Huda Beauty Kayali, Eden Sparkling Lychee 39 EDP 

Liczi… Liczyłam, że jak w nazwie jest „liczi”, to poczuję świeży, owocowy zapach. Ale tak nie jest, niestety. Nie czuć za bardzo owoców. Przez chwilę po użyciu czuć wanilię, która szybko znika i mamy już tylko zapach niczym nie wyróżniający się, przeciętny. Nie jest jakiś brzydki, ale na pewno to nie jest „mój” zapach. Kojarzy mi się z dojrzałą kobietą i to „liczi” i opakowanie, i flakon w ogóle mi nie współgrają. Zapach na skórze utrzymuje się cały dzień. Z biegiem czasu, po kilku godzinach zdecydowanie słabnie. Butelka jest śliczna, ma ładny kształt i kolor, a zatyczka przypominająca kryształową koronę. Kartonik, w którym te perfumy są zamknięte też jest ciekawy, nowoczesny. Widząc opakowanie nożna pomyśleć, że perfumy są warte swojej ceny. Na stronie Sephora 50 ml kosztuje 485 zł. Jednak jak je rozpylam, to w ogóle nie czuję tej ceny. To nie jest zapach za taką kwotę. Dla mnie pachną znacznie taniej. Mój mąż o nich powiedział: są ordynarne, jak jakieś słodkie cukierki (landrynki), zapach dla starej baby.

Z marką Kayali mam tak,że podobają mi się zapachy, które dla większości nie są niczym atrakcyjnym. Uwielbiam Juicy Apple i tak samo jest ze Sparkling Lychee. Flakon jest piękny ponieważ delikatnie łososiowy kolor wspaniale prezentuje się z zatyczką imitującą diament. Jeżeli chodzi o sam zapach to odbieram go jako niezwykle optymistyczny i radosny. Mamy tutaj miks owoców np. liczi, jabłko czy cytrynę ale także kwiaty takie jak róża czy mój ukochany jaśmin. Całość w dosłodzona jest cukrem i wanilią i jest osadzona na drzewnej bazie. Zapach na skórze zmienia się ponieważ najpierw mamy owocowo-kwiatowy prysznic, który później delikatnie cichnie i staje się bardziej słodki wpadający w cukierkowe tony. Na mojej skórze zapach układa się bardzo ładnie, nie czuć nut chemicznych czy szamponowych. Trwałość to mniej więcej 5 godzin i mogłaby być nieco dłuższą.

W tym zapachu niewiele mi się podoba, ale trwałość jest skandaliczna. Zapach ulatnia się całkowicie po 5-10 minutach. Taką sytuację miałam niedawno z Acqua do Gioia, gdybym nie kupiła w perfumerii byłabym pewna, że kupiłam podróbkę. Tu mam podobnie. Zapach wyparowuje w kilka chwil do zera... Byłam niezmiernie ciekawa zapachów Kayali, jednak po powąchaniu ich w perfumerii mój zapał osłabł. Niemniej miałam jeszcze 2 próbki zapachu i postanowiłam im się lepiej przyjrzeć. Eden sparkling lychee to zapach, który przypomina mi małe czerwone cukiereczki sprzedawane w pudełeczkach w czasach mojego dzieciństwa. Kolejne skojarzenie to sfermentowany kompot. Posiada słodkie, ale chemiczne w odbiorze nuty, przełamane czymś cierpkim, co odbieram jako wspomniany kompot, który spędził cały dzień na blacie. Kompletnie nie czuję bogactwa nut zapachowych podanych przez producenta. Zapach jak dla mnie pachnie tanim żelem pod prysznic. No a brak trwałości przy tej cenie bulwersuje.

Kayali Eden Sparkling Lychee 39 w pierwszej chwili od rozpylenia bardzo przypomina mi zapach z dzieciństwa, a dokładnie zapach kultowej "gumy kulki". W nutach głowy mocno wyczuwalny jest akord liczi oraz czarnej porzeczki. Jest bardzo słodki i musujący. Po kilku minutach zaczyna być wyczuwalna róża oraz jaśmin. Czujemy otulenie kwiatowe. Po kilku godzinach zapach zostawia na ciele słodki, bardzo przyjemny, pudrowy akord. Czujemy tam wanillię oraz drzewo sandałowe. Kayali Sparkling Lychee 39 jest bardzo długo wyczuwalny na ciele oraz ubraniach a nawet włosach. Polecam ! Zapach słodko-owocowy na każdą porę roku! :)

To niezwykle młodzieńczy i przyjemny zapach jakby soczyste maliny w upalny dzień. Lubię słodkie zapachu, ale tylko gdy nie są ciężkie i mdłe. Ten zapach ma w sobie słodycz, szczególnie na początku jednak jest rześki jak powiew wiatru. Jest on niczym wakacje na wsi w ogrodzie pełnym owoców i kwiatów. Myślę, że pierwsze skrzypce gra musujące liczi, ono daje ten malinowy aromat, natomiast róża damasceńska pojawia się później. To takie perfumy z ogonem gdzie owocowy zapach jest na początku a z biegiem dnia przechodzi w bardziej zmysłowy i kobiecy zapach róży z wanilią i czarną porzeczką. Muszę przyznać, że nawet nastoletnia córka podkrada mi te perfumy i jest nimi oczarowana. Zapach utrzymuje się cały dzień, choć na początku jest intensywny, później jest już tylko aurą.

Szklany i dosyć ciężki flakon ukryty jest w solidnym pudełeczku, przypominającym szkatułkę. Buteleczka w kształcie kamienia szlachetnego z zatyczką niczym kryształ. Złote elementy przywodzą na myśl produkt luksusowy. Na pudełeczku i z tyłu flakonu wybite są główne nuty zapachowe, co jest dla mnie świetnym pomysłem, bo wiem po co sięgam. Otwarcie zapachu to zdecydowanie soczyste i lekko kwaśne liczi, później czuć wyraźnie różę damasceńska, finał to słodycz bursztynu i ciepło drewna sandałowego. Zapach przenosi nas do ukwieconego ogrodu w ciepły, letni dzień z towarzyszącym musującym i orzeźwiającym drinkiem ala spritzer w dłoni. Moim zdaniem zapach jest zgrabnie wyważony, został zachowany balans pomiędzy świeżością, słodyczą i ciepłem. Bardzo kobiece i zmysłowe perfumy, raczej na lato, na dzień, do spryskiwania się w ciągu dnia. Trwałość nie powala, max parę godzin, potem zapach staje się przyskórny, ale dalej towarzyszący. Projekcja średnia, a nawet słaba, z pewnością brak ogona i raczej nikt nie reaguje na zapach, więc są bezpieczne. Natomiast na ubraniach utrzymują się wyjątkowo długo, nawet kilka dni. Nie jest to mój zapach, preferuję inną kategorię, ale mimo wszystko doceniam te perfumy, bo nie są płaskie, ładnie się rozwijają i pozostawiają ciepły aromat na skórze. Jedyne do czego muszę się przyczepić to relacja trwałości do ceny, tutaj raczej mamy do czynienia z luksusową mgiełką do ciała.

Jak tylko się pojawiły nie mogłam się doczekać aż je wypróbuje. Różowy kolor bardzo do mnie przemawiał i ten piękny flakon. Niestety czar prysł po pierwszym psiku i powąchaniu. Moje pierwsza myśl - "ja już ten zapach czułam i znam". Bardzo skojarzył mi się z Angel Nova. Początkowo pachną mi tak samo, potem Kayali układają się trochę inaczej. Pierwsze co wyczuwam to tytułowe liczi oraz żelki? , jednak w miarę osiadania na skórze początkowa cierpkość zaczyna zanikać i wyczuwam kwiaty, jeszcze trochę później nuty bursztynu i cukru stają się bardziej wyraźne. I od czasu do czasu wyczuwalny jest cytrus. Przypominają mi trochę płyn pod prysznic, jakiś miszmasz w różowej butelce. Zapach jest lekki, podnoszący na duchu, słodki, ale nie mdlący. Gourmand wersja light. Z trwałością to tak różnie, na skórze szybko znika, może 3-4h? (ale moja skóra rzadko kiedy trzyma długo perfumy), ale na szaliku zostaje i czasem czuć go następnego dnia. Bardziej ja go wyczuwam aniżeli osoby z otoczenia. Dla mnie nie jest to zapach z ogonem, no może świeżo po psiknięciu tak. Póki co komentarza żadnego o nich nie dostałam. Ogólnikowo podoba mi się ten zapach, jest komfortowy na cieplejsze dni i nie przytłaczający, ale jest też dość krótkotrwały na mojej skórze, więc niekoniecznie warty jest swojej ceny i nie pachnie też drogo. Tak samo miałam w przypadku Eden Juicy Apple, ładny, krótkotrwały i za mało wyróżniający się na tle innych.