Serum to wygrałam w instagramowym konkursie Wizażu wraz z innymi produktami. Oficjalnie mogę napisać, że był to najdroższy kosmetyk, jaki dane mi było stosować (nie licząc próbki olejku Guerlain). Kosztuje aż 315 złotych! Od razu postanowiłam, że jak cudów nie zrobi, to ocena będzie słaba. Za taką cenę stanowczo wymagam zauważalnych efektów.
Mam cerę mieszaną, wrażliwą i trądzikową. Twarz przetłuszcza się na strefie T, a boki bywają na zmianę normalne i suche. Kupuję różne sera - od tych stricte nawilżająco-nawadniających, po typowo kwasowe. Obserwuję swoją skórę i odpowiadam na jej aktualne potrzeby. W tym przypadku serum od Image Skincare wpadło w moje ręce niespodziewanie. Ale ucieszyłam się bardzo, gdyż moje przebarwienia potrądzikowe potrzebowały rozjaśnienia. Zużyłam całą buteleczkę, więc to idealny moment na podzielenie się przemyśleniami. Zacznę najpierw od czegoś, co zauważyłam krótko przed pisaniem tej recenzji... W składzie, jako ten rozjaśniająco-rozświetlający składnik, mamy kwas askorbinowy (inci: Ascorbic Acid). Już tłumaczę, dlaczego to nie jest dobry wybór... Jest to najmniej efektywna forma witaminy C w kosmetyce, która ze względu na dużą hydrofilowość, praktycznie nie przenika przez warstwę rogową naskórka. A ja się zastanawiałam, dlaczego efekty po dwóch miesiącach są tak słabe... Wydaje mi się, że więcej zrobiły zawarte w tym serum ekstrakty i kwasy, tj. traneksamowy (inci: Tranexamid Acid) oraz glikolowy (inci: Glycolic Acid). Ten pierwszy działa rozjaśniająco na przebarwienia, łagodzi stany zapalne skóry i alergie oraz działa nawilżająco. Drugi z kolei działa złuszczająco, wygładzająco i również nawilżająco. Spodziewałam się, a nawet, tak jak napisałam na wstępie, wymagałam od tego kosmetyku świetnych efektów, a co dostałam? Jakieś lekkie działanie, które tak naprawdę niczego nie zmieniło. Pierwsze zmiany zauważyłam po około miesiącu stosowania, czyli delikatne wyrównanie kolorytu całej twarzy. A potem już nic się nie zmieniało. Nie mam nic więcej w tej kwestii do napisania. To było jedyne, co osiągnęłam tym kosmetykiem. Przynajmniej nie zrobiło mi masakry. Bo konsystencję to ma leciutką jak woda i podobnie do niej się wchłania. Nie pozostawia po sobie ani krzty warstwy, ale też ani krzty nawilżenia. Bez nawilżającego kremu się nie obyło. Jedynie podczas miesiączki, kiedy skóra jest bardziej wrażliwa, powodowało lekkie zaczerwienienie i rozgrzanie policzków, choć bez podrażniania. No ale z tych pozytywnych efektów, to tylko bardzo słabe wyrównanie kolorytu. Szkoda. Wiadomo - nie wróciłabym do tego produktu nawet, jakby się sprawdził, bo cena jest zbyt wysoka. Ale teraz, to podwójnie nie wrócę :D. I nie polecam. Są tańsze i sto razy lepsze sera.
Zapach ma mega intensywny, mocno cytrusowy. Moim zdaniem zbyt intensywny. Przypomina mi słodkie żelki cytrynowe, posypane kwaśnym pudrem. Jest ładny, ale byłby przyjemniejszy w delikatniejszej wersji. Utrzymuje się na skórze całkiem długo.
Opakowanie to biała, szklana buteleczka z pipetą. Czuć, że jest to kosmetyk z wysokiej półki. Szkło jest grube, ciężkie; zakrętka razem z pipetą świetnej jakości. Nic nie pęka, nic nie chrzęści, nic nie przecieka. Szyjka buteleczki jest zabezpieczona plastikowym wkładem. No podoba mi się to. Szata graficzna wygląda na apteczną, bądź laboratoryjną, czyli jest minimalistyczna, a to ma swój urok. Całość jest genialnej jakości. Szkoda, że zawartość już nie... Pojemność to 30ml.
Zalety:
- Po około miesiącu delikatnie wyrównało koloryt całej twarzy
- Nie podrażniało i nie zapychało porów
- Lekka konsystencja
- Ładny zapach
- Genialnej jakości opakowanie
Wady:
- Za taką cenę spodziewałam się gwiazdki z nieba, a nie otrzymałam praktycznie nic (lekkie wyrównanie kolorytu to ja mogę osiągnąć, stosując serum za 20 złotych)
- Nie nawilżało, a wręcz wysuszało (bez kremu nawilżającego mogłoby być źle)
- Ładny, choć zbyt intensywny zapach
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie