Claresa Glow Eyeshadow Perłowy cień do powiek

Posiadam odcień 03 Aurora w tonie przełamania różu i fioletu. Produkt w plastikowym opakowaniu wkręcanym. Dość trwałe i praktyczne. Produkt nie ma wyczuwalnego zapachu. Z minusów produkt się sypie, w opakowaniu szczególnie. Sama konsystencja jest prasowana, ale lekko miękka. Efekt wykończenia jest z ładnym subtelnym błyskiem i rozświetleniem. Na oku trzyma się dobrze choć z czasem bez bazy roluje się w załamaniach. Konsystencja do współpracy z innymi kosmetykami jest zadowalająca. Wydajność jak najbardziej wystarczająca. To fajny cień tak na codzień na szybki makijaż. Efekt na oku jest subtelny i to plasuje do wyżej niż inne cienie.

Najpierw miałam odcień 11 Golden Blonde-idealnie wyważone szampańskie złoto. Bez żółtych czy miedzianych tonów, ale też nie idące w srebro, świetny odcień rozświetlający-czy to w kąciki, czy do dolnej powieki(nie umiem kompletnie podkreślać dolnej powieki, dlatego mój sposób tam to podkreślenie dolnej linii rzęs jasnym połyskiem), czy na całą górną z czarną kreską, to naprawdę udany kolor. Niestety przeprowadzka zweryfikowała jedną w większych wad tego produktu-kruchość oraz miękkość. Mimo porządnego zabezpieczenia opakowania oraz ostrożności, cień pokruszył się w drobniutki mak. Teraz mam odcień o wdzięcznej nazwie Aurora-taka jasna i chłodna lilia. Moje odcienie to błyski, owszem, ale zdecydowanie bardziej stonowane, to dla mnie bardziej satynowa perła z malutką ilością drobinek, coś typowo do dziennych makijaży. Fanki brokatu, wielowymiarowości oraz mieniących się kolorów mogą czuć tutaj niedosyt. Jak już wspomniałam-cienie są miękkie oraz kruche. Pod dotykiem pędzlem lubią się pylić(aczkolwiek dobrze nabierają się na włosie), a co za tym idzie-mogą się osypywać. Ja i tak wolę je nakładać palcem, gdyż wtedy mają lepszą przyczepność do powieki i dają bardziej nasycony efekt(pigmentacja tutaj jest dobra, ale wymaga budowania oraz dokładek). Dużo też tutaj zależy od użytej bazy-na klasycznej(u mnie Hean w słoiczku lub Inglot w tubce) dają lżejszy efekt, takiej mgiełki koloru z subtelnym połyskiem. Jeśli zaś nakładam je na typową bazę pod brokaty(Nyx Glitter Glue lub jego odpowiednik z Lovely) wykończenie to już mocno kryjący kolor z perłowym efektem zbliżającym się do wykończenia foil. W obu przypadkach wygląda ładnie na powiece :) Od bazy zależy też trwałość tych cieni na skórze(mam tłuste oraz opadające powieki). Chociaż się nie rolują/zbierają w załamaniu to jednak w ciągu dnia lubią się wycierać oraz blaknąć. Na zwykłej bazie już po 4-5 godzinach pigment jest mocno wyblakły oraz rozmyty, na klejach do brokatów dopiero po 7-8 godzinach zaczyna delikatnie tracić nasycenie. Nie zauważyłam by drobinki w większym stopniu migrowały na policzki, więc tutaj plus. Nie podrażniają oraz nie uczulają, a mam wrażliwe oczy oraz skórę z dużą skłonnością do alergii kontaktowych.

Lubię eksperymentować ze stosowanymi cieniami do powiek mimo, że i tak najczęściej jestem w tym temacie dość zachowawcza i najczęściej wybieram kolory wpadające w brąz, beż albo złoto. Tym razem jednak postanowiłam poeksperymentować i szukałam dla siebie błyszczącego cienia w kolorach srebra. Sama na co dzień zdecydowanie bardziej preferuje złoto nie tylko na powiekach, ale i w biżuterii, więc nie do końca byłam pewna, jak często będę miała okazję stosować srebrzysty cień, dlatego też nie chciałam za niego przepłacać. Ostatecznie zdecydowałam się na propozycję od marki Claresa, którą udało mi się zakupić na stronie jednej z drogerii internetowych. Kosmetyk zamknięty jest w opakowaniu w formie małego słoiczka. Wykonane zostało ono z plastiku. Denko posiada czarną barwę, góra zaś jest całkowicie przeźroczysta. Umieszczono na niej, za pomocą złotej czcionki, najważniejsze informacje o produkcie, takie jak jego nazwa czy logo producenta. Cena regularna cienia nie jest wysoka, ponieważ wynosi około dwunastu złotych. Dodatkowo kosmetyk dostępny jest w naprawdę wielu pięknych i ciekawych odcieniach. Z racji tego, że poszukiwałam wówczas srebrnego odcienia, zdecydowałam się na kolorek o nazwie 01 Frosty Morning. Jest to naprawdę przepiękny, wielowymiarowy, srebrny kolorek, pełen mieniących się drobinek brokatu. Łatwo daje się aplikować zarówno palcem jak i pędzelkiem. Warto zastosować pod niego specjalistyczną bazę. Ma pełne krycie. nie jest to zwykły topper. Jego blask nie jest płaski, a naprawdę robi robotę. Jedyne, co mi się w nim nie podoba to średnia trwałość i to, że osypuje się dość szybko na dolną powiekę oraz policzki. Cień od marki Claresa to prawdziwy wielowymiarowy cudak, który zdecydowanie sprawia, że każdy makijaż oka wygląda po prostu ciekawiej. Chętnie zakupiłabym go także w innych odcieniach. Zdecydowanie polecam.

Te cienie nawet w cenie regularnej są bardzo przystępne cenowo. W swojej kolekcji mam aż trzy odcienie: 11,13 i 14. Przy regularnym używaniu dość szybko pojawiło się denko, jednak mają też małą pojemność. Chętnie dokupię kolejne kolory, ponieważ pracują rewelacyjnie. Nie osypują się na powiece, są doskonale napigmentowane i świetnie łączą się z innymi cieniami do powiek. Na dolnej powiece wyglądają przepięknie, ładnie sie blendują. Dla mnie jest to hit. Plus również za to, że możemy wybrać spośród kilkunastu kolorów.

Kupiłam go z polecenia Klaudii Cukier Puder i wybrałam właśnie ten odcień którego ona używa-nr13 Beige on fire. Zazwyczaj nie sięgam po pojedyncze cienie bo mam tyle palet że staram się zużywać to co mam ale dałam się skusić. Zapłaciła za niego 8zł a kolor jest na tyle uniwersalny bo to takie złoto że podpasuje każdemu typowi urody. Zamknięty jest w zwykłym plastikowym opakowaniu. Jest ono okrągłe z odkręcana górą . Cień jest niezwykle miękki i aksamitny. Ja nakładam go palcem bo taka formulacja pozwala na to bez problemu. Nic się nie osypuje, cień idealnie przykleja się nawet do gołej powieki i przez cały dzień wygląda idealnie, delikatnie matalicznie. Nie zbiera się w załamaniach, nie roluje , nie blaknie nawet po całym dniu noszenia. Ten kolor na oku, czarna/brązowa kreska , wytuszowane rzęsy i makijaż gotowy. Nie trzeba się bawić w cieniowanie, blendowanie . Na prawdę tani produkt który na oku wygląda luksusowo , Polecam wypróbować.

Uwielbiam ten cień. Mam odcień 04 i jest to piękne połączenie koloru szampańskiego z kolorem złotym. Nakładam cień palcem, na powiekę z cienką warstwą korektora. Cień utrzymuje się cały dzień w stanie nienaruszonym. Przede wszystkim nie wchodzi w załamania powieki i nie osypuje się. Przez cały dzień drobinki nie tracą blasku. Cień ładnie podkreśla kolor oczu, makijaż jest bardzo ładnie dopełniony. Z pewnością kupię kolejne kolory. Polecam z całego serca.

...czyli do nałożenia palcem na całą powiekę i zrobienie efektu wow! Posiadam 3 odcienie: 12 ROSE GOLD, 13 BEIGE ON FIRE, 14 COPPER ROSE. Cienie pięknie się mienią i po prostu robią całą robotę, nawet nałożone solo, a tak je właśnie nakładam na co dzień. Konsystencja ich jest delikatna. Odcienie nr 12 i 14 są cały czas sprasowane i mają się świetnie, niestety odcień nr 13 przyszedł do mnie w proszku i mimo przyklepania cały czas się rozsypuje, więc trzeba uważać. Za to z całej trójki to właśnie nr 13 jest najbardziej metaliczny. Cienie trzymają się bardzo dobrze i co najważniejsze nie wchodzą w załamania, co robiły cienie metaliczne z Paese. Widać, że po całym dniu delikatnie znikają z powieki, ale wszystko wygląda bardzo estetycznie. POLCEAM! Perełki za dosłownie grosze!

Wystarczy, że delikatnie dotkniecie wypraski a pigment przeniesie się na palec, roztarty na dłoni daje mokre wykończenie mimo, że aplikowany jest na sucho. Strach pomyśleć jaki efekt dadzą te cienie nałożone na powiekę na mokro albo na bazie np do pigmentów... Ło matko nie chcę myśleć, od razu klękajcie narody a najlepiej włóżcie okulary bo blask was porazi. Ja nakładałam cienie tylko na korektor, który nakładam pod każde cienie a blask pozostał nienaruszony przez dobre 10 godzin (mimo tłustej powieki). Jestem zachwycona tymi cieniami. Mogłyby śmiało konkurować z wysokopółkowymi produktami. Ja mam jak na razie 3 kolory: 04 chilled champagne, 05 frozen shake i 11 golden blonde. Uwierzcie mi, znając siebie, nie poprzestanę tylko na tych 3

Cienie zachwyciły mnie ilością odcieni - każdy znajdzie coś dla siebie: chłodne srebra, cieplejsze złota i dla odważnych trochę koloru. Opakowanie nie jest spektakularne - typowy plastik, ale pamiętajmy o cieniu, który kosztuje około 10 zł. Zawartość - jak na Claresę przystało - cienie są miękkie, idealne do nakładania palcem. Pięknie błyszczą nałożone na "gołą" powiekę, a co dopiero na glitter primer! Zdecydowałam się na odcień rose gold - on plus bronzer w załamaniu i makijaż gotowy! Cień nie osypuje się, po całym dniu lekko zbiera mi się w załamaniu, ale wystarczy to rozklepać i znowu makijaż wygląda jak nowy.