Pewnego dnia wpadłam do apteki i rzuciłam się na pierwszy odżywczy krem jaki zauważyłam na półce. A że był zaznaczony jako produkt w promocyjnej cenie, czyli lepiej widoczny, to nie szukałam dalej. I pożałowałam.
Mój błąd. Nie sprawdziłam przed zakupem składu kremu, a chodzi mi konkretnie o parafinę i silikon, które znajduję na drugim i trzecim miejscu. Nie chcę tworzyć czarnego PR-u tym substancjom ponieważ jest mnóstwo osób, które tolerują je w pielęgnacji. Mojej skórze twarzy jednak nie służą (silikony w mniejszym stopniu) i staram się ich unikać. Po zastosowaniu kosmetyku z parafiną moja cera (odwodniona, przetłuszczająca się w niewielkim stopniu) szybko się przesusza. Niby ta substancja powinna tworzyć film, który zapobiegnie utracie wody z naskórka, a u mnie działa odwrotnie, mam takie wrażenie. Każdy krem do twarzy, który zawiera w składzie parafinę skutkował tym samym – przesuszeniem.
Tak też było w tym przypadku. Zadowolona z zakupu nałożyłam kosmetyk na skórę wcześniej potraktowaną serum i stwierdziłam „O, miło się zrobiło. Twarz taka mięciutka, krem dobrze się wchłoną, pozostawił taki delikatny satynowy film na skórze, który nie przeszkadza w nałożeniu makijażu. Super trafiłam”. Czułam, że skóra jest fajnie nawilżona, zyskała odżywienie. Ale po kilku godzinach zaczęłam odczuwać lekkie ściągnięcie, które się nasilało. Od razu wiedziałam co jest grane. Zanurkowałam w kosmetyczce, wyjęłam tubkę tego kremu, patrzę na skład… i, delikatnie mówiąc, się zdenerwowałam. Ale kogo tu winić?! Znam swoją skórę, wiem, że powinnam unikać parafiny, silikonów też, choć one aż tak źle nie działają na cerę w moim przypadku. Przy każdym zakupie staram się sprawdzić, czy kosmetyk zawiera te składniki, a tym razem po prostu pośpiech uśpił czujność.
Postanowiłam zużyć szybko kosmetyk do ciała, ale tu też porażka. Pierwsza szorstkość i dyskomfort pojawiły się na łydkach i „rozchodziły się” po ciele.
I co, mam zmarnować nowo otwarty kosmetyk? Ale chwila, parafina to mimo wszystko sprzymierzeniec skóry dłoni, może nie wymarzony, ale często stosowany. I tak oto krem do twarzy za 50 zł skończył jako kosmetyk do dłoni. I źle nie jest. Może nie jest to produkt, który ratuje skórę, ale przynajmniej wciągu dnia nadaje dłoniom lekkiego nawilżenia i zmiękcza naskórek. A że często myję dłonie, to przynajmniej wykorzystam w ten sposób tą moją nieszczęśliwą pomyłkę.
Warto nadmienić, że krem posiada delikatny, nieco mydlany, ale przyjemny zapach, który utrzymuje się na skórze dłuższą chwilę. Pozytywnie odbieram również opakowanie w formie wygodnej w użyciu tubki, która zamykana jest na klapkę.
Lwia część recenzji na temat tego kremu jest pozytywnych i wierzę, że kosmetyk jest dobry, ale jeśli są skóry, którym parafina nie służy, powinny się zastanowić przed zakupem. Gdyby zastąpić te nieszczęsne składniki (parafinę i silikon) innymi składnikami, myślę, że krem fajnie by się sprawdził, bo pierwsze wrażenie było naprawdę przyjemne.
Zalety:
- wygodne opakowanie
- krem dobrze się wchłania
- pozostawia jedynie subtelny, satynowy film
- współgra z makijażem
Wady:
- początkowe uczucie odżywienia i nawilżenia szybko ustąpiło miejsca uczuciu ściągnięcia
- parafina i silikony nie służą mojej skórze
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie