Aloesove Pink, Odżywczy krem do twarzy na noc 

Z kremem na dzień z tej serii wpadłam w klasyczną relację love-hate. Postanowiłam jednak się nie zniechęcać i nie skreślać z tej serii całkowicie. Następny w kolejce był ten na noc. Dałam mu szansę. Zacznijmy od tego, że ten krem należy do tych lejących, ale tłustych. I to tak konkretnie. Każdorazowo, niezależnie od tego jakie serum i toniki dawało się pod spód pozostawiał na twarzy potwornie tłusty film. Tutaj zmycie rano samą wodą nie wchodziło w grę - musiał wjechać jakiś żel/emulsja. Może zimą by mi to nie przeszkadzało, ale w sezonie jesiennym - już trochę tak. Pachniał typowo dla kosmetyków z serii Aloesove z dodatkiem jakiegoś kwiatka - czyli zapach ani ziębił ani parzył. Co do właściwości - był to po prostu poprawny, odżywczy krem. Mam cerę problematyczną. Z jednej strony bardzo sucha, z drugiej wypryski, z trzeciej skłonność do alergii, a jeszcze na to wszystko w tym roku próbuje wprowadzić retinol. Patrząc na to że w składzie jest kofeina i witaminą C liczyłam na trochę więcej - zazwyczaj to combo daje mi na buzi efekt rozświetlenia, tutaj nic. Po prostu odżywienie i nawilżenie. Czy kondycja mojej skóry się poprawiła - nie. Śmiem wręcz twierdzić, że jest minimalnie gorzej niż wcześniej. Różnica w napięciu skóry po jego zastosowaniu też nie jest jakaś znaczna - znam po prostu kremy, które sprawiały że skóra była bardziej napięta. Co do retinolu - nie miałam odwagi stosować tego kremu z tym składnikiem aktywnym. Niby była to stabilna pochodna witaminy c, jednak na te dni zdecydowałam się na coś innego. Opakowanie to poprawny airless typowy dla marki Sylveco. Ja mam zawsze problem z tego typu opakowaniami, że porcje produktu wychodzą z nich za duże. Tak było i w tym przypadku - krem był treściwy, więc taka jedna pompka starczyła na twarz, szyję, dekolt i ramiona. Samo opakowanie wystarczyło mi na dwa miesiące - przy tej objętości kosmetyku mogło by wystarczyć na dłuższej, ale nie chciało mi się w to bawić. Co do dostępności - ja zamawiałam na sklepie producenta. W drogeriach go nie utrafiłam. Jeśli chodzi o cenę - to około 60zł. Nie jest niby drogi, ale do najtańszych też nie należy. Szczerze - zużyłam bez większej przyjemności. Był poprawny. Krzywdy nie robił. Znam jednak kosmetyki, które mają po prostu lepszy stosunek ceny do jakości. Plus ten tłusty film i uczucie oblepienia na twarzy... Nie planuję kupić ponownie, ale gdybym kiedyś musiała, to wiem że to bezpieczna opcja.

Krem u mnie wywołał podrażnienie skóry, pieczenie, zaczerwienienie. Nie chciałam, aby się on zmarnował więc zużyła go moja siostra. Nie lubię marnowania kosmetyków. Moja siostra po miesiącu stosowania tego kremu zauważyła znaczną poprawę nawilżenia skóry, lekkiego rozświetlenia, redukcji przebarwień, odżywienia i zregenerowania skóry. Jej skóra twarzy jest teraz bardziej napięta i jędrna niż wcześniej. Krem ma w swoim składzie składniki aktywne takie jak witamina C, koenzym Q10, kofeina, kompleks AHAG. Ma on delikatny zapach. Jego konsystencja jest lekka.Jest on w różowej buteleczce z pompką. Łatwo się go aplikuje na skórę twarzy. Ten kremik u mnie się nie sprawdził, ale moja siostra jest nim zachwycona. To jest przykład tego że nie u wszystkich sprawdzi się ten sam produkt. Moja siostra go pokoachała całym sercem.