Balsam ten kupiłam zaraz po premierze, bo tak bardzo mnie kusił. A potrzebowałam też czegoś nowego do demakijażu, więc idealnie się złożyło. Naprawdę, nie kłamię - czasami rzeczywiście kupuję kosmetyk, bo go potrzebuję :D. Kosztował mnie chyba połowę ceny z jakimś kodem rabatowym, także dobry deal.
Od początku swojej przygody z makijażem byłam wierna płynom micelarnym. Dopiero w zeszłym roku lub dwa lata temu przekonałam się do innych produktów. Teraz nie wyobrażam sobie powrotu do płynu i wacika. Tym razem szczególną miłością obdarzyłam olejowy balsam marki Bielenda Professional z serii Clean Comfort. Podjęłam ryzyko, kupując go zaraz po premierze, kiedy nie miał jeszcze żadnych opinii, ale na szczęście okazał się istnym cudeńkiem, mazidłem marzeń. Aplikujemy go w małej ilości na suchą skórę pokrytą makijażem i delikatnie masujemy. Uczucie nie do opisania! Swoją konsystencją przypomina balsam do ciała wymieszany z olejem kokosowym, ale to nie wszystko. Na skórze, podczas masowania, zamienia się w super aksamitne, jedwabiste mleczko. Rozpuszcza w mgnieniu oka nawet najbardziej uparte kosmetyki, jak wodoodporny tusz do rzęs czy mocno zastygająca pomadka. A następnie z łatwością zmywa się wodą, choć oczywiście nie możemy zapomnieć o kolejnym kroku, czyli oczyszczaniu. Skóra po takim demakijażu jest miękka, czysta i zadowolona, gdyż nic nie naruszyło jej bariery ochronnej. Świetna opcja dla cer suchych i wrażliwych, lecz tak naprawdę dla wszystkich, uwzględniając tłuste i trądzikowe. Tym drugim zapewniam, że tutaj nie ma prawa nic zapchać Waszych porów, o ile poprawnie oczyszczacie skórę. W składzie balsamu znajdziemy witaminę E, olej ryżowy oraz fermentowane oleje. Zauważyłam, że regularne stosowanie zmniejszyło moją tendencję do przesuszających się boków twarzy. Nawet taki szybki etap w pielęgnacyjnej rutynie potrafi dużo zmienić, jak widać. I już wiem, że do tego produktu wrócę, polując na promocję :D. Zdecydowanie top na mojej liście pewniaków z kategorii demakijażu i oczyszczania <3.
Zapach ma bardzo delikatny, ale też bardzo przyjemny. Czuję tutaj coś drzewnego i kremowego, trochę wręcz męskiego. Za każdym razem napawam się tym aromatem, bo jakoś dobrze na mnie wpływa.
Opakowanie to miękka, biała tuba z zamknięciem od dołu typu zatrzask. Na początku łatwo wydobywało się balsam ze środka, ale im jest go mniej, tym trudniej wyciskać. Mam go w środku jeszcze sporo, jednak czuję, że w pewnym momencie przecięcie tuby będzie nieuniknione. Najwyżej zmienię mu opakowanie na jakiś słoiczek ;). Szata graficzna jest dość apteczna i minimalistyczna, ale to nie problem - takie również mają swój urok. Całość jest w porządku jakości. Pojemność to super wydajne 150ml.
Zalety:
- Jedwabista, olejowa konsystencja, która podczas masowania zamienia się w mleczko
- Sprawnie rozpuszcza nawet najbardziej uparte kosmetyki
- Z łatwością zmywa się wodą
- Delikatny dla oczu
- Nie narusza naturalnej bariery skóry
- Przyjemny zapach
- Dobrej jakości opakowanie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie