Mały koszmarek. Plus jest jeden- krzywdy nie robi. W ogóle nic nie robi...
Po bardzo przyjemnym spotkaniu z pianką do mycia twarzy tej marki postanowiłam pójść za ciosem i przetestować kolejny kosmetyk spod szyldu Stars from the Stars. Padło na matujący krem do twarzy. Moja cera jest mieszana, strefa T przetłuszcza mi się dość mocno, natomiast boki bywają przesuszone. Do tego jest wrażliwa.
Opakowanie kremu prezentuje się bardzo ładnie. Moim zdaniem szata graficzna jest urzekająca, zarówno kolory, jak i napisy. Jest też czytelna i zawiera wszystkie najważniejsze informacje. Tubka wykonana z dobrej jakości plastiku. Zamykana na klik, zatyczka skutecznie zabezpiecza produkt, jest też po prostu bardziej wygodna, niż chociażby zakretka. Opakowanie zawiera 50 ml kremu.
Bardzo podoba mi się zapach. Jest świeży, z łagodnymi nutami cytrusowymi. Nie drażni, pozostaje na skórze kilkanaście minut po aplikacji, potem się ulatnia. Konsystencja również jest jego mocną stroną. Dość gęsta, ale nie tępa. Bardzo gładko się rozprowadza, nie roluje się. Wchłania się może nie do matu, ale prawie w całości. Coś tam czuć, że na twarz nałożyliśmy, bardzo delikatny film. Oczywiście się nie lepi. Data ważności to 6 miesięcy od pierwszego otwarcia. Skład bardzo mi się podoba, zawiera 98% składników pochodzenia naturalnego. Formuła jest wegańska. Krem przeznaczony jest zarówno do pielęgnacji dziennej, jak i nocnej.
Teraz przerwa na żart. "Zapobiega nadmiernej produkcji sebum, jednocześnie nie dopuszczając do przesuszenia cery(...) Pielęgnuje i nawilża". To oczywiście obietnice producenta, które zupełnie się nie sprawdzają. Mogłabym mu wybaczyć ten brak matu, ale nawilżenie to jest absolutna podstawa podstaw. Chwilę od aplikacji już czuję potrzebę nawilżenia, a nawet lekkie ściągnięcie. Po kilku godzinach skóra wręcz zaczyna błagać o nawilżenie. Nie odżywia, nie regeneruje, nie nawadnia. Nie zapobiega powstawaniu niedoskonałości nie robi nic, praktycznie, jakbyśmy niczego na tę twarz nie nałożyli. Myślałam, że to kwestia ilości, więc za każdym razem dokładałam go więcej i więcej. Obietnic nie spełnił, a skończył się ekspresowo. Faktem jest, że jest delikatny, odpowiedni dla cery wrażliwej, bo nie podrażnia ani nie zapycha. Nic złego nie zrobił nawet wtedy, kiedy dostał się w okolicę oczu (a moje są wyjątkowo wrażliwe, lubią na kremy reagować szczypaniem i łzawieniem). Sprawdza się również pod makijaż, podkłady, pudry i korektory dobrze z nim współpracują. Wszystko to jednak nie ma większego znaczenia, bo nie spełnia swojej podstawowej roli. Dla mnie bubel do omijania szerokim łukiem.
Zalety:
- zapach
- konsystencja
- szybko się wchłania
- nie podrażnia, nie zapycha
- delikatny również w okolicy oka
- nadaje się pod makijaż
- ładne i funkcjonalne opakowanie
Wady:
- nie nawilża
- nie matowi
- nie odżywia
- nie regeneruje
- strasznie niewydajny
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie