Dr Irena Eris Clinic Way, Absolute Recovering Dermocream 3° Dermokrem kompleksowo odbudowujący na noc

To moje pierwsze spotkanie z Marką Dr Irena Eris dlatego z dużą przyjemnością i nadzieją przystąpiłam do testowania kremu . Moja wersja to travel o pojemności 25 ml, która wystarczyła mi na miesiąc użytkowania. Opakowanie produktu - wygodna, miękka, plastikowa obudowa idealna do torebki i łatwa w obsłudze. Konsystencja - lekka, kremowa, barwa- biała, zapach- delikatny, perfumowany, przyjemny. Krem przyjemnie rozprowadza się na skórze, szybko wchłania i nie pozostawia tłustej i lepkiej warstwy. Po aplikacji skóra jest bardzo miękka i przyjemna w dotyku, cudownie pachnie, sprawia wrażenie dobrze nawilżonej i odżywionej . Po zużyciu opakowania stan mojej dojrzałej , mieszanej skóry nie uległ pogorszeniu, ale nie zauważyłam spektakularnych efektów i pozytywnych zmian w zakresie ujędrnienia i zmniejszenia zmarszczek. Oceniam krem jednak bardzo pozytywnie, bo nawilżenie skóry , którego doświadczyłam , efekt gładkiej i pachnącej twarzy jest zadowalający i z przyjemnością sięgnę po kolejne, pełnowymiarowe opakowanie.

Krem miałam w wersji travel, chyba z boxa pure beauty. I dobrze, bo pełnowymiarowego produktu nie mam zamiaru kupować. Oczekiwałam wiele bo raz - marka, dwa - cena. Krem nakładałam na noc, w dni „nawilżające” oraz czasem po retinalu. Cel był jeden - nawilżyć i odżywić skórę która była przesuszona od retinolu i kwasów. Niestety, zawiodłam się. Krem działa ok. Tyle. Żadnego wielkiego zmniejszenia zmarszczek, nawilżenia czy ujędrnienia. Krem stosowałam naprzemiennie z maską niebieską Miya i ta maska dawała o wiele lepsze efekty. Przy kremie wstawałam rano i tak jakbym nie miała pielęgnacji nałożonej na noc - skóra chciała nawilżenia. Krem pachnie ładnie, wchłania się szybko - ale to tyle. Średni bardzo średni. Na te cenę wręcz słaby

Krem o treściwej konsystencji, lekko kwiatowym zapachu i z wielkimi obietnicami. Sięgnęłam po niego jesienią, kiedy zauważyłam, że moja skóra zaczyna płatać mi figle - brak jędrności, widoczne miejsca, gdzie skóra była przesuszona... Pomyślałam, że ten krem pomoże mi zadziałać na te zmiany. Miałam ogromne nadzieje związane z nim, ale niestety zdziałał niewiele. Pierwsze wrażenie jest przyzwoite - otóż krem ładnie się rozprowadza, dobrze wchłania w skórę i... tyle. Po kilku minutach od aplikacji czułam potrzebę nałożenia czegoś jeszcze. Na początku po prostu dokładałam kolejną warstwę tego kremu (tutaj na plus fakt, że się nie rolował). Jakie było moje rozczarowanie, kiedy po kolejnych chwilach czułam ponownie potrzebę nawilżenia... Ostatecznie skończyło się to tym, że sięgnęłam do swoich kosmetycznych zapasów i wyciągnęłam inny krem, którym "dobiłam" temat nawilżenia. Próbowałam wykrzesać z tego kremu możliwie najwięcej pozytywnych efektów, przez kolejne tygodnie wytrwale wcierałam go w swoją twarz, ale z przykrością muszę stwierdzić, że nie jest to krem godny tych 120zł. Nie poradził sobie z podstawowymi trudnościami 33 letniej cery, choć wg producenta jest to krem skierowany dla skór dojrzałych po 50. roku życia... ;)