Lirene Dermoprogram Oh, Just Peachy!, Masełko do demakijażu 

Lirene Dermoprogram Oh, Just Peachy!, Masełko do demakijażu to przyjemny produkt, który dobrze sprawdza się w codziennej pielęgnacji, szczególnie dla osób, które lubią szybkie i skuteczne rozwiązania w demakijażu. Już od pierwszego użycia zaskakuje delikatną, kremową konsystencją, która pod wpływem ciepła skóry zamienia się w oleistą formułę, ułatwiającą rozpuszczenie makijażu – nawet tego wodoodpornego. Zapach masełka to jego duża zaleta – subtelny, brzoskwiniowy aromat sprawia, że demakijaż staje się przyjemniejszy, jak mały rytuał spa w domu. Produkt dobrze radzi sobie z usuwaniem podkładu, pomadek i cieni, choć przy mocniejszym makijażu oczu (np. eyelinerze) może wymagać odrobiny więcej cierpliwości lub dodatkowego kroku, jak użycie płynu micelarnego. Masełko nie pozostawia uczucia ściągnięcia na skórze, co jest plusem, szczególnie dla osób z cerą suchą lub wrażliwą. Po zmyciu skóra jest miękka i odświeżona, ale osoby z tłustą cerą mogą odczuć lekki film, który wymaga dodatkowego oczyszczenia żelem lub pianką. Podsumowując, Lirene Oh, Just Peachy! to całkiem dobry produkt do demakijażu, który sprawdzi się na co dzień, zwłaszcza u osób ceniących delikatne formuły i przyjemne zapachy. Nie jest to kosmetyk bez wad, ale jego działanie i przyjemność stosowania sprawiają, że jest wart wypróbowania.

Trochę inne masełko, niż te, które stosowałam do tej pory. Tutaj konsystencja jest bardziej kremowa, niż przypominająca zastygnięte oleje roślinne. Masełko jest nieco twarde. Przy nabieraniu trzeba nieco mocniej zagłębić palec albo podważyć całą strukturę masy. Przy zetknięciu z wodą jego kolor zmienia się z brzoskwiniowego/pomarańczowego na biały. W zasadzie przypomina wtedy delikatną kremową piankę. Nakładam je odważnie na rzęsy, pocieram całe powieki na równi z resztą twarzy i nigdy nie odczułam nieprzyjemności typu pieczenie czy zamglenie. Uważam, że dobrze rozpuszcza makijaż, w dużym stopniu to, co rozpuszczone spływa z wodą. Resztę przecieram po myciu wacikiem lub ręcznikiem i nic nie trzeba pocierać, ani domywać. Zależnie od temperatury wody, którą je spłukuję, a może nakładanej ilości produktu, czasami zostawia na skórze odczuwalną lekko tłustą warstwę. Nie zaobserwowałam zatkania porów większego, niż zazwyczaj, ani wyprysków, ale mam cerę raczej suchą i nawet cenię sobie to dodatkowe otulenie. Zapach z początku bardzo mi się podobał, jest soczyście brzoskwiniowy, nie sztuczny. Jednak nie wiem co bardziej wpłynęło na jego zmianę, czas lub kontakt z wodą i teraz, gdy mam go nieco mniej, niż pół słoiczka jest nieco nieprzyjemny, jak zjełczały, chociaż ciągle tli się wspomnienie owoców.

Masełka do demakijażu to ciężki temat dla mnie, ponieważ noszę soczewki kontaktowe i nie wszystkie masełka mi się sprawdzają. Ten konkretny produkt jest zamknięty w typowym, plastikowym słoiczku. Bardzo ładnie pachnie, owocowo - brzoskwiniowo. Konsystencja jest dość zbita, dla mnie jest to zdecydowany minus. Wydajne, dobrze zmywa makijaż w pierwszym etapie demakijażu. Jednak pozostawia na oczach tłusty film, dlatego też nie będę już do niego wracać. Nie zapchało mnie oraz nie uczuliło. Przystępne cenowo.

Kupiłam to masełko kiedy szukałam zastępstwa za Bandi, któremu chyba zmienili formułę na fatalną. Lubię zapach brzoskwini, więc skusiła mnie propozycja Lirene. Nie zawiodłam się, masełko pięknie pachnie i fantastycznie działa. Ma zbitą konsystencję, ale rozpuszcza się od ciepła skóry, więc łatwo je nałożyć. Dokładnie zmywa makijaż, nie szczypie w oczy i dobrze się emulguje. Mimo małej pojemności jest bardzo wydajne. Na pewno kupię ponownie i polecam.

Kupując produkt ten byłam bardzo ciekawa jak działa. Markę znam i lubię a masełka do demakijażu to jest błogosławieństwo w codziennej pielęgnacji. Po pierwszym dniu używania odczułam ogromne pieczenie oczu , czego przy innych tego typu produktów nie odczułam. Ból i pieczenie odczuwałam przez nawet kilka godzin po umyciu twarzy. Jeśli chodzi o zmywanie makijażu naprawdę daje radę, ale to pieczenie oczu jest dla mnie totalnie na minus. W tym przypadku skusiła mnie atrakcyjna cena, ale wiem , że nie warto.

Jestem posiadaczką cery mieszanej. Codziennie w makijażu używam kilku wodoodpornych produktów oraz kremu z SPF50, więc dwuetapowe oczyszczanie jest u mnie koniecznością. Jako pierwszy etap cenię sobie szczególnie masełka, olejki i balsamy, jako drugi -żele lub pianki. Zainteresowałam się tym produktem ze względu na opakowanie, opis oraz brzoskwiniowe nuty zapachowe. Ponadto był w świetnej cenie, więc szybko znalazł się w mojej łazience. Zamknięty -jak to masło -w odkręcanym słoiczku produkt ma mocno zbitą konsystencję, co powoduje, że dopóki troszkę go nie ubędzie -można mieć lekki problem z jego wydobyciem. Kolor jest soczyście pomarańczowy i taki soczysty, choć brzoskwiniowy, jest też zapach -bardzo mocny, ale przyjemny, lecz jego moc nie musi pasować każdemu. Jeśli o mnie chodzi -najpierw w suchych dłoniach rozcieram naprawdę niewielką ilość masełka i masuję nim suchą twarz. Po upływie około minuty zwilżam dłonie wodą i masuję twarz masełkiem z dodatkiem wody przez kolejną minutę. Tak wykonany pierwszy etap demakijażu pozwala mi bezboleśnie rozpuścić wszystko -wodoodporny eyeliner, kryjący podkład, 2-3 warstwy tuszu do rzęs oraz matową pomadkę i konturowanie, nie mówiąc o pomadzie na brwiach. Wszystko schodzi bez nadmiernego pocierania. W moim przypadku oczy nie szczypią nawet gdy zdarzy mi się je otworzyć w trakcie demakijażu, ale ja do wrażliwców w tym obszarze nie należę. Co mnie zaskoczyło i bardzo mi się spodobało -produkt zmywa się pięknie samą wodą -tak, że na twarzy nie pozostaje żadna warstewka, a na oczach mgła. Co prawda ja i tak domywam jeszcze twarz żelem lub pianką, ale przy masełkach nie zdarza mi się zazwyczaj by te schodziły prawie do zera pod wpływem samej wody. Produkt więc spisuje się u mnie naprawdę okej -jest skuteczny w walce z niechcianym już wieczorem makijażem i nie przysparza jednocześnie żadnych szkód w postaci pieczenia czy zapychania. Dodatkowo nie „obtłuszcza”, nie obkleja cery. Oprócz tego -wykazuje się naprawdę niezłą wydajnością. Stosuję go już dość długo (ponad miesiąc), a mam go jeszcze około pół słoiczka. Kosmetyk nie jest może najlepszy ze wszystkich masełek jakie znam, ale robi co do niego należy, pozostawia moją skórę z uczuciem porządnego domycia, nie podrażnia i po prostu przyjemnie się go używa. Cieszę się, że weszłam w katalog KWC, gdy byłam już jego posiadaczką, bo po tylu negatywnych opiniach pewnie nie zdecydowałabym się na zakup, a tak poznałam produkt, po który być może sięgnę ponownie.

Natrafiłam na to masełko podczas poszukiwań idealnego masełka do demakijażu. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że wszystko będzie ok.: znam tę markę od wielu lat (moja mama bardzo lubi ich kremy), używałam ich kilku produktów, opis producenta obiecywał realne rzeczy i to piękne opakowanie... Po otworzeniu słoiczka zobaczyłam delikatnie pachnące i ładne masełko. Niestety, po nałożeniu w okolicy oczu pojawiło się podrażnienie, zaczerwienienie, a oczy zaczęły mnie piec. Po zmyciu widziałam jak "za mgłą", następnego rana wstałam z czerwonymi oczami. Odstawiłam je na kilka dni i spróbowałam jeszcze dwa razy: raz bez makijażu, a raz z makijażem, ale innymi produktami. Przy drugim podejściu nie zauważyłam podrażnień, ale przy trzecim... Następnego dnia wstałam z zaropiałymi oczami - wdał mi się stan zapalny. Masełko wchodzi w reakcję z kosmetykami, które powinno rozpuszczać. Jak dotąd to jedyny produkt, który szczerze odradzam.

Zdecydowanie najsłabsze masełko do demakijażu jakie testowałam. Kupiłam na promocji w Rossmanie skuszona obietnicami z opakowania. Jedyna dobra rzecz, którą można o nim powiedzieć to przyjemny zapach, choć bardzo intensywny więc dla osób nie lubiących intensywnie pachnących kosmetyków nawet to nie będzie plusem. Jeśli chodzi o zmywanie makijażu to nie daje sobie rady nie tylko z tuszem do rzęs (a z tym wiele masełek ma problem) ale też ze zwykłym kremem BB co go w moim odczuciu dyskwalifikuje. Niezbyt dobrze emulguje na twarzy i w zasadzie makijaż tylko rozmazuje ale ten makijaż nadal na twarzy zostaje. Dość mocno szczypał też w oczy. Jako produkt do demakijażu uwazam, że jest bezużyteczny. Nawet go nie dokończyłam na twarzy, skończył jako natłuszczający balsam do mycia ciała na raz

Demakijaż i oczyszczanie cery jest dla mnie najważniejszym etapem pielęgnacji. Odkąd skupiam na nim większą uwagę i przede wszystkim - przykładam się do tego, moja cera odwdzięcza się samym dobrem. Już nie mam tak dużego problemu z zapychaniem / kaszką czy jakimikolwiek podrażnieniami. Masełko Oh, Just peachy! kupiłam na promocji w Super-Pharm. Kosztowało mnie około 10 zł, zgarnęłam je do koszyka w trybie natychmiastowym. Produkty do pierwszego etapu oczyszczania schodzą mi jak świeże bułeczki, dlatego widząc taką cenę nie jestem w stanie się powstrzymać przed kupieniem produktu. Opakowanie / konsystencja / zapach Masełko jest zamknięte w małym słoiczku. Pojemność to 45g, raczej standardowa. Opakowanie jest plastikowe, bez problemu się je otwiera i utrzymuje w higienie. Masełko nie wchodzi w żadne zakamarki zakrętki, jest naprawdę ok. Konsystencja jest trochę mocno zbita na samym początku i trzeba się odrobinę nagimnastykować, by wydobyć produkt ze słoika. Ale pod wpływem ciepła palców ono samo się nam poddaje. Nie uważam tego za wadę, bo taka po prostu natura maseł do demakijażu i dla mnie jest to zrozumiałe. Zapach? Ojaa, uwielbiam. Pachnie obłędnie brzoskwiniowo, słodko. Uroku dodaje też mu pomarańczowy kolor. Generalnie bardzo umilał mi proces oczyszczania cery. Nic a nic nie męczy. Oczyszczanie i emulgowanie Masełko całkiem nieźle sobie radzi z oczyszczaniem. Jak prawie każdy oleisty produkt ma problem z rozpuszczeniem tuszu, ale jak już pisałam w recenzji innego produktu tego typu - wystarczy odrobina wody tj. lekka emulgacja masełka na rzęsach i wszystko rozpuszcza się w mig. W razie czego zawsze można nałożyć kolejną porcję (odrobinę) masła i tak samo lekko zmoczyć wodą i wszystko powinno już w 100% oczyszczone. Nie podrażniało moich oczu ani nie tworzył na nich mgły. Nie zauważyłam, by zostawiało dziwną powłokę po spłukaniu go wodą. Emulguje się świetnie. Nie miałam problemu ze zmyciem go. Buzia jest gładka, nie ma mowy o przesuszeniu ani jakimkolwiek podrażnieniu. Oczywiście zawsze wlatuje u mnie żel/pianka na drugi etap. Po tym wszystkim miałam naprawdę świetnie wykonane oczyszczanie. Aczkolwiek mam ale - jest raczej mało wydajne. Nie wiem czemu po nałożeniu go na buzię miałam wrażenie, że jest go zbyt mało i nie doczyści każdego cm cery. Niejednokrotnie musiałam go dołożyć, choć nie wiem czy było to złudne wrażenie na tamten moment. Ogólnie masełko jest warte wypróbowania. Nawet jeśli się nie sprawdza to warto dać mu szansę z odrobiną nawilżenia (np. nakładając go na lekko wilgotną twarz), tak żeby lekko się rozpuścił pod wpływem wody i zaczął emulgować. Wtedy mam wrażenie wszystko lepiej się rozpuszcza i zmywa. Ode mnie wlatuje mocne 5/5, głównie za niską cenę a przy tym świetne działanie i piękny zapach.

Słyszałam wiele pozytywnych opinii na temat masełek do demakijażu i przy okazji innych zakupów w drogerii skusiłam się właśnie na produkt od Lirene. Opakowanie jest bardzo ładne i przyciąga wzrok na półce, w środku mieści się 45g produktu. Zawiera w sobie między innymi masło murumuru, masło shea, witaminę c oraz olej różany, jest to kosmetyk który w 94% składa się ze składników naturalnych. W domu po otwarciu słoiczka ukazała mi się pomarańczowa i bardzo zbita masa którą dość ciężko wyciągnąć ze środka, świetnie by do tego celu nadała specjalna szpatułka. Masełko bez większego problemu pozbywa się nawet wodoodpornego makijażu natomiast bardzo mocno zakleja i szczypie w oczy. Miałam też wrażenie, że po użyciu moja buzia była zaczerwieniona mimo bardzo delikatnej aplikacji.

Kupiłam ten produkt przypadkiem i żałuje ,że tylko jedno opakowanie! Dla mnie jest to idealny produkt do demakijażu. Świetnie usuwa makijaż nawet wodoodporny. Nie pozostawia tłustego filmu na twarzy. Dodatkowo pieknie pachnie

Masełko brzoskwiniowe polubiłam od razu, z tym że nie wszystkie zadania ono spełnia. Ładne, wygodne opakowanie- słoiczek plastikowy, z którego łatwo wydobyć produkt. Kolor pomarańczowo- brzoskwiniowy. Zapach brzoskwiniowy, uprzyjemnia wieczorne rytuały pielęgnacyjne. należy małymi ilościami nakładać masełko na twarz i masować, aż do rozpuszczenia makijażu lub SPF. Należy zmyć to ciepłą wodą, później umyć twarz i szyję pianka lub żelem, spłukać. Twarz jest dokładnie oczyszczona. Później nakładamy pielęgnację wieczorną. Jestem zadowolona z tego masełka, ale ma ono jedną wadę, piecze w oczy i tym samym muszę domywać oczy płynem micelarnym i zmyć wodą. Dla mnie to masło jest i tak dobrym kosmetykiem oczyszczającym i faktycznie, skóra wygląda ładnie.

Na masełko do demakijażu Oh, just peachy! skusiłam się, gdy zobaczyłam je na wyprzedaży w Rossmannie i jest to pierwszy produkt tego typu do demakijażu, jakiego używam. Dopiero po zakupie przeczytałam sporo niepochlebnych opinii i zrażona nimi trochę niechętnie po nie sięgnęłam. A tu niespodzianka! Masełko mieści się w pudełeczku, ma przyjemną brzoskwiniową barwę i takiż zapach. W moim odczuciu ma idealną konsystencję, nie mam problemu z wydobywaniem produktu z opakowania, choć możliwe, że to po części także kwestia pory roku, co widzę np. po kokosowym oleju do włosów, który jeszcze wiosną miał postać stałą, a wraz z nadejściem lata jest już w formie ciekłej. Masełko rozcieram w palcach i nakładam na lekko zwilżoną skórę. Bardzo ładnie i równomiernie rozprowadza się po twarzy, zmieniając się w kremową, białą emulsję. Nie podrażnia moich oczu, nie powoduje efektu mgły, a z tym często miałam problem przy mleczkach i olejkach do demakijażu. Zmywa się łatwo, nie zostawia tłustej warstwy. Jest lekko odczuwalna powłoka, ale zaraz sięgam po żel do oczyszczania twarzy i jest po problemie. Czy zmywa bez problemu wodoodporny makijaż ciężko mi powiedzieć, bo takiego nie stosuję, ale żaden produkt do demakijażu nie usuwa mi tak szybko, łatwo i całkowicie tuszu z moich rzęs! Tu naprawdę bardzo mnie to masełko zaskoczyło. Może mogłoby być bardziej wydajne, ale przy jego działaniu nie zamierzam na to narzekać. Do tego produkt jest wegański. Jedyny minus wynikający z formy produktu jest taki, że nie nadaje się do szybkich i precyzyjnych poprawek rano, gdy tusz odbije się podczas malowania rzęs na powiece - tu muszę mieć w pogotowiu zwykły płyn micelarny. Cieszę się, że właśnie to masełko jest moim pierwszym, będę z przyjemnością testować inne, a do tego chętnie wrócę.

Jeden z najgorszych produktów, jakiego miałam okazję używać. Okropnie intensywny, drażniący wręcz nozdrza zapach, twardo-tępa konsystencja, trudne emulgowanie, słabe działanie pod względem usuwania SPF-u/makijażu i wywoływanie pieczenia oczu. Jestem na N I E. PS zużyłam je w chyba dwa tygodnie...

Masełko zamknięte jest w plastikowym słoiczku o pojemności 45g. Konsystencja zbita, trudno wyciąga się z opakowania. Kolor pomarańczowy o zapachu brzoskwini. Masełko ma dobry skład nadaje się do pierwszego kroku w oczyszczaniu dwuetapowym. Delikatnie szczypie w oczy. Nie rozpuszcza do końca wodoodpornego makijażu. Po rozsmarowaniu na twarz trudno się zmywa ponieważ przez dłuższy czas czuć tłustą warstwę. Ogólnie produkt nie jest zły jednak używałam o wiele lepsze mydełka z których byłam zadowolona. To oczywiście zużyje do końca jednak nie kupię ponownie.

Działanie: Produkt ma rozpuszczać makijaż, ale i pielęgnować naszą skórę. I o ile z demakijażem radzi sobie naprawdę źle, tak o działaniu pielęgnacyjnym ciężko się wypowiedzieć kiedy olejek muszę zmyć oczyszczającym cerę żelem. Inaczej zatka moje pory i kolejny dzień przywita mnie wysypem roonycj krostek. Co jeszcze dorzucę do faktu, że przed brzoskwiniowym masłem Lirene nie kłania się nawet najzwyklejszy tusz? Podrażnienie oczu. Kosmetyk tworzy na oczach paskudną mgłę, której naprawdę ciężko się pozbyć. Mam wrażliwe oczy i zawsze biorę na to poprawkę, ale tutaj producent przeprowadził zamach na moich gałkach. Konsystencja: Zaskakująco gęsta i dość tempa. Spodziewałam się rozpływających się do formy olejku konsystencji, którą na twarz nakładam lekko i bez niepotrzebnego rozcierania. Niestety. Trzeba poświecić tej czynności chwilę. Zapach: To największy plus tego kosmetyku. Masełko do demakijażu Lirene pachnie soczystą brzoskwinią i szczerze uwielbiam takie smaczne zapachy. Nawet ta olejkowa baza nie jest w stanie przebić się przez owocowe nuty. Opakowanie: Biorąc pod uwagę dość zbitą konsystencję, odkręcany plastikowy słoiczek jest tutaj najlepszym wyjściem. Nie dajcie się tylko nabrać na rozmiar opakowania, które sprytnie sugeruje o wiele większą gramaturę. Wrażenia końcowe: Rozumiem, że olejkowa formuła mogła się nie sprawdzić dla konkretnego typu cery - moja normalna/mieszana skóra nie zawsze dobrze reaguje na tak bogate formuły. Olejek do demakijażu zmyty oczyszczającym żelem do twarzy nie szkodził mojej cerze, ale też nie spełniał swojego zadania. Nie wymagam zmycia wodoodpornych formuł (chociaż byłoby to idealnym rozwiązaniem), ale ten produkt nie radzi sobie nawet z codziennym tuszem… A to w mojej ocenie dyskwalifikuje produkt jako ułatwiający demakijaż krok w codziennej pielęgnacji. Wolę sięgnąć po płatek kosmetyczny i płyn micelarny, który z tym samym tuszem radzi sobie bezproblemowo. To takie „ułatwienie”, które wymaga od nas kolejnych kroków.

Masełko do demakijażu z Lirene kupiłam w jakiejś promocji za kilkanaście złotych - także cena dobra. Za plus wychodzi też bardzo ładny brzoskwiniowy zapach.. Ale jeśli chodzi o działanie to tutaj zaczynają się schody... Po pierwsze zostawia mega tłustą warstwę, której nie da się zmyć np. delikatnym produktem do oczyszczania twarzy. Radził sobie z tym jedynie żel micelarny (z tej serii). Jeśli chodzi o zmywanie makijażu to nie mam do niego wielkich zastrzeżeń, bo na co dzień nie maluje się "na bogato" - zazwyczaj jest to jakiś korektor i krem z filtrem. Maskary często nie dymywało, dopiero w drugim kroku oczyszczania to robiłam. Bardzo się na tym produkcie zawiodłam.

Masełko dostałam niejako w spadku od córki 21 latki ,ale niestety tak jak i u niej nie sprawdziło się zupełnie. Nawet nie wodoodporne kosmetyki trudno było mi zmyć. Samo masełko posiada gęstą i zbitą konsystencję, powoduje że wydobycie go z opakowania wcale nie jest proste. Kosmetyk pachnie bardzo ładnie, czuć tutaj brzoskwinię. Użycie jest naprawdę proste, wystarczy rozetrzeć go za pomocą lekko wilgotnych dłoni i zabrać się za demakijaż. Przy tym zadaniu radzi sobie dla mnie słabo. Przede wszystkim potrafi okropnie szczypać w oczy i zaczerwieniać je. Córka głównie dlatego oddała mi kosmetyk. Dodatkowo jest mało wydajny, mimo tego, że starałam się używać go jak najmniej. Mimo zapewnień producenta i tak pozostawia na skórze tłustą, czasami trudną do zmycia warstwę. Pomimo wielu prób dla mnie szczypanie w oczy wykreśla go z mojego demakijażu, Zużyłam ale jak najdalej od moich oczu.