Od czasu do czasu funduję sobie kurację "wcierkową". Mam zdiagnozowane łysienie androgenowe i miejsca na głowie z wyraźniej przerzedzonymi włosami. Nie są to jeszcze typowe łysawe placki, ale z dużym prawdopodobieństwem nic już w tych miejscach nie odrośnie, nawet preparaty na receptę nie przyczyniły się do poprawy.
Po co więc stosuję drogeryjne wcierki? Ano dlatego, że najczęściej powodują porost tak zwanych baby hair - w innych miejscach niż pożądane, zwykle przy skroniach i czole, ale przecież dobre i to, prawda? Żartuję sobie, że zbieram materiał na "zaczeskę" i cenię sobie każdy nowy włosek.
Większość stosowanych dotychczas wcierek przyczyniła się do mniejszego lub większego wysypu baby hair, ale po Scalp Serum oczekiwałam zdecydowanie więcej. Dlaczego? Ponieważ produkt bogaty jest w ekstrakty roślinne m.in. z aloesu, nasion owsa i awokado, ale przede wszystkim palmy sabałowej, która jak wyczytałam może być pomocna w przypadku łysienia androgenowego z racji blokowania działania dihydroergosteronu, hormonu hamującego wzrost włosów. Sądziłam, że to przełom i bardzo czekałam na pozytywne efekty.
Scalp Serum umieszczone jest w srebrnoopalizującym opakowaniu, które jest bardzo fajne, posiada również zupełnie niefajny aromizer, który psika tak symboliczną ilością produktu, że aby cokolwiek znalazło się na głowie musiałam naciskać pompkę kilka razy. I tak przy każdym fragmencie łepetyny, aż dziw że starczyło mi cierpliwości. Biorąc pod uwagę, że trafiła mi się buteleczka z felernym mechanizmem, chciałam ją otworzyć i zawartość przelać do innej - zamknięte na amen.
Wcierkę należy stosować na oczyszczoną skórę głowy, więc nie jest to coś do stosowania przed myciem. A powinno, gdyż preparat Trust My Sister masakrycznie przetłuszczał mi głowę i włosy. Mam włosy przetłuszczające się u nasady i suche na długości, po kilku godzinach od wmasowania wcierki miałam na głowie tłuste strąki, chociaż zwykle wystarcza mi mycie co drugi dzień. I tak przez całą kurację smalec na głowie...
Pomijając uciążliwość w użytkowaniu serum miało wzmocnić cebulki włosowe, poprawić kondycję skóry głowy oraz zapobiegać wypadaniu włosów. Przykro mi, ale nie moge tego potwierdzić. Zużyłam dwa opakowania (każde wystarczyło na około miesiąc przy niemal codziennym stosowaniu) i nie tylko nie widzę mniejszego wypadania włosów, ale to chyba jedyna wcierka, po której nie rzucają mi się w oczy baby hair.
Brak efektów, przetłuszczanie nawet świeżutkich, umytych włosów, kiepskiej jakości atomizer - tu wszystko poszło nie tak. Trudno uwierzyć, że preparat o obiektywnie bogatym, dobrym składzie zawiódł tak bardzo, może dla kogoś innego okaże się ideałem, ja nie sięgnę więcej po Scalp Serum, zupełnie mi się nie sprawdziło. Dwie gwiazdki wyłącznie za wspomniany skład, innych plusów nie znalazłam.
Zalety:
- Kilka ekstraktów roślinnych w składzie
Wady:
- Brak efektów w postaci baby hair
- Nie hamuje wypadania włosów
- Przetłuszcza skórę głowy i włosy
- Słabej jakości aromizer
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie