Paese Paese x Krzyszkowska, Tan Kissed, Bronzer w kremie 

Paese x Krzyszkowska Tan Kissed to bronzer w kremie, który od razu skradł moje serce – jest dosłownie stworzony do efektu naturalnej, zdrowej opalenizny, jakbyś właśnie wróciła z weekendu na plaży. Formuła jest niesamowicie kremowa, wręcz masełkowa, przez co rozprowadza się na skórze bajecznie łatwo. Można go nakładać palcami, gąbeczką albo pędzlem i za każdym razem wygląda świetnie, bez smug czy plam. Kolor? Idealnie wyważony – ani za pomarańczowy, ani za ziemisty, więc pasuje do większości karnacji i nie daje efektu „brudnej” skóry. Świetnie stapia się z cerą i dosłownie wtapia w podkład, nie robi efektu ciężkiej warstwy. Dzięki temu możesz budować intensywność – od delikatnego ocieplenia twarzy po bardziej wyraziste konturowanie. Co mnie najbardziej zachwyca, to jego wykończenie – to nie jest typowy mat, ale też nie tłusty glow. To takie zdrowe, naturalne rozświetlenie, które sprawia, że skóra wygląda promiennie i świeżo, a nie płasko i suchawo. Dodatkowo, trwałość jest naprawdę na poziomie – bronzer nie znika w ciągu dnia, nie zbiera się w liniach mimicznych i nie ściera się nierównomiernie. Jeśli lubisz lekkie, kremowe formuły, które dają efekt drugiej skóry i są banalnie proste w aplikacji, to ten bronzer jest totalnym strzałem w dziesiątkę. To taki kosmetyk, który sprawia, że nawet bez makijażu wyglądasz zdrowo i promiennie. No sztos!

Bardzo fajny bronzer, bardzo fajnie się wtapia w skórę, jest delikatny i szybko się nim pracuje. Minusem jest opakowanie, ja bardziej preferuje bronzery w sticku. Ten bronzer jest bardzo wydajny.

Bronzer sprawdził się u mnie bardzo dobrze, ale jest z tych bardziej twardszych - trzeba go troszkę bardziej rozgrzać palcem wtedy na twarzy wygląda pięknie! Próbowałam aplikacji z tym bronzerem na wiele sposobów i najlepiej zdecydowanie sprawdza się 'rozgrzanie' go palcem, wtedy robi się bardziej plastyczny. Kupiłam z polecenia na YT, początkowo byłam nastawiona tak średnio, ale po dłuższym użytkowaniu polubiliśmy się! Trzeba nauczyć się nim obsługiwać! Produkt zamknięty jest w szklanym okrągłym słoiczku z zakrętką. Ma delikatny, ale przyjemny zapach, który nie jest wyczuwalny na twarzy. Co do koloru, posiadam odcień 02 TAN KISSED i jest to ciepły odcień. Co do blendowania jest ok, ale tak jak wyżej pisałam- musi być trochę rozgrzany. Na twarzy wygląda pięknie! Polecam

Moja przygoda z konturowaniem na mokro zaczęła się nie dawno... Z różnymi skutkami, a tutaj mamy cudeńko. Wszystko świetnie zapakowane. Kartonik szklany masywny słoiczek z nakrętka. W niej kremowa maselkowa konsystencja i delikatny słodki zapach. Odcień O1 trochę jaśniejszy niż mleczna czekolada. Idealny dla bledsza karnacji Cudownie podkreśla produkt którym nie sposób narobić sobie krzywdy w postaci plam. Idealnie wtapia się w podkład nie ciastkuje nie zjada podkładu nawet spory upał wytrzymuje. Intensywność jego zależy tylko od tego ile ho sobie dolozycie wtedy będzie bardziej intensywny , a i zapomniała bym wydajny Dla mnie ideal

Uwielbiam go. Mam odcień 02, który jest przepiękny. Bronzer ma dosyć zbitą konsystencję. Jednak to w żaden sposób nie utrudnia jego aplikacji. Wręcz przeciwnie. Blenduje się jak masełko. Jego pigmentacja jest wyważona. Nie robi plam na twarzy. Dobrze współgra z podkładami. Wykładam go na dłoń a później gąbeczką lub pędzlem aplikuje na twarz. Czasami zdarza mi się nakładać go bezpośrednio ze słoiczka i taki sposób też się sprawdza. Ma dosyć świetliste wykończenie ze względu na swoją formułę. Nie zastyga, więc można go utrwalić południem, albo bronzerem prasowanym. I uwielbiam ten zapach.

Bardzo lubię markę Paese. Zazwyczaj kosmetyki tej marki sprawdzają się w moim makijażu, więc stoisko tej marki w drogerii jest takim moim „safe place”. Na bronzer natrafiłam na Instagramie i choć raczej nie daję się porwać influencerskim rekomendacjom, tak po niego poleciałam niemal natychmiast. Wybrałam dla siebie odcień 01 -w gamie kolorystycznej mamy jedynie dwa kolorki, dwójka jest cieplejsza, mam wrażenie że wpada w ultrasubtelne rudości, więc wybór jedynki był dla mnie bardziej niż oczywisty. Jedynka to taki chłodny, bezpieczny brąz. Bronzer zamknięto w minimalistycznym, szklanym, okrągłym słoiczku z zakrętką w kolorze odcienia kosmetyku -ja bardzo lubię taką prostotę, więc dla mnie bomba, „sroczki” będą niepocieszone. Konsystencja produktu jest niesamowicie plastyczna, kremowa, lekko masełkowata ale to nic, co pozostawiałoby tłuste wykończenie. Bronzer ma delikatnie słodki zapach, który czuć podczas aplikacji, co ze względu na jego przyjemną woń jest plusem. Bronzer nakładam na podkład standardowo na policzkach, po bokach twarzy, do konturowania nosa oraz na czole na linii włosów. Wydobywam go palcem i nakładam na twarz, po czym wklepuję beauty blenderem. Proces ten przebiega bardzo przyjemnie, bezboleśnie, bez powstawania plam i bez przerysowania. Kosmetyk rewelacyjnie się wtłacza w skórę, świetnie współpracuje z podkładem nie robiąc dziur czy nieestetycznych nierówności, które powodują że człowiek zamiast na wykonturowanego wygląda na niedomytego ;) Spokojnie można budować efekt i to naprawdę wielokrotnie, bowiem konsystencja jest satynowa, nie zasycha, a więc dokładanie kolejnych warstewek nie działa na niekorzyść dla makijażu. Bronzer pozwala uzyskać bardzo delikatny efekt skóry muśniętej słońcem jak i naprawdę fajnie wykonturowanej. Produkt współpracuje dobrze także z kremowym różem oraz korektorem -generalnie z całym makijażem „siedzi” na skórze jak należy. Jest trwały, nie znika z twarzy po kilku godzinach, a towarzyszy mi do wieczora, aż do demakijażu. Nie odnotowałam żadnego negatywnego wpływu bronzera na stan mojej skóry. Żadnego wysypu, wysuszenia -nic z tych rzeczy. Produkt odznacza się także bardzo fajną wydajnością. Co tu dużo mówić -bałam się trochę tego modnego kremowego konturowania, a tu okazało się, że z właściwym produktem jest to raz, że banalnie proste, dwa -daje o nieeebo piękniejszy efekt niż tradycyjne konturowanie „suchym” bronzerem. Jestem zachwycona tym, jak łatwo pracuje się z tym kosmetykiem i nawet nakładając przesadną jego ilość idzie to pięknie wklepać i można nadal cieszyć się ekstra makijażem. Trwałość nie ustępuje produktom suchym, a wydajność zdaje się być nawet lepsza. Do tego cena, która jak najbardziej idzie w parze z jakością. Oj polecam i to bardzo.

Byłam dosyć zaskoczona tym bronzerem. Po pierwsze po raz pierwszy miałam w ręku taką konsystencję bronzera, zawsze używałam tych prasowanych, a ten naprawdę mnie przekonał do siebie. Bronzer ma średnie krycie, nie zrobiłam nim sobie krzywdy, jest bardzo trwały. Naprawdę dobrze się go rozprowadza na twarzy. Świetnie wpasowuje się w podkład i dobrze gra z prawie każdym moim różem. Cena jest trochę wysoka, ale bronzer jest wydajny, nie zużywa się go bardzo dużo, więc myślę, że to produkt na minimum półroczne używanie. Polecam przetestować.

Dziwi mnie, że ten bronzer ma tak mało recenzji. Jest przewspaniały. Oczywiście, Paese ostatnio potrafi w opakowania produktów, więc i ten bronzer najpierw przyciągnął moją uwagę tym aspektem. Piękny oszroniony słoiczek z minimalistyczną nakrętką w kolorze produktu, który znajduje się w środku. Jest to kompletne przeciwieństwo stylistyki, którą regularnie serwują nam inne firmy kosmetyczne i jakże konieczny powiew świeżości. Sam produkt ma fajną formułę. Jest zbity, więc będzie wydajny. Formuła jest jakby "gumowana", w związku z tym nie nabiera się jej dużo na pędzel, co ułatwia aplikację nawet początkującym osobom, bo nie da się z nim przegiąć. Posiadam cieplejszą wersję kolorystyczną i idealnie do mnie pasuje, Stapia się z makijażem twarzy bez smug i dziur w podkładzie. Jest nietłusty, więc wygląda jak zwykły bronzer, a nie tłusty krem siedzący na cerze. Do tego utrzymuje się od rana do późnej nocy. Cena jest adekwatna do jakości, a wręcz nawet za wyższą cenę kupiłabym go ponownie. Jedyna wada jest taka, że przez tą zwartą konsystencję produkt ma tendencję do zbijania się w sobie w opakowaniu i czasami trzeba przetrzeć powierzchnię wacikiem kosmetycznym, żeby lepiej się nabierał.

Mój pierwszy bronzer w kremie. Wiązałam z nim duże nadzieje i oczekiwałam, że będzie prosty do nauki konturowania na mokro. Niestety nie do końca mi się sprawdza. Opakowanie to jest coś co mnie kompletnie urzekło i ostatecznie przeważyło nad decyzją o zakupie. Kosmetyk zamknięty jest w szklanym słoiczku z plastikową pokrywką. Kolor pokrywki idealnie psuje z kolorem produktu. Słoiczek jest bardzo poręczny i elegancki. Wybrałam odcień 01. Moja cera jest raczej w ciepłych tonach i możliwe, że nie trafiłam z kolorem. Numer 02 wydawał mi się zbyt pomarańczowy. W jedynce urzekło mnie to, że jest neutralny i uniwersalny. Po nałożeniu w strategicznych miejscach bronzer wygląda u mnie bardziej jak mocniejsza opalenizna niż faktyczne konturowanie. Niby da się to nasycenie budować, ale nie potrafię uzyskać optymalnego efektu. Ale znowu, może dla mnie jest po prostu za jasny. Gdy maluję w okolicach nosa to efekt jest już kompletnie subtelny. Nie umiem precyzyjnie go nałożyć. Konsystencja nie do końca jest kremowa w klasycznym rozumieniu. Nie jest to krem. Jest to jakby wosk, który przy potarciu trochę się roztapia i przechodzi na gąbeczkę. Dozuje się mało produktu, więc pocierać trzeba mocno. Rozświetlacz z tej samej serii, który kupiłam do kompletu, jest miękki jak masełko i wypada pod tym względem o wiele lepiej. Aplikacja za pomocą gąbeczki jest najlepszym pomysłem, bo produkt lepiej wyglada przy wklepaniu w skórę. Przy pociągnięciu pędzlem robiły mi się czasem smugi. Formuła jest zastygająca, ale nie w całości. Pozostaje zdrowa satynowa poświata. Dobrze się wtapia w krem BB i dobrze się blenduje z różem i rozświetlaczem. Efekt końcowy daje naturalne podkreślenie. Wpisuje się to w trend makijażu „no make-up”. I o ile w rozświetlaczu ten naturalny efekt mi odpowiada, tak przy bronzerze oczekiwałabym jednak silniejszego budowania nasycenia. Mam nadzieję, że zimą gdy zejdzie mi trochę opalenizny będzie mi się go lepiej używało.

Jeśli nie macie wprawy w konturowaniu na mokro to jest to produkt dla Was. Przetestowałam tego typu produktów bardzo dużo, ale z tym pracowało mi się najlepiej i najszybciej. Mam odcień 01. Wpada on w neutralno-chłodne tony (zależy od karnacji). Konsystencja jest zbita. Nakładam go pędzlem - traktuje go praktycznie jak suchy bronzer, ale wykonuję ruch wklepujący niż rozcierający. Blenduje się jak marzenie. Nie robi żadnych plam. Utrzymuje się cały dzień. Nie ściera podkładu. Można go dokładać i dalej wygląda naturalnie. Uwielbiam go <3

Tekstura tego bronzera jest absolutnie niesamowita. Jest miękka, gładka i bardzo łatwa do aplikacji. Konsystencja kremowa sprawia, że produkt pięknie stapia się ze skórą, nadając jej subtelny i naturalny odcień. Nie ma problemu z rozcieraniem i nie zostawia smug czy plam. Blush Kissed ma piękny, delikatny odcień, który świetnie komponuje się z moją karnacją. Nie jest zbyt intensywny, co pozwala na stopniowe budowanie koloru, dostosowując go do swoich preferencji. W rezultacie wygląda on bardzo naturalnie i daje efekt subtelnie opalonej skóry. Mam skórę suchą i Cieszę się również z trwałości tego produktu. Blush Kissed utrzymuje się na mojej skórze przez cały dzień bez potrzeby poprawek. Nie roluje się, nie blaknie i nie traci intensywności. To naprawdę imponujące, zwłaszcza że mam tłustą skórę.

Konsystencja dość tłusta, ale nie roztapia podkładu. Mało wydajny, żeby podkreślić kontur trzeba się trochę namachać gąbką. Mam go od tygodnia i już nie ma 1/3 opakowania. Zapakowany w słoiczek, ta forma opakowania też mi nie odpowiada, ale widziały gały co brały :) Kolor 01 po nabudowaniu jest idealny. Wiem, że paese stać na wypuszczenie czegoś lepszego. Większy pigment i byłoby Okey.