Isana Maska w płachcie `Lew` 

Maseczka w płachcie Isana „Lew” intensywne nawilżenie, mango i papaja. Jest to maska z ładnym nadrukiem w cętki jak u lamparta. ;) Maska dobrze trzyma się na twarzy, nie zsuwa się. Jest bogato nasączona płynem, wyjmując ją z opakowania trochę skapnęło mi na podłogę. Esencja, która została w opakowaniu, wystarczyła mi jeszcze na kilka użyć, jak serum. Zapach ma taki, że z niczym mi się nie kojarzy, jest raczej delikatny. Maseczka dobrze nawilża skórę. Producent zaleca trzymać ją minimum 10 minut. Ja trzymałam 15, a pod koniec czułam jakby delikatne mrowienie? Coś w tym stylu. #zakupwłasny #pielęgnacjatwarzy #maskawpłachcie

Czy to Lew czy to Gepard kto wie. Myślałam że lwy nie są w cętki ale na Safari nie byłam więc sama nie wiem. :) Maskę kupiłam za grosze w Rossman coś ok 5 zł więc super cena. Miałam już dużo różnych maseczek z ISANA więc też nie mam zbyt dużych oczekiwań. Maska naprawdę jest idealnie skrojona, to chyba pierwsza moja maska która tak pasuje, więc zgadzam się z opinią poprzedniczek. Pierwsze co to uderza nas mocny zapach czegoś w stylu papaja, melon, mango taki egzotyczny owoc. Mi osobiście ten zapach średnio pasuje ale już na twarzy nie czułam go tak intensywnie. Po użyciu maski w moim wypadku skóra była dosyć mocno napięta, nie czułam takiego nawilżenia jak bym oczekiwała a szkoda. Warto dodać że mam skórę suchą, zaczerwienienia ze skłonnością do wyprysków, więc niestety jest trochę wymagająca. Za jej kształt mega plus ale przez działanie to raczej nie kupię, nawet za 5 zł bo boję się że przy częstszym stosowaniu mogłaby zrobić krzywdę. :(

Tę uroczą maseczkę udało mi się kupić za niecałe 4 zł. Muszę przyznać, że bardziej od obiecanych efektów przyciągnęła mnie grafika. Po pierwsze, płachta jest niesamowicie dobrze ze wycięta. Idealnie się ułożyła na mojej twarzy, byłam miło zaskoczona - zazwyczaj nie jest tak pięknie. Esencji jest sporo, płachta się dobrze trzyma twarzy, nie zjeżdża, można coś robić podczas trzymania. Po ściągnięciu szybko się wchłania, co mnie również ucieszyło, bo nie lubię lepkiej warstwy na twarzy. Efekty to lekko nawilżona skóra, posiadam cerę tłustą wrażliwą, dla mnie to nawilżenie jest wystarczające, ale nie nazwałabym jej maską silnie nawilżającą. Nic mnie nie podrażniło. Naprawdę spodobał mi się nadruk na tej masce, fajny dodatek do codziennej rutyny pielęgnacyjnej, lepiej uprzedzić otaczające osoby o zamiarze zamiany w lwa :D Polecam tym co chcą mieć trochę radości z pielęgnacji i uzyskać lekkie nawilżenie.

Jestem ogromną zwolenniczką masek w płachcie, to dla mnie miłe urozmaicenie codziennej pielęgnacji i przy okazji jej zintensyfikowanie dzięki okluzji płynącej z materiału. Na tę zamkniętą w przeuroczej i słodziutkiej niczym landrynka saszetce oraz o nazwie Lew natrafiłam w Rossku. Zapłaciłam jakąś niewygórowaną kwotę. Po otwarciu saszetki ukazuje się nam płat bardzo bogato nasączony esencją oraz o grafice w cętki, dzięki czemu po aplikacji mamy okazję zamienić się na kilkanaście minut w lwa. Osoby lubiące takie bajery z pewnością będą usatysfakcjonowane. Tkanina nie jest jakoś szczególnie gruba, ale nie rwie się i jest dopasowana do twarzy, z dobrze wyciętymi otworami. Zaś zapach jest subtelny i przyjemny. Esencja nie jest również uciążliwie lepka, jak to nieraz bywa, więc i tutaj nie mam się do czego przyczepić. Co do efektów, jestem zadowolona, gdyż są odczuwalne. Buźka po zdjęciu płachty stała się przyjemniejsza w dotyku, delikatnie nawilżona i ukojona. Co prawda producent obiecuje, iż rezultaty w postaci nawilżenia i odżywienia będą intensywne, mnie cieszą już te otrzymane. Lepsze takie aniżeli żadne. Na koniec jeszcze słowa dwa o INCI. Mamy tutaj dobroci w postaci: * nawilżającej gliceryny * odżywczego wyciągu z owoców palmy kokosowej * redukującej utratę wody z naskórka betainy * wyciągu z papai zawierającego papainę, czyli enzym rozpuszczający martwy naskórek * będącego przeciwutleniaczem ekstraktu z owoców Zanthoxylum Piperitum * tonizującego i odświeżającego ekstraktu z arbuza * bakteriobójczego i przeciwzapalnego wyciągu z kwiatów wiciokrzewu japońskiego * rozjaśniającego wyciągu z owoców grejpfruta * nawilżającego i odżywczego ekstraktu z mango * mocno nawilżającego kwasu hialuronowego. Szkoda tylko, iż phenoxyethanol znajduje się wyżej w składzie niż większość z tychże dobroczynnych ekstraktów. Oznacza to, iż nie występują one w stężeniu większym aniżeli 1%. Reasumując: maska lew jest warta wypróbowania. Dodaje nawilżenia i miękkości skórze. Może nie są to jakoś super intensywne efekty, ale odczuwalne. Do tego mamy ciekawy nadruk na płachcie, więc maseczka będzie super prezentem dla lubiących domowe SPA nastolatek i nie tylko. Polecam!

Maska świetnie nawilża ale nie aż tak intensywnie wiec dla ludzi z przesuszona skórą nie będzie odpowiadać. Maska w użytkowaniu jest wygodna i całkiem chłodząca co daje fajny efekt, lecz nie przykleja się całkowicie do twarzy przez co po krótkim czasie może odpaść . Niestety cena nie odpowiada jakości więc jest to nieopłacalne.

Maseczka przyciągnęła mój wzrok ze względu na bardzo ciekawy nadruk na płachcie - wzór lwa. Maseczka jest mocno namoczona w emulsji ,dzięki czemu skóra faktycznie ma co wchłaniać. Płachta jest mocno uniwersalna - można ją dopasować do każdego kształtu twarzy. Maseczka mocno nawilża skórę, dając jej wspaniały efekt wygładzenia.

Maseczka w płachcie zamknięta jest w ładnej saszetce. Zapach delikatny wyczuwalny. Tkanina dobrze nasączona. Przylega idealnie do twarzy. Maseczkę nałożyłam na oczyszczoną skórę. Zostawiłam na 10 minut. Po tym czasie tkanina była jeszcze delikatnie wilgotna. Ściągając płachtę skora była mokra. Po chwili reszta esencji wchłoneła się i pozostawiła delikatnie lepką warstwę. Nie podrażnia skóry. Nie zatyka porów. Maseczka całkiem dobra. Trochę odżywiła, nawilżyła i odświeżyła skórę. Taki dobry dodatek do pielęgnacyjnej wieczornej rutyny. Maseczka nie dostarcza intensywnego nawilżenia skóry, ale jest to nawilżenie zadowalające. Taka poprawna tania maseczka. Według producenta maseczka zawiera ekstrakt z orzecha kokosowego, mango, papai, arbuza i gliceryna roślinną. Zalety: Odświeża Odżywia Nie podrażnia skóry Tkanina wzorek centki Bardzo delikatnie nawilża

Jeżeli ktokolwiek kojarzy moje recenzje, to wie, że darzę atencją maseczki do twarzy na płacie, a te z Isany szczególnie. Tyle ich już użyłam, że są to moje pewniaki, wiem jak działają i czego po nich się spodziewać. Maseczka Lew było naturalną koleją rzeczy, by ją przetestować. Kolorowe, śliczne opakowanie z dzikim kotem z wiankiem z kwiatów, trzymającego w łapce różę. Tylko, że... to nie jest lew. Ewidentnie widać tam cętki, a, jak wiadomo, te posiada lampart. Podwójnie mnie to rozbawiło: że producenci się nie zorientowali, ani nikt tutaj. Oczywiście płachta zadrukowana pyszczkiem lamparta z cętkami, nosem i wąsami. Zapach jest - delikatny i niezbyt ładny, ale spokojnie da się wytrzymać. Ciężko go sprecyzować - jakby jakieś owoce, najbardziej czuję wśród nich coś cytrynopodobnego. Maseczka zawiera owocowe ekstrakty, więc to logiczny krok. Trzymałam ją na twarzy 10 minut i nie podrażniła mnie, ani nie uczuliła, choć mam wrażliwą cerę. Jedyne, co zauważyłam to mocna dawka nawilżenia. Nie czułam wygładzenia skóry, ale też nie lepiła się ona po masce, tak, jak zazwyczaj, więc może dlatego ja odczułam tylko to, a inne użytkowniczki słabe nawilżenie.

Nie powiem, maskę kupiłam ze względu na uroczy wygląd.. jest naprawdę słodka :) To kolejna tkanina która jest dużo za duża na moją twarz i co chwilę muszę ją poprawiać bo mi co chwilę zjeżdża w okolicy ust, ale nie biorę tego pod uwagę w trakcie oceniania. Co do najważniejszego czyli działania, to producent mocno przecholowal to stwierdzenie o "intensywnym nawilżeniu". Nawilżenie rzeczywiście jest, ale nie w jakimś stopniu żeby poczuć efekt wow. Myślę że takie nawilżenie można uzyskać za pomocą po prostu kremu nawilżającego, a wtedy ta konkretna maska w płachcie staje się niestety zbędna... Lepiej jest wydać parę zł więcej na jakaś inną, o naprawdę intensywnym nawilżeniu. Generalnie nie zauważyłam na mojej twarzy jakiegoś spektakularnego efektu, w trakcie trzymania jej szczypaly mnie okolice ust i czolo (nie miałam żadnych otwartych ran) a po skończonym spa miałam twarz czerwona jak burak, po nocy zaczerwienie zeszło.

Tą maseczkę kupiłam w rossmannie z ciekawości i chciałam ją przetestować. Mam mieszaną cerę trądzikową, która także posiada naczynka. Łatwo się przesusza i potrzebuje nawilżenia. Płachta jest bardzo nasiąknięta składnikami nawilżającymi, ale niestety mała, choć nożyczki mogą w tym pomóc by ją lepiej dopasować. Po zdjęciu maski czuć nawilżenie, ale nie takie duże jak po innej maseczce z isany. Po wykonaniu innych kroków pielęgnacji czuć duże nawilżenie, ale po jakimś czasie już nie, więc to nawilżenie nie trwa długo jeśli chodzi o nocną nawilżającą pielęgnację, a znam inną która utrzymuje to nawilżenie dłużej. Podsumowując, nie wiem czy kupię ponownie. Była ok, ale znam lepsze.

Maska charakteryzuje się bardzo ładną szatą graficzną oraz bardzo przyjemnym i ładnym zapachem . Po otwarciu tkanina jest złożona, na niej jest nadruk, jest cienka,trochę mała oraz dobrze nasiąknięta esencją. Po nałożeniu maseczki czuć przyjemne uczucie chłodzące (maska z lodówki) natomiast po chwili czuć pieczenia na skórze. Maska nie nawilża a jest typowo intensywnie nawilżająca .

Maska w płachcie od Isany krzyczała z półki kup mnie ;) Urocza kolorowa saszetka z rysunkiem pyszczka lwa z różanym wiankiem zamiast grzywy. Obietnica intensywnego nawilżenia, ekstrakt z mango oraz papają. Formuła bez mikroplastiku, produkt odpowiedni dla wegan, przebadany dermatologicznie, szybka i wygodna aplikacja w formie płachty i efekt chłodzenia. Natychmiast wrzuciłam do koszyka jako nowość do przetestowania. W składzie esencji mamy ekstrakty z orzecha kokosowego, mango, papai, arbuza, glicerynę roślinną brzmi kusząco. Saszetka jest poręczna, wszystkie niezbędne informacje dotyczące produktu zostały podane. Najlepiej otworzyć ja rozcinając nożyczkami. W pierwszej chwili wyraźnie poczułam zapach owoców egzotycznych wchodzących w skład esencji, zapach był intensywny z czasem intensywność słabła. Płachta była mocno zwinięta i ciężko było ją rozłożyć gdy już się uporałam idealnie leżała na twarzy. Esencji było bardzo dużo i nieco spływało po szyi i dekolcie. Otwory na usta i nos były idealnie dopasowane, nacięcia z boku pozwoliły naciągnąć płachtę od czoła po szyję. Płachta była miękka, delikatny materiał z którego została wykonana leżał jak opatrunek na twarzy. Trzymałam się wskazówek producenta, aplikacja trwała 10 minut. Przyjemny zapach oraz efekt chłodzenia umilał czas stosowania. Wcześniej trzymałam saszetkę w lodówce. Naprawdę bardzo przyjemna maseczka, nie wystąpiły reakcje alergiczne, podrażnienie czy pieczenie skóry suchej i wrażliwej. Po zalecanym czasie aplikacji płachta była nadal mokra, a sporo esencji zostało w saszetce. Wmasowałam resztki esencji w twarz, szyję i dekolt. Skóra była promienna, świeża, gładka i ukojona. Niestety obiecany efekt nawilżenia skóry był zbyt słaby. Nałożyłam krem nawilżający i makijaż wszystko dobrze razem współgrało. Nie wiem czy kupię ponownie możliwe, że latem skusze się ponownie.

Uwielbiam maski do twarzy, a szczególnie upodobałam sobie te w formie płachty. Są wygodne, łatwe w użyciu, po zabiegu wystarczy zdjąć i wyrzucić. Maseczki upolowałam w Rossku na promce za jakieś 4-5 złotych. Coraz częściej sięgam po produkty Isany, a jak tylko zobaczę coś z oznaczeniem 'Nowe', to aż sobie przyklaskuję !!! W swojej pielęgnacji najczęściej sięgam po maski nawilżające, bo wiem jak bardzo potrzebna jest solidna dawka nawilżenia dla skóry. Moja cera jest mieszana, mam rozszerzone naczynka, zwłaszcza na policzkach. Strefa T wyświeca się, natomiast policzki są przesuszone. Osoby które mnie czytają pewnie powiedzą ' O Boże ! A ta znoooowu wrzuca teksty o tej swojej kapryśnej cerze! ' ... no cóż ! Moja cera jest jak rozkapryszona panna ! Często mam problem z określeniem czego ona chce, ale nigdy nie gardzi jak funduję jej kosmetyki nawilżające. ✔OPAKOWANIE Opakowanie ma formę zgrabnej saszety. Na boku mamy wcięcie, które umożliwia otwarcie kosmetyku bez użycia nożyczek. Szata graficzna jest ładna, urocza z motywem lwa w otoczeniu kwiatów. Płachta jest bardzo przyjemna ! Mam wrażenie, że została skrojona specjalnie dla mnie. Wcięcia, nacięcia i wycięcia są w idealnych miejscach i sprawiają, że maskę założyłam ekspresowo! Tkanina jest delikatna, wytrzymała i bardzo obficie nasączona esencją. Jest jej na tyle dużo, że spokojnie można ją dokładać, albo zużyć jako serum następnego dnia. Esencja ma delikatny i przyjemny zapach, ale nie jestem w stanie do niczego go porównać. Mam wrażenie, że wyczuwam kwiatowe i słodkie nuty zapachowe. Formuła maski jest bez mikroplastiku. ✔OBIETNICE PRODUCENTA i MOJE ODCZUCIA Producent obiecuje nam intensywne nawilżenie skóry, jak to się u mnie sprawdziło? Maskę naniosłam na oczyszczoną skórę, nosiłam ją ok 15 minut. Po tym czasie maskę usunęłam, a esencję delikatnie wklepałam w skórę. Maska jest przyjemna, nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy, a buźka faktycznie jest nawilżona. W składzie znajdziemy wodę kokosową, betainę, ekstrakt z papai. Widzę też ekstrakty kwiatowe, które mogę odpowiadać za zapach który odczuwam. Maska jest przyjemna i być może do niej wrócę. Twarz jest przyswoicie nawilżona, mnie nie podrażniła.

Kupiłam maseczkę zachęcona nowością na półce, piękne opakowanie oraz oczywiście obniżoną ceną. Jako że ostatnio moja skóra przez dość nieskie temperatury walczyła z przesuszającą się skórą, ta maseczka miała okazać się zbawieniem dla niej. Na opakowaniu producent zapewnia, że maseczka zapewni intensywne nawilżenie, odżywi skórę, nada świeżości, a także będzie wyraźnie gładsza. Całemu procesowi ma towarzyszyć efekt chłodzenia. Już po nałożeniu jej na twarz czułam efekt chłodzenia. Ładnie pachniała, niczym szczególnym się nie wyróżniała po wyjęciu z opakowania. Na co zwróciłam uwagę, to to że maseczka była bardzo dobrze dopasowana do twarzy, nie musiałam jej w żadnym miejscu rozcinać, dopasowywać, była idealna kształtem. Moje zadowolenie niestety nie trwało długo. Chwilę po nałożeniu skóra zaczęła mnie okropnie piec. Stwierdziłam że no dobra, moja skóra była lekko przesuszona, ale żeby aż tak piekło? Byłam głupia że jej od razu nie wyrzuciłam do śmieci. Przestało piec po kilku dobrych minutach i dokończyłam proces, trzymałam tyle, ile pisało na opakowaniu. Po zdjęciu z twarzy moje poliki były lekko czerwone, ale nie dostałam żadnej alergii, po prostu maseczka podrażniła mi twarz. Poza tym wydawało się okej. Następnego dnia miałam spięta skórę, zaczerwienienia zniknęły, skóra wydawała się wygładzona i nawet towarzyszył jej ładny blask, jednak to ściągnięcie twarzy było okropnie odczuwalne, mimo że nałożyłam krem nawilżający na nią. Po południu zrobiłam makijaż, jak zwykle na krem nawilżający, no i pory były bardzo, bardzo widoczne. Dawno nie miałam czegoś takiego, wiedziałam że to wina tej maseczki. Kiedy minęły równo 24h po nałożeniu produktu, moja skóra zaczęła pękać, odchodzić płatami razem z makijażem. Sytuacja miała miejsce okolicach wewnętrznych kącików oczu i pod ustami, na brodzie. Jak dla mnie istne szaleństwo, to co zrobiła ta maseczka z moją skórą, już dawno takie coś nie miało miejsca na mojej twarzy. Niestety nigdy więcej nie skuszę się na ten produkt, choćby nie wiem jak ktoś mi go polecał. Przesuszenie skóry jest niemal dwukrotnie większe niż było, a po intensywnym nawilżeniu ani śladu.