nie drażnił mnie, więc pokuszę się w tym miejscu o plusa.
DZIAŁANIE:
Podejrzewam, że aktywny tlen, który powoduje proces musujący również ma wpływ na samo działanie maseczki i dzięki niemu aktywne składniki lepiej oddziaływają na cerę pobudzając również samą ją samą. Po zmyciu maseczki skóra była miękka i przyjemnie nawilżona. Towarzyszyło mi również uczucie lekkości, chociaż nie potrafię tego inaczej opisać i wyjaśnić, to mam nadzieję, że będziecie wiedzieć, co mam na myśli. Tak więc, kosmetyk spełnił swoją rolę, a efekt utrzymywał się do następnego dnia. Tym bardziej jestem zadowolona z rezultatów, że moja cera jest odwodniona, więc czasem ciężko sprostać jej wymaganiom, a tu proszę…. Jest przyjemnie i komfortowo.
No dobrze, to łaskotanie mnie pokonało. Od dzieciństwa jestem wrażliwa na gilgotki i tutaj też nie dam rady tego przejść ponownie, dlatego też nie wrócę do bąbelkowych maseczek. Jednak mogę polecić osobom, które są wytrzymalsze bo samo działanie na skórę maseczki jest naprawdę godne uwagi.
Zalety:
- dobrze nawilża
- pozostawia skórę miękką i delikatną oraz lekką
- ni podrażnia
- dobrze trzyma się skóry i nie spływa
- chociaż zapach jest słodki, to jednak przyjemny
- opakowanie wystarczy na dwie aplikacje
Wady:
- efekt musujący powoduje u mnie łaskotki nie do zniesienia
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie