Kupiłam kiedyś ten kosmetyk na sporej wyprzedaży, nie wiedząc do końca czym jest ani jak się go stosuje. Emulsja – niby to krem, niby serum albo i nawet tonik. Nie wiedziałam jak ją wpleść do codziennej pielęgnacji, więc odczekała swoje, ale w końcu się zmobilizowałam i znalazłam jej miejsce w codziennym użyciu. Wrażenia mam w sumie pozytywne, ale działanie mnie nie do końca przekonało. Taki trochę bazowy kosmetyk, którego fajnie się używa, ale żeby coś konkretnego robił, to nie powiedziałabym.
Używałam emulsji jako serum, po tonizacji i przed nałożeniem kremu. W takiej formie sprawdziła się u mnie, chociaż można ją też stosować jako lekki krem. Ma bowiem półpłynną konsystencję, która jednak zostawia miękki film na twarzy, nie wchłania się do matu. Nie klei się, na mojej skórze efekt był podobny do typowego kremowego serum. Emulsja ma żółty kolor, ale nie barwi skóry ani się nie odznacza.
Zapach jest nietypowy, kwiatowy ze szczyptą orientu, gdzieś w tle czuję jakąś delikatna pikanterię, jakby imbiru. Nie jest zbyt mocny, ale musiałam się do niego przyzwyczaić, bo po nałożeniu na twarz czułam ten zapach przez dłuższą chwilę.
Emulsja dostarcza lekkiego nawilżenia, zmiękcza i stanowi dobrą bazę pod krem. Niweluje uczucie suchości i napięcia, fajnie wygładza i dodaje świeżości, skóra wygląda na zadbaną. I w zasadzie tyle. Fajne, delikatne efekty, ale pewnie bardziej by mi się podobały 10 lat temu, jak miałam jeszcze młodą i mało wymagającą cerę. Teraz lubię jak kosmetyki łączą w sobie więcej widocznych rezultatów, np. nawilżają, jednocześnie odżywiając, dodając blasku, promienności i widocznej lepszej kondycji, a już w ogóle super, gdy mają też działanie przeciwzmarszczkowe i ujędrniające. W przypadku emulsji jest pozytywnie, ale no właśnie bardzo łagodnie i raczej bez wielkiej rewolucji. Ta emulsja stanowiła dla mnie taki miły dodatek do codziennej pielęgnacji. Dobrze mi się jej używało, ale nie sądzę, żebym szybko do niej wróciła, czegoś mi brakowało.
Wydajność jest spora, ale to jest też wynikiem dużej pojemności. Produktu jest bowiem aż 100 ml, to naprawdę sporo, bo klasyczne sera zazwyczaj mają 30 ml lub niewiele więcej. Emulsja mieści się w plastikowej buteleczce z atomizerem i to zaskakująco dobre rozwiązanie. Bałam się, że będzie pryskać naokoło, ale wystarczy wycelować w zagłębienie dłoni i kilka psiknięć dozuje nam odpowiednią ilość emulsji.
Wiele złego o emulsji nie powiem, dla mnie jest po prostu trochę zbyt lekka i nie przynosi wymiernych efektów. Fajna dla normalnej skóry do przyjemnego nawilżenia i wygładzenia, dość uniwersalna. Chwilę mi zeszło, żeby ją zużyć i może też ta spora objętość mnie nieco zmęczyła, bo na ten moment nie planuję powtórki.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie