Zacznę od tego, że mam skórę suchą w kierunku mieszanej, wrażliwą i delikatną. Zdarzają się u mnie podrażnienia albo reakcje alergiczne w postaci pieczenia / zaczerwienienia / krostek itp. Moja skóra zwykle nie ma skłonności do wyprysków, ale są takie składniki czy formuły, które ją zapchają i tak też bywa z filtrami.
Jednym z zapewnień producenta jest niekomedogenna formuła kremu i tę obietnicę spełnił. Nie zapchał mojej skóry, nie podrażnił jej ani nie uczulił. Nie jestem pewna jak się odnieść do szczypania w oczy, bo teoretycznie nie szczypie, ale wielokrotnie po jego użyciu odczuwałam pewien dyskomfort w okolicy oczu. Nie było to szczypanie, nie było też łzawienia, ale jakieś dziwne uczucie ciężkości, po prostu czułam, że potrzebuję go zmyć.
Nie jestem pewna skąd pomysł na nazwę Light Bodyguard, bo z lekkością on nie ma absolutnie nic wspólnego. Konsystencja jest BARDZO gęsta i tępa, przez co krem ciężko się rozprowadza i przede wszystkim okropnie się roluje! Niezależnie od tego czy nakładam go na suchą skórę bez żadnego innego kosmetyku (choć do tego się nie nadaje, bo nie jest w najmniejszym stopniu odżywczy), na serum czy krem nawilżający od razu zaczyna się rolować i nie da się tego uniknąć, bo jego konsystencja nie pozwala na delikatne i błyskawiczne rozsmarowanie, a im dłużej się go rozprowadza tym jest gorzej. Absolutnie dyskwalifikuje go to w używaniu pod makijaż, nakładanie na niego podkładu to katorga. Ponadto przez dobrą godzinę pozostawia tłustą, świecącą warstwę, dopiero później trochę się wchłania i od biedy można te zrolowane "kulki" pozdejmować z twarzy, ale kto ma na to czas? Ja na pewno nie, a jeszcze bardziej szkoda mi nerwów. Przy czym warto zaznaczyć, że nie wchłania się do matu ani satyny, nadal pozostaje tłusta warstwa, tylko nieco mniej niż na początku i nie jest lepka, ale po dotknięciu twarzy ręką zostaje na palcach tłusty film, jakbym wysmarowała dłonie masłem i ich nie domyła.
Na mojej skórze nawet po kilku godzinach pozostawia uczucie ciężkości, dopiero po zmyciu go czuję jakby skóra znów mogła oddychać (choć, tak jak pisałam wyżej, nie zapchał mnie).
No i wisienka na torcie, czyli opakowanie. Higieniczne i teoretycznie wygodne, bo z pompką, gdyby nie to, że przestała ona dozować krem, choć w opakowaniu jest jeszcze 1/4 produktu. Nie wiem czy to mój felerny egzemplarz z trefną pompką i inni nie mają tego problemu czy to ogólnie pompka nieodpowiednio dobrana do konsystencji kremu, ale nagle zrobiło się niehigienicznie i niewygodnie, bo konsystencja jest zbyt gęsta, żeby wydostać krem z opakowania w jakikolwiek inny sposób niż merdanie w nim końcówką pompki. Szczerze, raczej go nie dokończę, bo nie chce mi się z tym bawić i babrać.
Podsumowując, krem ma dobrą fotoprotekcję, krótki prosty skład, nie bieli, nie zapycha, nie podrażnia i na upartego pewnie można sobie z nim życie względnie ułożyć, tylko po co, skoro są inne kremy o takich samych zaletach, a bez wad Bodyguarda.
Zalety:
- fotostabilne filtry
- nie bieli
- niekomedogenny, nie zapycha
Wady:
- okropnie się roluje - na suchej skórze, na kremie/serum, pod podkładem
- gęsta, tępa konsystencja, krem ciężko się nakłada i rozprowadza
- pozostawia tłustą warstwę
- pozostawia uczucie ciężkości na skórze
- fatalna pompka niedostosowana do konsystencji - przestała dozować krem, choć w opakowaniu została 1/4 produktu (zdjęcie)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie