La-Le Day in the city, Krem do twarzy anti-pollution 

Jakieś dwa-trzy lata temu zainteresowałam się marką La-Le. A to jakiś krem do twarzy, a to pomadka do ust, innym razem tonik, dezodorant i tak dalej. I niestety muszę powiedzieć, że jest... nierówno (hity i kity). Kupiłam komplecik "Day and night in the city" ze strony internetowej producenta i póki co mogę się podzielić opinią jedynie kremem na dzień - ten na noc musi jeszcze poczekać. Nadmienię, że przy produktach z "La-Le" trudno stwierdzić, do jakiej cery co stosować - etykiety informują o składnikach i potencjalnym działaniu (przynajmniej od jakiegoś czasu, wcześniej tej części o działaniu... nie było). Na potrzeby recenzji - moja cera jest sucha, skłonna do przesuszeń, okresowo kaszka na czole, pojedyncze wypryski. Działanie? Krem jest w kolorze lekko zielony, ładnie pachnie, ale... twarz po nim bardzo się błyszczy. W odczuciu jest trochę tłusty, w dodatku delikatnie piecze po nałożeniu. Poza pieczeniem nie wywołał podrażnienia czy zaczerwienienia. Niestety określiłabym ten krem mianem "pryszczogennego". Zużyłam połowę opakowania i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że ta obserwacja nie jest wynikiem przypadku. Po odstawieniu stan cery ulegał poprawie. Powrót skutkował zwiększeniem obszaru kaszki na czole i powstaniem pojedynczych wyprysków na policzkach i brodzie. Nie zauważyłam nawilżenia czy odżywienia skóry. Co do zanieczyszczeń miejskich - trudno stwierdzić, czy krem na tym polu jakoś specjalnie pomaga. Skład? Naturalny. Firma chwali się wykorzystaniem ekstraktu z mchu, czego do tej pory nie spotykałam w kosmetykach. I tu trzeba się trochę wczytać. Na froncie słoiczka wymieniony jest "ekstrakt z mchu". Jako takiego ekstraktu z mchu w składzie nie ma. Na stronie producenta pada hasło: "Moss Cell Tec". Po wygooglowaniu wychodzi na to, że trzeba szukać w INCI: "Phytol (and) Isomalt (and) Aqua". Takie trzy składniki już w składzie kosmetyku są. Nie zauważyłam jednak działania WOW w jakimkolwiek zakresie przy tym produkcie, więc nie wiem, czy rzeczywiście jest się czym zachwycać. Może jako ciekawostka kosmetyczna? Dodatkowo mamy zieloną herbatę (Camellia Sinensis Leaf Water i Camellia Sinensis Leaf Extract), która może odpowiadać za ładny, świeży zapach i działać tonizująco, wzmacniająco, oczyszczająco. Bioferment z ryżu (Lactobacillus/Rice Ferment Filtrate) i kombucha (Saccharomyces/Xylinum/Black Tea Ferment) to modne składniki, regenerujące i antyoksydacyjne. Także w teorii wszystko w składzie wygląda ładnie. Opakowanie? Szklany słoiczek. Na szczęście mam własną szpatułkę do kremu, ale szkoda, że nie jest takowa dołączana do zestawu. Cena ? Dość wysoka - wyjściowo 79 zł, w promocji różnie, ok. 55-60. Gdyby się sprawdził, pewnie bym nawet nie mrugnęła okiem. A tak? Oddałam połowę opakowania komuś w rodzinie, żeby nie zmarnować produktu. Podsumowanie? Nie kupię ponownie. Nie umiem nawet stwierdzić, komu by się ten krem sprawdził. Może cerom bez jakichkolwiek zaskórników? Odpornych na wszystko z wyjątkiem... smogu?